Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Obóz był na samej Linii. Kiedy Czarne odważyły się podejść, a wreszcie się wdarły, nic się ich nie imało. Można im się było przeciwstawić dopiero na schodach; tamtędy przebiegała Linia. Mur i blanki oddaliśmy właściwie bez walki.

– To był stary obóz. Stawiając go, jeszcze wtedy nie wiedziano, jak dokładnie przebiega Linia.

– To prawda, ale później Drubbaal miał dość czasu, żeby go przebudować.

– Może się starzeje. Ja też się starzeję. – Quirinu uśmiechnął się do swoich myśli. – Kiedyś Czarne całkiem zmieniły trasy swoich przemarszów jedynie ze strachu przed Drubbaalem.

– Może pora, żeby się ożenił z tą swoją ciemnooką pięknością. Wiele problemów by to rozwiązało.

– Może pora, żebym ja się wycofał – burknął stary.

– Ty? Drubbaal cię nie puści. Barber skamlał, piszczał, ale dalej gania z pałaszem.

– Jak mi guz odrośnie, to poświęcę prawicę, żeby żyć.

Mrok dawno już zapadł, jedynie nad samym horyzontem jaśniał wąski pasek ciemnego błękitu. Mgła wolno, lecz konsekwentnie pięła się po zboczach. Ziąb ciągnął po kościach.

– Stawia naraz pierwszą i drugą linię umocnień. – Reutel staranniej zakutał się w czarne futro.

– Łatwiej donosić materiał. Szybciej idzie robota.

– Ale naraz dwie nie zamknięte linie. Drobne wycieczki przeganiamy, ale jak przyjdzie ten oddział, co nam rozbił obóz na Nocnej Grani, to weźmie nasze fortyfikacje spacerkiem.

– Drubbaal opiera się na raportach rachubców. Wychodzi z nich, że ataku nie będzie.

– Pod warunkiem, że on sam wyciąga z nich poprawne wnioski. Na Nocnej Grani się pomylił – odparł Reutel i ułożył się do snu.

Kostniejący z zimna za złomem skalnym rachubiec pretorii, Urbanyj, odczekał, zanim obaj oficerowie nie zaczną równo chrapać, i wrócił do obozu.

91.

Etatowy skład decymy wynosił trzy korpusy i dowódcę. Do akcji zwykle zabierano dodatkowo jednego z dziewięciu rachubców albo katrupów należących do sotni. Cała sotnia winna więc składać się z dziewięciu decym, dziewięciu pomocników i sotnika. Sotnikowi bezpośrednio podlegała decyma pretorii, której dowódca, prefektus, zwany był w Krum Drugim Szczurem. Wojsko broniące Linii nazywano legionem lub sotnią, lecz próżno by w niej szukać dziesięciu decym. Uzupełnienia z Dolnego Miasta ledwie wyrównywały straty, daleko było do osiągnięcia stanu etatowego.

Trzeba było docenić mądrość Drubbaala w dysponowaniu tak szczupłymi siłami. Taktyka ustawicznych wypadów na terytorium Czarnych, częstych starć, lecz bez angażowania poważnych sił, i jednoczesne staranne gromadzenie informacji o przeciwniku umożliwiały trzymanie wroga z dala od miasta. Jeszcze pamiętano rządy Czarnych w Dolnym Mieście, a niektórzy twierdzili, że kiedyś opanowały nawet twierdzę Krum. Drubbaal potrafił utrzymać Linię, dysponując kilkudziesięcioma legionistami, choć Czarnych były rzesze. Płaskowyżem ciągnęły ich setki, a przecież były to ciągle inne osobniki – zróżnicowanie ich wyglądu pozwalało tak sądzić.

Reutel poprowadził decymę pretorii na patrol. Zwabili kilkoro Czarnych na Stronę Ludzi i dosłownie rozstrzelali je z kusz. Cztery gabery i starego busierca (miał starte zęby i wyleniałe futro na grzbiecie, chociaż zupełny brak twarzy paradoksalnych). Czarne zachowywały się niezwykle pewnie. Bez obawy przekroczyły grań. Patrol nie zdążył przekroczyć Linii – Czarne ruszyły za nim w pościg, jak tylko dostrzegły legionistów na grani.

Z dnia na dzień zaczęto mówić o wielkich skarbach, jakie kryją się w ciemnościach, do których zmierzają Golcy.

– Skarby…? Tam skarby? – rzucił nieoczekiwanie Quirinu. – Sucha skała i szuter jak tutaj. Tyle że na dodatek mrok… – Stary wypił zbyt wiele i był dzisiaj hałaśliwy jak rzadko.

