Choruję i wypoczywam w domu. Trzeba zatrzymać się nad sobą, pochylić, by nie dać się sobie.
Myśl o narkotyku wypełnia mnie niczym wysychające jezioro, wypalone podczas suszy, lecz z pierwszym deszczem przemieniające się w głęboką toń, niebezpieczną nawet dla dobrego pływaka. Wbijam w dłonie paznokcie, lecz fizyczny ból nie daje ukojenia. I muszę krążyć z tą bańką w sobie jak z niebezpiecznym ładunkiem wybuchowym.