Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Adams słabo wzbraniał się namowom tatuowanej. Wreszcie niezdarnie zgramolił się z posłania. Nie mógł stać; zataczał się pijany.

Renata łapczywie chłonęła scenę. Wyczuwała, że zaraz stanie się coś ważnego.

– Czy już wystarczy…?

– Nie. – Renata spojrzała na niego poważnie. – Tam nie ma żadnego pokoju, prawda? Ta scena dzieje się w zupełnie innym miejscu i w innym czasie, a ty, panie, swoimi metodami potrafisz mi ją ukazać, tak…?

– A jak myślisz? – w głosie Człekousta dało się wyczuć dziwną nutę.

Renata bez słowa zerwała się z miejsca i zanim kto ją powstrzymał, podbiegła do ściany. Obie strażniczki (które stały w gotowości za drzwiami) bez rozkazu wbiegły i ruszyły za nią, ale dziewczyna była szybsza. Oparła obie dłonie na chłodnej powierzchni szkła, oddzielającej ją od tamtej sceny.

– To twoja moc – powiedziała pewniej.

– A jakie to ma znaczenie? Siadaj i patrz dalej. – Skinieniem dał strażniczkom znak, aby się wycofały.

Adams, zataczając się, kroczył podtrzymywany przez dziewczynę w barwnej szacie; jej fryzura rozsypała się, zawadzona ramieniem pijanego.

Wreszcie dotarł do siedzącej. Stanął nad nią, z trudem utrzymując równowagę. Po chwili, jakby z wahaniem, sięgnął za połę jej szaty. Łysa dziewczyna zachowywała się biernie: nie protestowała, ale i nie ułatwiała mu zadania; ograniczała się jedynie do obserwacji.

Adams zatrzymał dłoń w połowie ruchu, kolorowa znów – coś szepnęła mu do ucha. Teraz zdecydowanie sięgnął bardzo głęboko pod materiał, uchwycił i wydobył jej białą pierś i zaczął ją gładzić dłonią. Renata pomyślała z bezsilną wściekłością, że pierś tamtej jest piękna, mimo że dziewczyna już rodziła. Ciemne kwiatki, foremny kształt. Może pierś nieznacznie za długa, brodawka też zbyt wydatna, ale trudno było jej coś zarzucić.

„Moje piersi nie będą tak pięknie wyglądać, kiedy już zacznę rodzić”, pomyślała ze złością.

Adams sięgnął dłonią po drugą pierś, ale rozbieranie łysej piękności nie szło mu zręcznie. Ta w kolorowych szatach szepnęła coś do łysej. Łysa wyszła, a po chwili wróciła odziana tylko od pasa do kolan. Obfite piersi podtrzymywała na tacy.

„Nawet jej brzuch pozostał płaski, ledwie wystaje, ot, tyle, żeby widać było, że rodziła”. Potem łysa nadstawiła pierś ku ustom Adamsa. Ściekająca mu po brodzie biała strużka nie pozostawiła wątpliwości, że pił mleko wprost z jej piersi.

Renata czuła, że traci grunt pod nogami. To już nie był jej Hemfriu. Znalazł inną dziewczynę, łysą, ale bardzo piękną. Rola tatuowanej była niejasna, ale wyglądało, że kobieta sprzyja temu, co się tam dzieje.

Na twarzy Renaty pojawiał się rumieniec, znikał i znowu wracał. Łysa już zupełnie naga leżała na kanapie. Leniwym ruchem przetaczała się z boku na bok. Zachowywała się z pozorną obojętnością; przypominała gorący lód. Widać było jej długie, proste nogi i smukłe biodra. „Nogi ma za grube w kostkach”, pomyślała Renata, choć defekt rywalki był ledwie zauważalny.

W oczach Renaty zaperliły się łzy wściekłości. Ona sama nie umiałaby tańczyć na łóżku tak kusząco. Chłonęła wzrokiem rozgrywającą się scenę.

Również tatuowana dziewczyna pozbyła się odzieży. Z daleka trudno było ocenić jej budowę: raczej przypominała żywe malowidło. Renata nie miała wątpliwości, że i ona jest piękna.

– Jak się nazywają te kobiety?

– Wzorzyste tatuaże ma Karen. Ta łysa to Falzarota, kiedyś zwali ją Mila. Chcesz dalej patrzeć…?

– Już nie mam wątpliwości, co zajdzie. Przecież specjalnie mi to wyszukałeś.

– Dobrze. Nie patrz więcej. Nadkomendant zasunął kotarę.

– Wystarczyło Adamsa zwolnić na trzy dni. Zbyt długo był bez kobiety.

– Może rzeczywiście jest w tym trochę mojej winy. Człekoust spojrzał na nią z zainteresowaniem. Czekał na wybuch gniewu czy zazdrości i na razie nie doczekał się. Łzy wściekłości już wyschły na policzkach Renaty.

– Usiądź mi na kolanach – powiedział.

Renata rzuciła mu szybkie spojrzenie.

– Nie mam nic złego na myśli. Chciałem cię po prostu utulić w żalu.

