Nie zdechnę z głodu, bo utrzymują mnie rodzice. Co robić, taki system, że po studiach trzeba być idealistą albo idiotą.
Szpital staje się dla moich pacjentów zapomnianą wyspą, otoczoną ironią zdrowych i nienawiścią rodzin. Każda próba wymarszu stąd może skończyć się otwartą wojną, dlatego ich agresja kierowanie jest do galaktyki, gdzie zanika w drodze do światła.
– Nie mogę opanować mnogości moich światów – powiedziała do mnie młoda schizofreniczka.