Zwykle dowódcy decym i pomocnicy popijali razem. Adams, prawie katrup, choć niewolnik, był tolerowany w ich kole.

– Trudno inaczej uzasadnić determinację Golców – odpowiedział Urbanyj. – Muszą tam iść w ważnym celu.

– Są prowadzeni przemocą – powiedział Adams.

– Podobno sam kiedyś nakłaniałeś jednego z nich, aby się do nas przyłączył? – Zerknął badawczo Reutel.

– Zachowywał się, jak owładnięty jakąś siłą, omotany natrętną ideą…

– Właśnie. Chciwość może tak opętać, że nie myśli się o niczym innym.

Adams zmilczał. Niewolnikowi nie wypadało się upierać w sporze z prefektusem.

– Gdyby im było źle, to wracaliby. A wracają tylko Suche i Czarne – zauważył Urbanyj.

– Suchy klekoce i bez biżuterii – ktoś rzucił i żołnierze ryknęli śmiechem.

Barber był już myślami w swojej przyszłej zagrodzie. Oczyma duszy widział siebie jako gospodarza i małżonka.

– Wrócisz ze złotem, ale z zarośniętymi jajami – powiedział.

– To plotka – powiedział Hjalmir. – Każdy z nas przechodzi na drugą stronę Linii i jeszcze żadnemu nie zarosły. Golcy już przychodzą tu z liśćmi na przyrodzeniu. Nie wiadomo, gdzie im to wyrasta. Może zanim wyruszą w Drogę Trupa?

– My nie oddalamy się zbytnio od Linii – powiedział Barber. – W większym oddaleniu jaja mogą zarosnąć fartuszkiem.

– Nawet wtedy strachu nie ma. W miesiąc po powrocie po liściu nie będzie śladu. Zresztą w kronikach nie podają, żeby jakiemu legioniście jaja zarosły od patrolowania.

Rano dowiedzieli się, że Drubbaal zamierza wysłać oddział na Czarny Wschód, gdzie odchodziły transportowane grupy ludzi. Mówiono, że ci zwiadowcy będą mogli zachować całe zdobyte złoto dla siebie. Do kasy legionowej oddadzą tylko trzecią część zdobytego srebra i kosztowności. Najpierw mówiono, że zostaną wysłani ochotnicy, jednak odczytany dzień później przez Urbanyja rozkaz Drubbaala stanowił, że wyprawę poprowadzi Pachom. Dowódca uniknął osobistego przekazania trudnego rozkazu. Nie czuł się jeszcze dobrze.

Ponieważ decyma Pachoma była mocno przerzedzona, miał z niej wziąć tylko jeden swój korpus, ale za to najlepszy – Bethmanna. Konie Robocze byli wyszkoleni jak pretorianie. Od Quirinu Pachom miał dostać korpuśnego Aldnoya oraz Krippela i Barbera, jako simpli. Nigdy nie walczyli w jednym oddziale, ale Barber był najbardziej doświadczonym żołnierzem w obozie. Po tej wyprawie czekał na zwolnienie do cywila i odprawę. Jako felczer i rachubiec miał im towarzyszyć Adams.

Choć gadanina Barbera była nie na rękę dowódcy i było jasne, że zostanie wysłany, to wszyscy uważali Pachoma za ulubieńca Drubbaala, był przecież bratem Adali. Jego udział w niebezpiecznej wyprawie uznano zatem za dowód sprawiedliwości i bezstronności sotnika. Dowództwo nieudolnego Quirinu skazałoby zwiad na niepowodzenie, Reutel zaś z pretorianami nie mógł opuścić sotnika.

Adams chciał powiedzieć, że ten rozkaz to wyrok śmierci na niego i na pozostałych żołnierzy. W porę jednak ugryzł się w język – w pobliżu był Urbanyj. Gdyby to powiedział, wyrok na nim zostałby wykonany wcześniej.

Hjalmir jednak nie zachował powściągliwości – klął w żywy kamień. Przez tę wyprawę tracił przecież sporo pieniędzy. Poszedł wprost do sotnika z zażaleniem. Był pewien swojej pozycji najlepszego katrupa legionowego. Nie pomogło mu to; dowódca rozkazu nie zmienił.

– Możesz iść sam, chirurgu. Wtedy ocalisz swoją własność. Wzbogacisz się bardziej – powiedział mu Drubbaal. W końcu jednak zadecydował, że decyma Pachoma odkupi trzydzieści syceli z wartości Adamsa.

82
{"b":"100661","o":1}