Skończyłam dzisiaj 19 lat. Rodzice zrobili małą rodzinną kolację z winem. W dniu urodzin zawsze jestem smutna. Wtedy robię rachunek sumienia. Zawsze wypada na niekorzyść dla mnie.
To wszystko boli, całe moje doświadczenie, koszmar, który do tej pory przeżyłam. Niekiedy bardzo pragnę, by się to wszystko skończyło. Chciałabym odejść, ale tak, żeby to była świadoma decyzja, a nie depresyjne przeżycie.
Czasami wydaje mi się, że doskonale to czuję, czuję siebie, świat. Jestem pozornie spokojna. I wtedy przychodzi smutek. Jak to jest, że nagle pewnego dnia zaczynasz rozumieć, że nie masz przyjaciela. Ta cholerna, idiotyczna pustka wypełnia się o jeszcze jedną dziurę. Jesteś sama. Odczuwasz wtedy dziwny niepokój.
Czy można mnie oswoić?
Dlaczego wszystko obraca się przeciwko mnie? Bo sama jestem przeciwko sobie. Niszczę się systematycznie, nie daję sobie żadnej szansy. Dokonuję okrutnego mordu na sobie.
A tak pragnę żyć.