Znowu szukałam Marzeny wśród ludzi na ulicy. Widzę, jak idzie roześmiana, młoda, bezzębna staruszka, wyniszczona, z drugimi włosami, szukająca dostawcy po bramach. Chcę wtedy podbiec, chwycić ją za ramię i powiedzieć – nie chodź tam, Marzena, tam śmierć.
Po co mi to wszystko? Szarpanie się z ludźmi, ze światem realnym. Nie potrafię nadal pomieścić się w granicach własnego JA. Właśnie teraz jestem tak daleko od ludzi, zamknięta w wewnętrznym świecie i na kolejnych stronach dziennika.