Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Tak… Mało prawdopodobne, ale wszyscy to powtarzają.

– Co rano budzę się ze zdrętwiałymi dłońmi i stopami. Do południa nie mógłbym operować nawet w razie nagłych przypadków. – Adams wrócił do starego tematu.

– Ja operuję nagłe przypadki. – Hjalmir uśmiechnął się. – Ale skoro Quirinu uważa, że nie uciekniesz, to niech bez opłaty zwolni cię od obowiązku zakuwania na noc. Ja się zgadzam.

81.

Rano, gdy gniew już minął, Hjalmir przyznał, że czasami udawało się przekonać kogoś z kolumn maszerujących z dala od przełęczy, a Czarne specjalnie przepędzały w pobliżu ich stanowisk wyjątkowo zatwardziałych głupców. Czytał o tym kiedyś w archiwach twierdzy.

Tydzień później zmarł Surister. Dzień przed śmiercią był nieprzytomny, parę dni wcześniej bredził w gorączce. Pogrzebali go blisko grani, usypując nad mogiłą wysoki kopiec z kamieni obok wielu podobnych. Zmarłych lub zabitych niewolników, jak brańców, pozostawiano na płaskowyżu.

Tego samego dnia do obozu dotarł kolejny posłaniec, wyzwoleniec legionowy Krippel. Został wykupiony przez legion, jako szczególnie zdatny do służby wojskowej. Był własnością jednostki wojskowej, a nie konkretnego człowieka i jego status nie różnił się od pozycji przeciętnego legionisty. Tyle że nie dostawał regularnego żołdu. Musiał wyróżniać się w walce, skoro uzbrojony był jak oficer: w samopał i kuszę; posiadał też sporo elementów zbroi i hełm pretoriański z czerwonym pióropuszem. Jego służba miała trwać do czasu, aż się nie wykupi, nie krócej jednak niż dwadzieścia pięć lat, jak u wolnego legionisty. Dlatego zwyczajowo mówiono na niego „wyzwoleniec”, chociaż był niewolnikiem.

Krippel przyniósł lepsze wieści. Drubbaal wsparty decymą Pachoma przegnał Czarnych nękających obóz na Nocnej Grani. Udało się zwabić cały ich oddział na Stronę Ludzi. Czarne dostały nauczkę. Jorge-Grizius nie mógł nadążyć ze skórowaniem, a potem skóry i czaszki przez trzy dni znoszono do Krum. Jednak w przełomowej bitwie poległo aż pięciu legionistów, a dwóch Czarne uprowadziły.

W obozie skończyła się żywność, więc Drubbaal wraz z decymą pretorii zamierzał się przenieść pod Mroczną Przełęcz. Miał tam pozostać, dopóki zapasy nie zostaną uzupełnione dostawami z Krum. Należało mu wysłać na spotkanie dwa korpusy z decymy Quirinu.

Blady strach padł na Adamsa. Nieuniknione właśnie nadchodziło. Aby się czymś zająć, wziął się do konserwacji swoich butów. Na razie ten model obuwia wojskowego był daleki od ideału: sztywne, wysokie cholewki obcierały łydkę, a onuce zsuwały się w marszu. Olej powinien zmiękczyć wyschniętą skórę.

Hjalmir, który przez cały dzień chodził skwaszony i zły, teraz przysiadł się i przyglądał pracy Adamsa.

– Zawiodłem się na twoich zdolnościach, Krawiec – zaczął. Adams przerwał robotę. Spojrzał pytająco.

– Nie robisz postępów. Za wolno się uczysz.

– Szyję poprawnie.

– To prawda. Szyjesz koronkowo, ale powoli. A tutaj czasem trzeba pozszywać czterech rannych w godzinę. Do tego się nie nadajesz.

– Nigdy nie byłem chirurgiem. Nie chciałeś mi wierzyć.

– Nie będzie z ciebie chirurg.

Adams przytaknął skinieniem głowy. Trudno było nie zgodzić się z tą opinią.

– Ile masz już pieniędzy? – zapytał Hjalmir. Adams rzucił mu spojrzenie.

– Odłożyłem dwanaście syceli na lepszą żywność czy wino. Upatrzyłem sobie też niezły kirys u płatnerza. Pasuje akurat na mnie. Jak go kto wcześniej nie kupi, to wkrótce powinienem mieć dość pieniędzy. Przyda mi się zbroja. Często wysyłasz mnie na płaskowyż.

– Dwanaście syceli, hę…?

Adams pokiwał głową. Nie przerywał roboty. Wysuszona skóra łapczywie chłonęła tłuszcz. Niewolnik miał prawo do własnych pieniędzy, właścicielowi nie było wolno mu ich odebrać.

– Jako wykupne zapłacisz mi dziewięćdziesiąt syceli.

– Wiem o tym. Mówiłeś mi już.

– Pora zapłacić pierwszą ratę.

– Już teraz? Tak nagle? Przecież nie mam obowiązku wykupywać się od ciebie…

Hjalmir uśmiechnął się nieszczerze.

– Dasz mi te dwanaście syceli, to policzę ci za piętnaście. Do spłaty pozostanie ci tylko siedemdziesiąt pięć.

