– Wyglądasz teraz pięknie.
– Imienia też jeszcze nie zapomniałam.
– Powiedz, jak masz na imię.
– Mila. Nie oglądałeś telewizji?
– Zaraz usnąłem. A co tam ciekawego?
– Niewiele, ale należy oglądać. Zresztą ja obecnie nie muszę tego robić. Teraz już nic nie nadają.
Pomógł jej pozmywać naczynia po obiedzie. Wyszli na ganek nad atrium, żeby napić się kawy. Przebrała się teraz w białą tunikę bez rękawów, rozciętą do pasa na bokach i spiętą na ramionach. Adams, rozparty w bujanym fotelu, przypominał sobie smak prawdziwej kawy.
– W całej kamienicy dbam tylko o niektóre pomieszczenia – powiedziała. – Najstaranniej pielęgnuję Inez. Suszarką do włosów usuwam kurz. Zraszam ją wodą z detergentem, płuczę, suszę gorącym powietrzem. Zostałyśmy tutaj tylko my dwie.
– Popatrzyłbym na nią.
Skinęła głową i oboje podnieśli się z foteli. Adams ostrożnie odstawił kawę – niech ustoi się jej resztka nad fusami. Starczy na ostatni, letni łyk, za którym przepadał. Rujsz stał w pokoju na piętrze, przyrzucony leciutkim muślinem. Oboje delikatnie zdjęli powłokę ochronną. Kobieta z mgły naczyń krwionośnych stała przed nim w pełnej krasie. Jak uważniej popatrzeć, ujawniały się naczynia limfatyczne i chyba też nerwy. Mimo niezwykłej zwiewności prezentowała się całkiem kompletnie.
– Majstersztyk – powiedział. – Przykryjmy ją już.
– Niech tak zostanie. Pościelę ci u Inez. – Uśmiechnęła się do niego. – Chodźmy teraz do środka, zrobię ci drinka. Tutaj robi się zbyt zimno.
Weszli do pokoju obok jadalni umeblowanego sofami i fotelami. To tutaj kiedyś Aster tańczyła dla niego. Mila rozwiązała zapięcia na ramionach i opuściła tunikę, pozostając naga od pasa. Zgrabnie spięła materiał, formując coś na kształt białego sarongu od kolan do bioder. Adams jak zauroczony patrzył na jej nagie piersi. Odwykł od widoku roznegliżowanych kobiet. W Krum wszystkie odziewały się bardzo starannie, w głębi serca kryjąc swoje rodzinne tragedie.
– Może wolisz, żebym założyła tamten czarny sarong w kwiaty…? – spytała, niezbyt pewna jego reakcji.
– Niee. Tak jest świetnie. – Mila trzymała się prosto, miała długie, proste nogi, długą szyję, smukłe ręce o wąskich przegubach i proporcjonalne ramiona. Przy takiej sylwetce duże, podłużne i opadające piersi wyglądały znakomicie. Sylwetką przypominała Crispę, chociaż nie miała tak delikatnych przegubów rąk ani kostek u nóg jak tamta.
Odwróciła się do niego tyłem, stojąc przy barku. Pewnie tylko po to, by mógł podziwiać jej proste plecy. Wreszcie po długiej chwili przygotowań wróciła z dwoma szklaneczkami. Gdy szła, kostki lodu poruszały się na powierzchni koktajlu w takt falujących ruchów jej piersi.
Chyba spojrzał z niepokojem na mlecznobiały napój, bo Mila uśmiechnęła się.
– Tym razem to nie jest moje mleko. Nie karmię już – powiedziała. Jednak zarówno koniuszki jej piersi, jak i aureole były bardziej zaczerwienione niż wcześniej.
Popijał słodki koktajl mocno doprawiony alkoholem. Mleko łagodziło piekący smak, dał się wyczuć aromat wanilii.
Mila rozsiadła się w sąsiednim fotelu ze swoją szklanką i przypatrywała mu się spokojnie. Oboje milczeli. Ona zamyśliła się, przestała dbać o wygląd. Siedziała coraz bardziej zgarbiona, brzuch jej zmarszczył się niepotrzebnie, a pełne piersi opadły o wiele za nisko. Nie próbowała wzbudzić jego podniecenia, coś pochłaniało jej myśli.
„Nie zapytała mnie o nic. Nie widzieliśmy się tak długo, mogła przecież przypuszczać, że coś się ze mną wtedy działo”, pomyślał. Wiedział, że w Mieście pod Skałą pierwsze żony zwykle pokazują gościom karmienie dziecka, jednak tu dzieci nie było, a ona rozebrała się znacznie bardziej.
Ocknęła się z zamyślenia, odstawiła koktajl, wstała, zdjęła sarong i położyła na komodzie. Nieoczekiwanie spłoszona, odwróciła się bokiem i zdjęła bieliznę do reszty.
– Zatańczę dla ciebie – powiedziała, stojąc naga naprzeciw niego.
