Dziewczyny w akademiku miały pretensje, że za wcześnie chodzę spać, gaszę radio, zamykam okno. Nie potrafiłam im wytłumaczyć, że biorę neuroleptyki, które ścinają mnie z nóg, a otwarte okno powoduje kolejne zapalenie płuc.
Chyba nie potrafiłyśmy się porozumieć w odpowiednim momencie. Grałam silną, skąd miały wiedzieć, że wieczorami padam bez tchu, z pękającą głową, z marzeniem o idealnym spokoju, by przetrzymać siebie i kolejny rok studiów. Cały czas byłyśmy jak mijające się orbity nieznanych planet.