Литмир - Электронная Библиотека
A
A

„Prosty ruch łatwiej odrobić”, pomyślał.

189.

Uwolnienie Renaty okazało się tymczasowo niemożliwe, jednak Człekoustowi udało się załatwić dla Adamsa widzenie z nią. Oczywiście, mogło się to odbyć wyłącznie w budynku Ochrony Ludności. Widzenie miał zabezpieczać przodownik Ciaken. Od czasu przybycia do Miasta pod Skałą Renata przebywała w więzieniu pod zarzutem nielegalnego przekroczenia obu granic. Adamsowi zarzut ten wydawał się absurdalny, skoro nie wysunięto go w stosunku do niego samego. Jednak Behetomotoh niezmiennie wywodził, że nie może samowolnie zmienić statusu Renaty. Obecnie stosunki z Kram oziębły i spotkania władców rzadko się odbywały. A przecież wolność mało znaczącej dziewczyny lokowała się na odległym miejscu na długiej liście spraw do wyjaśnienia między oboma władcami.

Ribnyj wiódł Adamsa długimi korytarzami. Było to bezpośrednie podziemne przejście, prowadzące do Miejskiego Odosobnienia. W korytarzu przykro cuchnęło. Obficie leżały psie odchody (korytarz wykorzystywano do szkolenia psów milicyjnych i ich przewodników), jak również zaschnięte rzygowiny. Widać funkcjonariuszom zdarzało się popić na służbie. Zdarzało się im też ulżyć pęcherzom, bo przy ścianach trafiały się cuchnące kałuże o różnym stopniu wyschnięcia.

Renata już czekała przy rozmównicy. Nie zmieniła się wiele, choć Adamsowi wydała się drobniejsza, niż ją pamiętał. Była w szarej, grubo tkanej bluzie i takich samych spodniach. Podniosła na niego zmęczone spojrzenie, w którym nie było blasku. Może nie spała od dawna, chociaż jej oczy nie były zaczerwienione.

Ribnyj pozwolił Adamsowi usiąść koło Renaty. Chwilę milczała.

– Dobrze cię tu traktują?

– Tak. Jest w porządku – powiedziała matowym głosem, nie podnosząc ciężkich powiek.

„Gdzie podziała się jej wesołość?”

Adams dowiedział się od Ibn Khaldouniego, że podobno uwięzionych uczy się zestawu typowych odpowiedzi, wyłącznie których wolno im używać. Jednak on sam mógł (a przynajmniej tak myślał) zadawać dowolne pytania.

Odsunął jej kosmyk włosów z czoła. Nie były nawet ciemno-miodowe ani tym bardziej blond.

Renata zadrżała pod jego dotknięciem.

– Nie są tak piękne, co?

– Są.

– Jak nie mogę ich myć w ziołach, to pociemniały. To jest ich naturalny kolor. Ciemniejsze już nie będą.

Uśmiechnął się. Położył dłoń na jej dłoni.

– Twoje ręce, Hemfriu!

– Tak?

– Ty masz piękne paznokcie, a nie…

– Znowu mam paznokcie. Szpony zerwali mi w śledztwie. Paznokcie zdążyły już odrosnąć.

Renaty to nie ucieszyło, rzuciła mu szybkie spojrzenie.

– A włosy przykrywające dawne blizny?

– Spalili je w czasie przesłuchań.

– Wszystkie?

– Tak. Wypalili je bardzo dokładnie. Ale już się zagoiło.

– Nie odrosły?

– Nie. Odrosła normalna, biała skóra.

– Dawno to się stało?

– Nie liczyłem dni, ale to już kilka tygodni. – Jej niepokój udzielił się Adamsowi.

– Czy opuszczasz swoją celę?

– Tak. Często wychodzę z nadobywatelem komendantem na spacery czy do kawiarni.

– Zawsze z nim?!

– Najczęściej. Pozostaję pod nadzorem.

Renata patrzyła na niego swoim dawnym przenikliwym spojrzeniem, lecz nie było w nim ani odrobiny wesołości.

„Jak przeniknąć, czy Hemfriu mówi prawdę?”

„Jakby chciała zajrzeć do mojego wnętrza. Dlaczego ona mnie o to wypytuje?”, zastanawiał się.

Chwilę zbierała w sobie odwagę.

– Znasz Karen i Falzarotę? – spytała wreszcie. – Czy byłeś u nich?

– Tak. Spotkałem je kilka razy. Rysy twarzy Renaty stwardniały.

– Widziałam twoją wizytę u nich. Widziałam tańczącą Karen i równie nagą Falzarotę, a ciebie kompletnie pijanego.

– To było zanim zszedłem do Kram. Przecież mówiłem ci o sobie, o nich chyba też.

– Nie wymieniałeś imion.

– Może imion nie pamiętałem. To były żony Falzarota.

– Ale ty piłeś mleko Falzaroty, a mnie jeszcze nawet nie miałeś…! To coś… To coś niebywałego…! Niezwykła więź…! To nie mógł być epizod. Jak mogłeś…!?

