– To dlaczego mnie ignorują?
– Może straciły nadzieję, że się skusisz na którą…? A może w przemianie już zwyciężyła ludzka część twojego organizmu i one przestały w tobie rozpoznawać bliską sobie istotę…?
– Masz na to zwycięstwo jakieś dowody?
– Żadnych.
128.
Reutel starał się podnieść dyscyplinę oddziałów. Codziennie wysyłał na zwiad dwa korpusy. Jeden penetrował grań, drugi zapuszczał się na płaskowyż. Sotnik nie zabronił gry w astragale, ale zatrudnił bezczynnych żołnierzy do prac inżynieryjnych. Otaczano Wentzel suchą fosą, podwyższano wewnętrzną linię murów o metr. Adams rozrysował plany machikułów, z których można by razić Czarne strugami wrzątku, ale z powodu niedostatku wody nie zyskało to uznania dowódcy. Przy okazji kopania fosy Hjalmir zaprojektował tajne podziemne wyjście z Wentzla, którego spory fragment wykonano. Prace szły powoli, aby ludzi nie przemęczać, ale prowadzono je codziennie. Fort wyludniał się co dnia, a na wieczór zmęczeni legioniści nie byli skorzy do bójek.
Reutel skłonił Huggego do rozpoczęcia budowy drugiego wentzla na Nocnej Grani. Roboty szły tam w ślimaczym tempie, lecz i tak głównie miały chronić przed bezczynnością. Na razie wznoszono tylko jedną linię umocnień. Drugi fort miał charakter umocnionego obozu, nie małej twierdzy, w której można by się trzymać przez długi czas. Oddziały na Mrocznej Grani ubezpieczały Tibium, wliczaną w obręb Dolnego Miasta nadmorską osadę, znacznie mniejszą od Krum.
Stopniowo rosła karność oddziałów. Mijało rozprzężenie z ostatniego okresu dowodzenia Sykenu, kiedy wszyscy zachowywali się dziwacznie: i ludzie, i ich przeciwnicy.
Śmierci Sykenu nie sposób było w nieskończoność ukrywać przed garnizonem Krum. Inną sprawą było, że mieszkańcom Dolnego Miasta dotąd nie ogłoszono śmierci Drubbaala. Decydował o tym kwatermistrz, który uznał, że należy z tym zaczekać, póki nowy dowódca nie schwyci spraw równie mocną ręką, jak poprzedni. Tymczasem nowy dowódca wprowadził dziwne (choć bardzo skuteczne) metody walki i miast odpędzić, raczej przyciągnął Czarne w pobliże Linii, dopuścił do bezprzykładnego spadku dyscypliny wśród Szczurów, a wreszcie zmarł w męczarniach. Postępowanie Izabbaala mogło być częścią jego gry o przejęcie władzy. Musiał też brać pod uwagę możliwość, że Drubbaal wróci z Drogi Trupa wraz z najbliższą wizytą Pana z Morza.
Reutel uznał, że informację o śmierci Sykenu może macajbabom przekazać Hjalmir. Uznanemu chirurgowi nie powinno wiele grozić, nawet ze strony nieżyczliwie nastawionego kwatermistrza.
Wezwany przez adiutanta do pretorium, Hjalmir pomysł Reutela przyjął bez entuzjazmu.
– Właściwie powinienem tam zejść raz jeszcze – niechętnie przyznał. – Obermacajbaba paskudnie zakaził ranę. Płytkie zranienie goleni, ale zabagnione. Kość jest zagrożona, jeśli ropień rozwinie się dalej. Obejrzałem to, spuściłem ropę i przykazałem, co powinni z tym dalej robić, ale dobrze by było zobaczyć samemu…
– Czego sam nie mówiłeś wcześniej?
– Trzy godziny marszu w dół, potem pięć godzin znowu na górę. Za stary jestem, żeby często tak biegać.
– Nie potrzeba forsy?
– Na razie zebrało się jej dość. – Zerknął spode łba na dowódcę.
– Trzy dni starczyły?
– Tak wyszło… – Trudno było coś wyciągnąć z chirurga, jeśli sam nie chciał powiedzieć.
– Będziesz chciał obstawę na dół?
Hjalmir stęknął ciężko; opór nie miał sensu. Reutel zbyt nalegał, choć nie wydał rozkazu wprost.
– Po co mi obstawa? Od razu poczują pismo nosem.
– Wiedzą, że masz tu posłuch. Mogą cię cichcem ukatrupić, żeby pozbawić mnie doradcy.
– Wiedzą, że jestem najlepszy. Że nogi, które Jorge-Grizius obciąłby bez wahania, ja potrafię zachować dla właściciela.
– Na przykład nogę Izabbaala?
– Nogę Izabbaala na ten przykład…
Reutel uśmiechnął się do niego samymi oczyma. A twarz Croyna, który przysłuchiwał się ich rozmowie, rozjechała się w drapieżny wyraz.
