Marzena nie żyje. Umarła wieczorem. Zrobiła sobie ten ostatni zastrzyk w tajemnicy przede mną. Zamknęła się w łazience. Czułam, że coś się tam dzieje, wyważyłam drzwi. Był już właściwie koniec. Przeniosłam ją na łóżko i wezwałam pogotowie. Usiłowałam ją reanimować, serce nawet na chwilę ruszyło. Lekarz z pogotowia stwierdził zgon.
Gdy zabrali ciało, ulotniłam się, lekarz wezwał milicję. Całą noc chodziłam po ulicach jak otępiała, podświadomie tylko czułam jakiś straszliwy ból.