Marzena jest w szpitalu. Straciła przytomność na ulicy. Stwierdzono zapaść, a poza tym znów ma żółtaczkę. Nie mogę jej odwiedzać, bo bym wpadła. Muszę robić wszystko sama, boję się przyjąć kogoś do pomocy.
Dawki lecą w górę, to normalne. Bardzo schudłam, prawie nic nie jem. Właściwie to nie mam już żadnej szansy. Chciałam się kiedyś z kimś zaprzyjaźnić, a skazałam się na samotność. Moje kontakty z ludźmi zawsze kończyły się katastrofą.