Trzymali mnie w pasach przez trzy dni, ładowali we mnie fenactil. Byłam obojętna na wszystko. Odwiedził mnie adwokat. Powiedział, że niedługo rozprawa, ale to będzie zależeć od mojego stanu zdrowia. Lekarze mają zadecydować, kiedy będę mogła być na sprawie. Siedzę apatyczna i niewiele do mnie dociera. Jest tutaj bardzo niespokojnie. Ciągle ktoś krzyczy, ciągle kogoś wiążą w pasy i kaftan.
Sanitariusze od razu biją, gdy ktoś jest agresywny.
Koniec człowieczeństwa?
Tutaj nie ma ludzi.