Czuję, że to blisko, bardzo blisko. We wrześniu pojadę na obóz higieny psychicznej i coś się wydarzy!!! Noszę to w sobie i tam się dokona moje przetworzenie, transformacja w nowe życie, a teraz jest sierpniowa, duszna noc, kiedy upijam się na smutno, samotnie.
O Boże, już wiem, dlaczego mógł tak gwałtownie odejść Wojaczek, tak powoli Ratoń, tak niespodziewanie Bursa. Czuję to teraz bardzo wyraźnie.
W fazie całkowitej dezintegracji, przemieszania wartości, podlewania alkoholem, tęsknoty. To wtedy takie oczywiste, że się odchodzi. Idzie się pod topór swego JA.
Ja zostaję.
Chociaż to teraz takie okrutne.
Świta, trzeba się położyć.
Ranek przyniesie ulgę i kaca.
Czy aby na pewno?