Hjalmir rzucił po nich spłoszonym spojrzeniem.
– Nie, tylko nie to… – powiedział szybko. – Ucięta noga Izabbaala to byłby wyrok śmierci na mnie.
Reutel spoważniał.
– Nie daj się zabić, Hjalmirze. Jesteś potrzebny na Linii.
– Tak jest.
Następnie Reutel wezwał Adamsa. Dzierżył w ręku plik papierów. Rzucił Adamsowi surowe spojrzenie i nie bawiąc się we wstępy, od razu przeszedł do rzeczy.
– Przeżyjesz swoją przypadłość, Krawiec. Hjalmir nie ma już wątpliwości.
– Mnie tego nie powiedział.
Reutel uśmiechnął się. Usiadł, rzucił przed siebie zapisane stronice.
– Widać nie miał sił na przydługą dysputę.
Adams zmilczał. Złościło go, że przyczepiono mu opinię kłótnika.
– Wkrótce całkiem wrócisz do zdrowia. Co zamierzasz dalej robić, Krawiec?
– Ja…? A co ja mam do zamierzania? – odpalił Adams. – Ot, służba niewolnika legionowego…
– O tym właśnie chciałem porozmawiać. Adams spojrzał zdziwiony.
Reutel kazał mu spocząć. Sam przechadzał się po sali. Słabo umocowane, ruszające się płyty podłogi odpowiadały głuchym stukiem.
– Dla mnie nie do pomyślenia jest, żebyś nadal był niewolnikiem. – Widząc niepewne spojrzenie Adamsa, dorzucił: – Zbyt wiele dla służby poświęciłeś. Wykonałeś zadanie, zdawałoby się, nie do wykonania. Nie godzi się, byś do kogoś należał. Nawet do tak zacnego chirurga jak Hjalmir.
– Nie mam dość pieniędzy na wykup. Po powrocie nie zarobiłem jeszcze wiele.
– Legion wykupi cię do reszty. Kasa pusta, ale dziewięćdziesiąt syceli jeszcze się znajdzie. To znaczy, zostaniesz spłacony w czterech piątych.
– Co z pozostałą częścią?
Reutel uśmiechnął się pod nosem.
– Resztę, znaczy dwadzieścia syceli, sam spłacisz. Teraz masz zejść z Hjalmirem do Krum. Chirurg przekaże macajbabom wieść o moim mianowaniu na sotnika. Masz być jego obstawą.
– Ja? Obstawą? – Adams prawie parsknął śmiechem. – Toż ja ledwie stoję. Każdy simpel z Linii będzie tu lepszy.
– Już nie jest z tobą tak źle. Zresztą żaden simpel iść z nim nie może, a felczer tak. Moim zdaniem przyniesiesz więcej pożytku swoją obecnością niż szkody. – Sotnik rzucił mu bystre spojrzenie. – Twój miecz dźwigasz na szyi, pod hełmem.
– Jeśli tak… – Blado uśmiechnął się Adams.
– Zrobisz nie tylko to – rzucił Reutel.
Adams aż spojrzał na niego, zdziwiony zmianą tonu.
– Jeśli macajbaby zabiją katrupa, wrócisz i przyniesiesz nam informację. To rozkaz.
– Tak jest.
– Jeszcze jedno. Adams nadstawił uszu.
– Nasza rozmowa nie wyjdzie poza ściany pretorium.
– Tak jest.
Tom trzeci Ponownie Urodzona
129.
Adams z Hjalmirem zbiegali Ciemną Doliną. Drobny piarg osypywał się wraz z ich krokami. Tak wysoko dolinę zapowiadał ledwie szeroki, płaski żleb, pokryty ruchomym szutrem. Z góry wyraźnie rysował się ścieg wydeptanej dróżki.
– Wyszedłeś na górę jako niewolnik, a wracasz wolny – zauważył Hjalmir. – Kiedyś ci coś takiego przepowiadałem.
– Nie narzekam.
W dole, na płaśni, w którą rozszerzała się Mehz Khinnom, kłębiła się szara chmura. Nie sięgała daleko w las, urywała się równą linią, nie ograniczając nadmiernie widoczności. Na horyzoncie rysował się kadłub Pana z Morza.
– Coś dzisiaj jesteś mało rozmowny, Krawiec.
– Dziwisz mi się? – odburknął Adams. Stale rozmyślał nad tym, co zastanie w Krum. Czy ktoś tam jeszcze na niego czeka?
– Panna poślubić nikogo nie może. Nadal należy do Drubbaala.
„Przynajmniej tyle”, pomyślał Adams.
– Ile nam zajmie przekonywanie Obermacajbaby, że powinien pozostać kwatermistrzem? – Adams zmienił temat.
– Leczenie Obermacajbaby. Przekonywać go nie ma do czego.