Znowu coś o mnie ukazało się w prasie. Personel jest jeszcze bardziej spięty. Nigdy nie mieli kontaktu z kimś takim, nie wiedzą, jak się zachować, ale na pewno mają więcej okazji do plotkowania.
A ja nieustannie się dziwię, że psychiatria się nie rozpada, funkcjonując na dwóch przeciwstawnych biegunach, ciągnąc po bruku ładunek dynamitu z zapalonym lontem. To kolejna niepoznawalna tajemnica bytu. Sama nie skruszę muru psychopatii i nienawiści.
Wypadek na sąsiednim oddziale. Kipiało, dymiło, kiedy kolejny, który usnął z papierosem w ustach, został zwęglony i nie przypominał wymodlonego cierpienia. Pchnięty palcem, zamienił się w proch.