Niekiedy wydaje mi się, że jestem na granicy psychozy, z depersonalizacją, urojeniami, halucynacjami, po to, by powrócić do rzeczywistości z jasnym i logicznym umysłem, bezbłędnym wyczuciem patologii u innych. Tak jakbym sterowała moim życiem psychicznym, lecz ono włada mną często i spadam w otchłań rozpaczy, paranoję lęku, rozbijam się na zwielokrotnione JA.
Ile sił wtedy trzeba w sobie udźwignąć, ile wiary w sens, w człowieka, w światło, w Boga, w życie? Ile trzeba unieść w sobie rojeń, marzeń, pragnień, straceń?