Kiedy powracam do Lublińca, czuję, że staję się małym zwierzątkiem, wystawionym na urazy świata.
Przyjmuję lęk z większym spokojem, w zależności od jego siły. Zdarza się, że tratuje pokłady mego ja i pozornie zwycięża, lecz rano rodzę się z nowymi siłami niczym kolejna głowa smoka.
To nie obłęd, chociaż dla niektórych tak to wygląda. To niepowtarzalny twór, niepoznawalny dla nikogo, a mimo to ludzie, obcując ze mną, mają poczucie bezpieczeństwa, które wynika z odpowiedzialności za własne szaleństwo.