Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Zawodniczki występowały para za parą. Na ogół były to ogromnie przekarmione, rozrośnięte brzydule. Rzadko trafiała się taka, która mimo nadwagi wyglądała nieźle. Większość walk rozstrzygana była przez frontalne wypchnięcie z ringu. Krąg posypano solą, co sprawiało, że łatwiej było się poślizgnąć na glinie. Miał średnicę czterech kroków niskiej niewiasty, dla zmagających się olbrzymek były to ledwie trzy kroki. Jeden błąd oznaczał przegraną.

– Widzę, że cię nie ruszają te zawody.

– Wręcz przeciwnie. Są świetne – odpowiedział Adams. – Walki przypominają pojedynki rewolwerowców: jedno starcie i po wszystkim.

Akurat odziana w czarny pas zawodniczka rozstrzygnęła walkę, coraz szybciej pchając przeciwniczkę, aż obie spadły z ringu na widownię. Sędzina zabrała z areny zgubione szmaragdowe, ozdobne frędzle pokonanej.

Behetomotoh, czemuś niezadowolony, gestem ręki wezwał jednego z lewtanim i coś powiedział do niego szeptem. Funkcjonariusz zasalutował i oddalił się wykonać rozkaz.

– Dzisiaj są różne walki. Dla nas zmienią program. Mistrzostwo wszechwag będzie wieczorem. Wcześniej wystąpią zawodniczki podzielone na klasy.

– Nie ma wag w sumo.

– W maanat też nie. Podzielone są według wzrostu, żeby wyrównać parametry kośćca.

Spiker ogłosił zmianę w dzisiejszym programie, co wywołało eksplozję entuzjazmu.

– Skąd ta radość?

– Wystąpią klejnociki, czyli zawodniczki poniżej metr sześćdziesiąt. Zwykle walczą na końcu. Wielu widzów musi zwykle wcześniej wyjść z uwagi na obowiązki służbowe, a dzisiaj nie stracą najładniejszego, więc wpadli w zachwyt. Zdziwisz się, jak kształty zawodniczek zależą od wzrostu.

Wokół ringu siedziały już zupełnie inne zawodniczki. Były znacznie niższe, a niektóre tak tęgie, że przypominały sylwetką kule. Większość z nich miała bardzo okazałe splendory, u niektórych wiszące niemal do pasa.

– Kiedyś w męskim sumo zawodnicy nie dożywali pięćdziesiątki. My wykorzystaliśmy naturalne tendencje niewiast do tycia i wiele naszych czynnych zawodniczek dożywa tego wieku. Walka krótka, sercu nie zagraża; o zwycięstwie decyduje technika. Wiek jest tu często atutem. Zakaz atakowania splendorów zupełnie zmienił charakter tej walki.

Pomocnicy zmniejszali rozmiar ringu, aby odpowiadał mniejszej długości kroku u niższych zawodniczek.

Teraz wejście każdej pary witały wybuchy entuzjazmu. Męskiej części widowni wystarczało falowanie ciężkich splendorów u wkraczających na ring wojowniczek. Niewątpliwie taki typ budowy kobiety ożywiał pradawne wspomnienia.

Zmniejszenie rozmiarów ringu miało wykluczyć szamotaninę podczas walki; wymusiło wzmożoną uwagę zawodniczek, pojedynki toczyły się w podobnym tempie, jak wśród walczących o mistrzostwo wszechwag. Niektóre walki trwały niewiele ponad sekundę, inne przeciągały się prawie do minuty.

Adams zauważył jednak różnice w technice. Szczególnie ważne w walkach tej kategorii było unikanie imponujących splendorów. Ręce same składały się do braw, gdy śniadoskóra Kwiat spod Skały zręcznym unikiem z obejściem i natychmiastowym powaleniem za kark od tyłu – przesuwając dłoń od karku do szyi, by przypadkiem nie chwycić włosów, za co byłaby dyskwalifikacja – w pięć sekund uporała się ze znacznie cięższą przeciwniczką. Albo kiedy Perlisty Potok, wyróżniająca się jasną karnacją, serią uderzeń otwartą dłonią w szyję i twarz odepchnęła rywalkę pod linię, a następnie błyskawicznie schwyciła jej głowę w obie dłonie i przyciągnęła ją do ringu. Niektóre popisywały się siłą fizyczną, a jednocześnie niezwykłą precyzją uderzenia, skutecznie trafiając otwartymi dłońmi w gardło i w szyję, aż atakowana traciła równowagę i nieopatrznie wystawiała stopę poza krąg. Drobne zadrapania na twarzy zdarzały się bardzo rzadko.

Występ tej serii zakończyła parada wokół ringu wszystkich zawodniczek odzianych oprócz zwyczajowych pasów we wzorzyste, misternie haftowane kolorową, złotą i srebrną nicią fartuchy. Zawiązane w pasie, niektórym przysłaniały fragmenty splendorów.

