Rano mamy zajęcia z jogi, bieg transowy i medytacje. Praca z ciałem jest cudowna. Powracają wspomnienia o karate, wtedy potrafiłam pomimo choroby wziąć swe ciało we władanie.
W grupie czuję, że znowu uciekam do szklanej kuli. Obrastam nieznaną siłą, która nie pozwala mi na kontaktowanie się z drugim człowiekiem na poziomie uczuć.
Powróciłam do palenia papierosów. Napięcie rozrasta się wewnątrz mnie niczym złośliwy wrzód i trzeba je wypalić. Nie jest to optymalna metoda dla mego serca, ale teraz nie potrafię inaczej zagłuszyć skowytu, który mnie wypełnia, gdy widzę płacz na wcześniej obojętnych twarzach.