Zaczęła biegać i wyginać się w milczącym tańcu, słychać było jedynie stuk jej bosych pięt o parkiet. Widok był przyjemny, choć taniec jakby wymuszony. Nie sprawiał jej radości. Może uznała, że powinna coś takiego zrobić jako potencjalna druga żona.
– Nie zadraśnij się jakąś drzazgą z parkietu – ostrzegł, kiedy zaczęła się zbytnio wyginać, przysiadać i tarzać, aż piersią zawadziła o podłogę.
W końcu złapała zadyszkę, wdziała czarne kimono, zawiązała pasek i zanurzyła się w fotelu.
– Podobało ci się?
– Piękna dziewczyna z ciebie. Przyjemnie patrzeć, jak się gibasz naga.
– Nie umiem sobie akompaniować w tańcu – powiedziała. – Nikt mnie nie uczył muzyki. Nie mam też żadnych tatuaży. Myślisz, że to poważny niedostatek?
– Może dla kogoś. Dla mnie nie. Rozebrana wyglądasz jeszcze lepiej niż w ubraniu.
– Wiem, ale jak długo jeszcze? Trudno odzyskać sylwetkę po porodzie. Piersi i tak zostały już stracone.
– Ładne masz piersi.
– Tylko wtedy, gdy karmię. Kiedy indziej robią się z nich płaskie worki, na dodatek pomarszczone jak balon, z którego uciekło powietrze. Podobno niektóre odzyskują dziewicze piersi po urodzeniu dziecka, ja nie miałam tego szczęścia. Na dodatek zrobiły mi się żylaki.
– Nie widać.
– Spod takiej warstwy pudru nie może być widać. Przynajmniej nóg nie muszę golić, tu nie ma oszukaństwa…
Skinął głową.
– Zaczekaj, wezmę prysznic. Czuję się brudna po tym tarzaniu po podłodze. – Nalała mu kieliszek pynuju.
„Dlaczego ona tak podkreśla mankamenty swojej urody? Czy zawsze piękne kobiety oceniają się tak krytycznie?” Spodziewał się z jej strony zachęty, prowokacji erotycznych, którym miałby stawić czoła, tymczasem Mila zachowywała się zupełnie inaczej. Jakby obnażeniem się i nagim tańcem wypełniła obowiązek, a teraz chciała zatrzeć to wspomnienie, obrzydzając samą siebie w
jego oczach. A może właśnie ta bolesna szczerość jest jej drogą do zdobycia go? Nie można przecież zignorować, a tym bardziej zlekceważyć kogoś szczerego.
– Nie używasz kadzidła, kiedy jesteś naga? – spytał, gdy wróciła i suszyła włosy ręcznikiem.
– Nie muszę.
– Jakie imiona nadałaś swoim dzieciom?
Uśmiechnęła się dziwnie.
– Mam ci je wszystkie wymienić? Falzarote nadawał. Ja nie miałam do tego prawa. Nie wiem, co się z nimi dzieje, gdzie je wysłano. Pościelę ci. Już ciemna noc.
Nie przeszkadzało mu, że w kącie pokoju stoi kobieta uformowana z mgły naczyń krwionośnych. Wprawdzie dostał do łóżka butelkę pynuju, ale go nie skosztował. Zasnął mocno, nie przyśniła nu się ani Crispa, ani Złota, ani Renata, ani nawet Mila; tej nocy; spał bez snów.
178.
Rano śniadanie czekało już na stole w jadalni. Mila oderwała się od sprzątania, wytarła ręce i przysiadła obok. W białym, obcisłym, trykotowym podkoszulku na gołe ciało, luźnych, dzianych spodniach i pozornie zaniedbana przy robocie domowej, wyglądała uroczo i jeszcze bardziej kusząco niż we wczorajszym kimonie.
– Do ostatniego pynuja dałam ci ziół na sen.
– Nie wypiłem. Wcześniej usnąłem. Uśmiechnęła się. Dolała mu kawy.
„Jeżeli podrywa mnie na swojego nowego męża, to czyni to wyjątkowo subtelnie”, pomyślał. Jednak jej słowa pokazały, że nie ma mowy o żadnych zalotach.
– Już musisz iść – powiedziała. – Weź wcześniej prysznic, bo możesz nieprędko mieć taką okazję. Wyprałam twoje rzeczy, zdążyły wyschnąć.
– Myślisz, że wyśledziła mnie Obrona Obywateli?
– Nie mam wątpliwości. Lepiej sam się do nich zgłoś.
Kęsy grzanki ze słodkim dżemem stwardniały mu w gardle. Kawa też jakby się zestaliła.
– Oni sami mnie wypuścili – powiedział.
– To nic nie zmienia, przecież wiedzieli, że w mieście nie przetrwasz zbyt długo. U mnie nie możesz być dłużej niż kilka nocy, a każda następna pogorszy twoją sytuację.
Pożegnali się przed bramą. Uścisnęła go dość formalnie, jakby z obowiązku. Jak gdyby chciała jak najszybciej się go pozbyć.