– Znalazłem dla ciebie pracę w urzędzie – Behetomotoh odwrócił uwagę Adamsa od pokazu. – Zajmiesz się inwentaryzacją, poprzednik się zwolnił.

Zbyt zaaferowany marszem pulchnych klejnocików, Adams nawet nie podziękował.

– Idziemy – powiedział Behetomotoh. – W następnej kategorii klejnoty są równie ładne, ale robi się już późno, a ja mam jeszcze sporo roboty.

– Dlaczego wśród rzeźb nie ma wyłącznie niewiast, skoro to świątynia Maanat…? – rzucił Adams, gdy wyszli przed stadion.

– Dzisiaj to świątynia Maanat. Ale to również świątynia Byka wśród Fal i paru innych.

– Sporo ich.

– O, tak. U mnie wolno błądzić w dowolny sposób.

184.

Renata nieufnie przycupnęła na krześle. Przez chwilę nadkomendant nie zwracał na nią uwagi. Czytał dokumenty, porównywał zapisy, uzupełniał notatki. Na nosie miał zgrabne okulary, składające się z samych szkieł, połączonych cienkimi srebrnymi drucikami. Zapracowany, wyglądał fachowo i przystojnie. Wreszcie westchnął z ulgą i odsunął ukończone sprawozdanie. Podniósł oczy znad szkieł i uśmiechnął się do Renaty.

– Możecie odejść… – Wykonał dłonią niewyraźny gest, a obie strażniczki strzeliły buciorami.

– Czy ci czegoś nie brakuje? – Spojrzał Renacie w oczy. Wzrok był ciepły, jednak nieodparcie wdzierał się gdzieś do wnętrza i rozgrzewał serce.

– Jestem sama w celi, ale nie czuję się samotna. Resocjalizatorka spędza ze mną wiele czasu. Wyżywienie jest dobre.

– To wiem. Nie bądź taka oficjalna. Pytałem o inne sprawy.

– Nie narzekam.

– A Adams? Nie brakuje ci go?

– Chciałabym go zobaczyć. Wcześniej się nie rozstawaliśmy, teraz nie widziałam go od dawna.

– Rozstaliście się, kiedy wybrał się na Linię.

– To było, zanim… Potem byliśmy już razem.

– Zanim co?

– Zanim powiedział, że chce, żebym z nim poszła.

– Niewolnik powiedział, żebyś z nim poszła?

– Wtedy już nie był niewolnikiem.

– Ach tak…? – Znów ten irytujący ton.

– Wcześniej też bym za nim poszła.

– Na pewno, na pewno…

Jej przekonanie co do prawdziwości własnych słów topniało w ironicznym spojrzeniu Człekousta. Czy rzeczywiście potrafiłaby porzucić życie w dostatku dla niewolnika? Nawet dla tak niezwykłego niewolnika? Przecież gospodarstwo młynarza Hrabbana było najzasobniejsze w całym Krum. Jedzenia nigdy tam nie brakowało. Czy niewolnik Hemfriu uchroniłby ją od nędzy? A może to dopiero jego niezwykły awans spowodował jej decyzję?

– Chcesz go zobaczyć?

– Tak.

– Nawet jeśli to, co zobaczysz, zrani cię do głębi?

– Renata wzdrygnęła się.

– Chcę go zobaczyć. On mnie nie zrani.

– Dobrze. – Człekoust skinął głową i podszedł do kotary zasłaniającej jedną ze ścian pokoju. Odsunął kotarę. Ściany tam nie było, lecz okno, przez które widać było duże pomieszczenie, gdzie siedział Adams oraz dwie kobiety. Jedna z nich grała na fletni, potem zaczęła tańczyć, akompaniując sobie kastanietami. Adams spokojnie przyglądał się obu kobietom, popijając z kubka.

Renata nie mogła od nich oderwać wzroku.

– Tam właśnie jest teraz Adams. Ty go widzisz, on widzieć cię nie może. Czy nadal chcesz go oglądać…?

– Tak – głos Renaty był cichy jak powiew wiatru. Człekoust z udaną bezradnością wzruszył ramionami.

– Skoro sama chcesz… – powiedział.

Tańcząca stopniowo rozluźniała strój, spod barwnej jak skrzydła motyla szaty wyłaniały się coraz większe fragmenty jej nagiego ciała. Skórę dziewczyny szczelnie pokrywał wzorzysty tatuaż. W tańcu ściągnęła z siebie szatę i teraz tańczyła, wywijając nią we wszystkie strony.

Nagle przerwała i wybiegła z pokoju. Po chwili wróciła, znów szczelnie zawinięta we wzorzystą tkaninę, usiadła na kanapie obok Adamsa i przyciskając usta do jego ucha, coś do niego szeptała. Jednocześnie palcem wskazywała na drugą kobietę. Ta uważnie przyglądała się scenie, siedząc z podwiniętymi nogami. Mimo gładko wygolonej głowy, była urodziwa. O pięknej, smukłej szyi, trzymająca się prosto.

165
{"b":"100661","o":1}