– Nie czuję żalu, nie ma mnie z czego tulić – powiedziała, kierując wzrok na posadzkę. – Właściwie mogłam się spodziewać czegoś podobnego.

Tym razem był szybki: błyskawicznie zbliżył się, schwycił ją za ramiona i przemocą posadził na swoich kolanach. Pachniał mocną wodą kolońską.

– Ja naprawdę wiem, czego teraz potrzebujesz.

Renata z całej siły odpychała jego uścisk, jego zbliżającą się twarz. Myśl: „Po co właściwie z nim walczę?”, ledwo zakołatała w głowie, a zaraz została odparta.

– Dlaczego tak szalejesz, głupia? Kto pozna, że się ze mną pieściłaś? Hemfriu cię zdradził, ty powinnaś mu odpłacić!

Próbowała go bić, drasnęła paznokciami, nie przestawała się opierać. Całe to zmaganie toczyło się na kolanach Człekousta. Stale czuła ciepło jego ciała i nie było to odczucie odrażające.

– Hemfriu ma mój simbolon - powiedziała wreszcie. – Póki nie odzyskam simbolonu, należę do niego.

– Ach nie… Ja posiadam twój simbolon.

– Nie wierzę!

Człekoust zwolnił chwyt, co Renata wykorzystała, żeby wyrwać się i usiąść na krześle do przesłuchań. Nadobywatel wydobył z szuflady biurka ułomek ceramiki.

– Oto twój simbolon. - Pokazał go dziewczynie, nie dając jednak do rąk. – Odkupiłem go od Hemfriu za niewysoką kwotę. Potrzebował pieniędzy, żeby zacząć życie na wolności. – Znów odsłonił kotarę. – To się dzieje po waszym przybyciu z Krum.

Teraz widok się zmienił. Druga kobieta miała znowu na sobie biały sarong od bioder do kolan. Najpierw sporządziła dwie szklanki białego napoju, do każdej wycisnęła nieco swojego mleka, potem rozebrała się do reszty i zaczęła tańczyć. Jej taniec złożony był z najdziwniejszych figur, kobieta gibała się na wszystkie strony, jakby chciała odpoczywającemu w fotelu Adamsowi pokazać swoją znakomitą formę fizyczną.

„Ja też potrafię się tak wyginać”, pomyślała Renata, zanim widok znowu skryła kotara.

Oglądanie spektaklu za szybą najpierw Renatę zdruzgotało. Teraz jednak przyszła refleksja: „Zbyt to rozbudowane. Hemfriu upił się i zabrał za obce kobiety, czy też planował zdradę od dawna…?

Jak takie dwie rzeczy mogą naraz mieć miejsce? Czy cała ta scena nie została przez Człekousta w nieznany sposób uformowana? Czy tam rzeczywiście był Hemfriu…?”.

– Moje tarhatum należy do wielu osób. Spora jego część jest własnością legionu – powiedziała.

– Już nie, wykupiłem jego resztę. Jesteś wolna, nic cię nie wiąże z Adamsem. Możesz wybrać takiego mężczyznę, jakiego zechcesz.

– To musi mi powiedzieć on sam. Mogę tego wymagać. Takie jest tu prawo.

– Ja tu mogę wszystko. Mogę cię wziąć i wbrew prawu. Renata poważnie patrzyła na władcę.

– Panie, stanowisz prawa, które ci się podobają. Nie ma powodu, żebyś musiał je łamać.

– Źle się wyraziłem. Chciałem powiedzieć, że ta prawda jest oczywista.

– Z pewnością masz rację. Mnie jednak wolno usłyszeć słowa odrzucenia z ust Hemfriu. Cokolwiek zdecydował, powinnam to od niego usłyszeć na pożegnanie.

Człekoust chwilę patrzył na nią szarym, nieruchomym wzrokiem.

– Usłyszysz. – Skinął, by ją wyprowadzono.

Renata wracała do celi uspokojona: obraz ukazany jej przez Człekousta był niewątpliwie iluzją, możliwe że specjalnie dla niej spreparowaną. Przecież ta piękna kobieta, kiedy naga tańczyła przed nim, miała krótkie włosy, a kiedy wcześniej pił jej mleko, była całkiem łysa. Przecież Hemfriu ma zwierzęce, grube pazury, a na dłoniach kępki czarnej sierści. Sobowtór ukazany jej przez Behetomotoha miał białe i gładkie dłonie.

Wymyśliła kilka innych różnic, które ją jeszcze bardziej upewniły. W rzeczywistości nie widziała wtedy wyraźnie dłoni Hemfriu. Wprawdzie była bystrą obserwatorką, jednak obraz nie miał wystarczająco dobrej jakości, żeby dało się wyłowić drobne szczegóły. Z wyjątkiem włosów piękności inne różnice były tylko domysłami Renaty. Z drugiej strony, nie mogła wykluczyć, że tamta zgoliła włosy do reszty w trakcie swoich zalotów, a sceny zostały pokazane w odwrotnej kolejności.

166
{"b":"100661","o":1}