Spotkałam dzisiaj Filipa. To on zrobił mi pierwszy zastrzyk morfiny. Pytał mnie, czy mam problemy z towarem, zaofiarował mi swoją pomoc. Wyglądał okropnie. Ma już zaniki mięśni na rękach, a w co się wkłuwa, to doprawdy nie wiem. Ucieszył się, że grzeję. Przyjemniej jest razem umierać. Powiedziałam mu, że nic od niego nie chcę. Jest żywym trupem. Zaproponowałam mu leczenie w sanatorium, chciałam go tam zawieźć. I wtedy powiedział: – Baśka, przecież my jesteśmy oboje już skazani, więc po co ta zabawa w psychiatryki. I poszedł swoją drogą.
To spotkanie bardzo mnie przygnębiło. Wróciłam do domu i płakałam, nie mogłam się w ogóle uspokoić. Tak bardzo zachciało mi się żyć, i to żyć normalnie.