– Oni to robią tutaj często. Częstują gości mlekiem swoich pierwszych żon. Widziałem to wcześniej, ciekawość mnie skusiła. Ale to zdarzyło się, zanim ciebie poznałem. Chociaż teraz też nocowałem u Falzaroty, kiedy zwolnili mnie na parę dni. Ona sama mnie do siebie ściągnęła. Nic się jednak nie wydarzyło.

– Odrosły jej włosy. Tańczyła naga przed tobą, szorując piersiami po podłodze.

– Tak. Chociaż nie rozumiałem, dlaczego to robi.

Za drzwiami usłyszeli pośpieszne kroki. Ktoś zbliżał się korytarzem. Renata rzuciła szybkie spojrzenie ku drzwiom. Pilnujący ich śledczy drzemał na zydlu.

Drzwi z hukiem rozwarły się na oścież. Pojawiła się w nich czerwona z wściekłości gęba Ciakena.

– Ribnyyj!! – ryknął oficer. – Śpicie na służbie!

Gwałtownie wyrwany z drzemki funkcjonariusz omal nie spadł z krzesła. Instynktownym ruchem wyprężył się na baczność.

– Wtedy też kosztowałeś jej mleka. Podała ci w kubku – powiedziała, ale nie dosłyszał jej słów w gwarze kłótni obu milicjantów.

– Melduję, że pozorowałem sen… – niepewnym głosem recytował Ribnyj. – Dokładnie słyszałem, o czym gadają.

– O czym gadają?! Właśnie to, o czym gadają! – wrzeszczał Ciaken. – Znowu spieprzona cała robota! Stary was pośle na Dół do Grubego!

– A ciebie też przesłuchiwali?

– Nie tak jak ciebie. Inaczej. On stale próbował podważyć moje zaufanie do ciebie – odpowiedziała.

– Koniec widzenia! – przerwał Ciaken. – Wyprowadzić aresztantkę!

Dwóch wartowników natychmiast wpadło z korytarza i rozdzieliło Renatę i Adamsa. Pośpiesznie wyprowadzili dziewczynę z rozmównicy.

– Teraz będzie mu jeszcze trudniej – zdążyła powiedzieć.

190.

Zdarzało się, że Adams całymi dniami nie widział Ibn Khaldouniego. Filozofa często wypuszczano na miasto, podobno przygotowano mu oddzielną celę i co jakiś czas w niej nocował. Adams zresztą wracał z pracy tak późno, że nawet jak stary był obecny, to już spał.

Adams znalazł kartoteki zapaśniczek maanat, ale na razie nie wziął się do ich porządkowania. Odnotował tylko w pamięci, że zawodniczki maanat żyły średnio nie dłużej niż zapaśnicy sumo. Rzadko która przekraczała sześćdziesiątkę.

Szukał czego innego i wreszcie wśród dokumentacji mieszkańców Miasta pod Skałą odnalazł teczkę podpisaną „Pseudo Kadmon”. Pamiętał, że podobnym imieniem nazwał go kiedyś Leviahatannah. Mogła to być jego własna teczka osobowa, chociaż wielce niekompletna. Większość papierów zapewne przeniesiono w inne miejsce, nie odnotowując ich pobrania.

Żadna z kartek nie dotyczyła go osobiście. Były tam prognozy i nużące opisy pogody nad miastem, ze szczególnym uwzględnieniem siły i kierunku wiatrów. Adams zauważył, że punktem pomiarowym był hotel, w którym kiedyś mieszkał.

Potem znalazł protokoły zaopatrzenia miasta w koźlinę. Obejmowały one kilka kolejnych dni, a liczby odnoszące się do jednego z nich podkreślano czerwonym pisakiem. Czy ktoś robił porównawczą analizę wydajności pracy w dniach, kiedy zatrudniano Adamsa, z wydajnością w dniach bezpośrednio przed i po? Do czego miałoby to służyć?

Dalej następowały żmudne tabele poziomu wody w rzeczce ujętej kanałami miejskimi. Mrowie danych próbowano skorelować z pogodą, opadami, a nawet porą dnia.

Zaraz potem seria notatek poświęconych eksperymentom prowadzonym na tej rzeczce. Zamalowano w nich czarnym flamastrem sygnatury i daty.

Pierwszy zapis: „Obiekt lat 37, eksperyment przeprowadzono dla stanu wody wynoszącego na wskaźniku 60 cm. Nurt wreszcie niesie płynnie. Po 25., 70. i 90. metrze twarde uderzenie o umieszczone zgodnie z zaleceniem progi i głazy. Po wyłowieniu stwierdzono paraliż części lędźwiowej i hipotermię. Zaleca się podwyższenie poziomu wody”.

Kolejny mówił: „Poziom 40 cm na wskaźniku. Test trzech obiektów. Zaledwie jeden (19 lat, kobieta) był w stanie brodzić pod prąd. Oba pozostałe uniesione nurtem. Znaczne obrażenia, najprawdopodobniej podczas pokonywania progu. Upadek niegroźny”.

170
{"b":"100661","o":1}