Anna toleruje mnie przez telefon. Jednak muszę się leczyć, za dużo pracuję, piszę, mam spotkania autorskie. Wszystko w dużym napięciu.
Pytam, dlaczego przeraża ich własne przerażenie. Język jest taki niedoskonały, istnieje „tragiczna miłość” i „dobre cierpienie”. Czy można kochać i cierpieć? Czy można cierpieć bez żadnego sensu?