Adams spojrzał na niego niechętnie. „Jak mnie Drubbaal zabije, to mniej stracisz?”, pomyślał. Jednak na początku pobytu na Linii często był bez grosza. Dwanaście za piętnaście – niezły przelicznik. Podstawowe jedzenie, które zapewniał mu Hjalmir, zupełnie wystarczało.

– Niech będzie, ale ogłoś tę propozycję przy Quirinu i przy korpuśnych.

– Nie ufasz mi…?

– Transakcja powinna być ogłoszona, no nie? – W ten sposób jednocześnie zmuszał chirurga do publicznego ujawnienia ceny wykupu. Hjalmir nie mógłby wtedy zmienić zdania. Adams wrócił do pracy.

82.

Quirinu nie spodziewał się pochwał za swoje ostatnie wyczyny. Służba sprawiała mu coraz więcej trudności. Był słaby, chodził wolniej. Wiedział, że żołnierze zauważają jego marną formę fizyczną. Dochodził do tego ustawiczny tępy ból brzucha, narastający z dnia na dzień. Coraz trudniej było mu wykonywać obowiązki dowódcy. Przekładało się to na chaotyczne, nietrafne decyzje. Doświadczony oficer na stare lata zrobił się apodyktyczny i konfliktowy. Teraz niemrawo poganiał żołnierzy, żeby doprowadzić oddział do jakiego takiego wyglądu. Kilka tygodni upłynęło od ostatniej potyczki z Czarnymi, a obóz przypominał bardziej chlew niż obóz wojskowy. Niewolnicy szwendali się bez celu. Pledy porozwlekane, łańcuchy rozrzucone wokół obozu. Przynajmniej branki odprowadzono na dół.

Skoro świt Quirinu wyprowadził na spotkanie Drubbaala wymagane dwa korpusy. Wcześniej kazał spętać wszystkich niewolników, w tym Adamsa. Wychodząc, nie odwołał rozkazu – może zapomniał. Odrętwiały Adams z niepokojem i zaciekawieniem wypatrywał, jak wyglądają najlepsi z najlepszych, Purpurowi, decyma pretorii.

Nadeszli koło południa. Już wcześniej płaśń obozowiska wypełniły szarpiący duszę głos dud i dzika nuta skrzypiec. Świadom efektu, Drubbaal przyprowadził oddział rzadko używaną, okrężną ścieżką od mylnej płaśni. Dzięki temu nie byli widoczni z dala, mozolnie zygzakując zakosami po piargu, i nagle wyłonili się przed oczami załogi obozu; wyglądali jak na paradzie.

Pochód otwierał trębacz, który wejście oddziału do obozu oznajmił chrapliwym hejnałem odegranym na zwiniętej w okrąg srebrzystej trąbce sygnałowej. Wylot trąby niemal kąsał ustnik, choć dźwięk zgrabnie omijał głowę trębacza. Za nim kroczył chorąży, dzierżąc maszt ze sztandarem na drzewcu, a przedstawiającym znak sotnika: skręconego, złotego smoczego węża o czterech nietoperzych skrzydłach i ostrych rogach. Rozdziawiał on paszczę, wystawiając rozwidlony język. Za chorążym szli dudziarz i skrzypek, którzy umilkli na czas hejnału.

Drubbaal przyprowadził ze sobą tylko siedmiu pretorian, rosłych dryblasów o zaciętych, jakby kutych w kamieniu szerokich twarzach, a łapach jak bochny. Wszyscy mieli pełne zbroje, składające się przynajmniej z napierśników, fartuchów, nałokcic, zarękawi i nagolenic oraz hełmy z gęstymi, czerwonymi pióropuszami wydatnie osłabiającymi ciosy bite maczugą na wprost. Na kirysach korpuśnych lub naramiennikach umieszczono złociste łby paradoksalne, wzorowane na twarzach i pyskach na ciele starego busierca. Podobnie uformowano fartuchy chroniące podbrzusze. Korpuśni mieli łbów więcej i bardziej ozdobne niż simple. Każdy z pretorian był przy mieczu i przy obrzynie oraz niósł złożoną kuszę na plecach. Purpura ich płaszczy różniła się od czerwieni używanej przez pozostałe decymy z Linii. Wszyscy nosili kilty o zielono-czerwonym tartanie. Kim był ów tajemniczy Hewensz, twórca tych oddziałów?

Czy utalentowanym oficerem z legionów brytyjskich, dziwacznym trafem zaplątanym w te okolice?

Zbroja prefektusa wyróżniała się ozdobami: licznymi łbami paradoksalnymi na piersi, brzuchu, plecach, a nawet ramionach i biodrach. Widać też takie busierce spotykano. Oczywiście i krocze, i dół miednicy od tyłu chroniły fartuchy przyozdobione płaskorzeźbami łbów busierczych, hełm wyposażono w rogi po bokach pióropusza, a twarz wyłaniała się jakby z mosiężnego, rozdziawionego busierczego pyska. Obrzyny pretorii przypominały ręczne armaty. Też strzelby lontowe, ale ładowane od tylca. Formowane na kształt strzelby policyjnej. Niektóre miały niezwykle dokładnie odrobione atrapy zamków skałkowych.

71
{"b":"100661","o":1}