Marzena nadal jest w szpitalu. Ma uszkodzoną wątrobę i trudno jej wyjść z żółtaczki.
Sama muszę sprzedawać towar. Daję starym ćpunom, wystrzegam się małolatów, nie mogę patrzeć jak trzynastki się wpieprzają. Rozmawiałam z Anną przez telefon. Mówiła, że bardzo się o mnie boi. Czuje, że się kończę. Rzeczywiście. Takich dawek nie brałam nigdy. Niedługo nie będę miała co sprzedawać.