Литмир - Электронная Библиотека
A
A

22.

Właściwie, podczas wizyty u Falzarote stracił dobrą okazję, by wypytać o Liliane. Jeśli potrafiła fruwać, to i inni ludzie drugiego rodzaju musieli być do tego zdolni, więc nie powinno to zszokować ani gospodarza, ani jego żon.

Może wściekłość Liliane już minęła? Skoro w Rzymie ze snu panował zwyczaj posiadania dwóch żon, w tym jednej tatuowanej, do bawienia siebie i gości, to Liliane jawiła się tu jako idealna kandydatka. Należy respektować reguły snu. Jednak myśl o zabiciu własnego syna w przeznaczeniu na (skuteczną nawet) wyrocznię napawała obrzydzeniem. Przepowiednię terofim zignorował, wynikało z niej wszystko, co się pomyśli. Wydawało się nawet, że jej druga część przeczy pierwszej.

Nieoczekiwanie poinformowano go, że na cały tydzień roboczy dostał pracę przy zaopatrzeniu miasta w mięso.

Mgła sięgała niemal do ziemi. Gdzieś w szarym tumanie ginęły postrzępione żebra skały.

– Bah Beduka mocno dymi – zauważył robotnik fasujący taczki w kolejce przed Adamsem i poczęstował go papierosem bez filtra.

Adams nie palił, ale we śnie można jednego spróbować. Poczuł w ustach wstrętny smak. Wyjątkowo podły gatunek.

– Bieleń – przedstawił się niski, siwiejący mężczyzna o szerokiej, przyjemnej twarzy z węglistymi oczami, twarzy pooranej głębokimi zmarszczkami.

– Zleje się z tego na popołudnie? – zagadnął Adams.

– Nie sądzę. Czasem taka mgła stoi i kilka dni. – Mężczyzna zaciągnął się.

– Dobra praca – zauważył Adams.

– Dobra, ale się wkrótce skończy.

– Skończy?

– Dostawy idą partiami. Słyszałem, że już napełnili chłodnie. Przykre, pieniędzy nadal mu brakowało.

– Długa będzie ta przerwa?

– Czasem przez miesiąc nic nie spadnie.

Po powrocie do hotelu jedno spojrzenie wystarczyło, by stwierdzić, że w pokoju nastąpiła zmiana. Niby wszystkie rzeczy były ułożone tak samo, ale zbyt równo i porządnie, notatki starannie posegregowane. Zeszyty leżały grzbietami wzdłuż, a ołówek równolegle do boku biurka. W powietrzu unosił się ślad jakiegoś zapachu.

„Logika snu: rzeczywistość nieznacznie, lecz stale się zmienia”, wytłumaczył sobie. Już wcześniej zdarzało się, że po powrocie z miasta jego pokój hotelowy wyglądał nieco inaczej: te same przedmioty, ale ich układ jakby nieznacznie zmieniony.

Jednak w popielniczce tlił się niedokładnie zakiepowany niedopałek.

„Kretyn”, pomyślał z pogardą o swojej przenikliwości. „Zwyczajnie przeprowadzono u mnie czystą rewizję ze śladem”.

Trudno przypuszczać, aby fachowcy przegapili niedopałek. Papieros bez filtra, niewiele wypalony. Adams odciął popiół i zapalił z drugiego końca. Wstrętny smak papierosa, którym poczęstował go Bieleń. A może się myli? Przecież nie pali.

Ibn Khaldouni był u siebie.

– To zwykła sprawa – skwitował. Próbował sączyć kawę spod białej pianki parowanego mleka. – U mnie przeglądają notatki średnio co dwa tygodnie. Czasem chcą, żebym o tym wiedział, czasem usiłują to ukryć. Ja wiem o tym zawsze. Mój sposób to mole i okruchy leżące na wybranych fragmentach tekstu. Wierne, zawsze zmienią położenie w czasie przeszukiwania. No, chyba że wywiadowcy podnoszą stronę po stronie, trzymając je poziomo. Ale któremu funkcjonariuszowi chciałoby się pracować z taką pieczołowitością…? – rzucił Adamsowi uradowane spojrzenie. Właśnie udało mu się wedrzeć pod piankę. – Tylko że trzeba pamiętać, na którym zdaniu leżał taki mól. To kłopotliwe dla przeciętnie roztargnionego…

– Po co to robią?

– Rutyna. Przewodniczący Nero powinien wiedzieć, co myśli każdy piśmienny obywatel.

– Nero…?

– Oczywiście usłyszy to z ust Uombocco. A ile wykorzysta z tej informacji, to tylko on sam wie…

– Ależ to gwałci elementarne zasady demokracji.

– Demokracja – Ibn Khaldouni wydął wargi. – Kiedy wyprzedzaliście Wschód, nie było u was demokracji. Nie ona była przyczyną waszego przyśpieszenia.

– Nie daje ci to spokoju.

– Bo jako wzór uznałem kiedyś państwo Orientu. Nie pomyślałem nawet, że Europa jest w stanie dogonić cywilizacyjnie Wschód. I wygłupiłem się. Inna sprawa, że to były pionierskie badania, brakowało materiału zebranego przez prekursorów.

– Mnie też zdarzały się wpadki – mruknął Adams.

– Również praktyka inwigilacji nie miała wpływu na wasz rozwój. Już Tyberiusz robił to znakomicie, a mimo to rzymskie struktury nasyciły się w rozwoju i upadły.

Teraz nie było szans dowiedzieć się więcej o praktykach milicji przewodniczącego Nero. Stary potrafił na temat swoich badań mówić godzinami.

– Ale żeby dodać do naszej kawy akurat parowane mleko… – Ibn Khaldouni skinął głową z uznaniem.

W głowie Adamsa zaświeciła nadzieja.

– Ale to myśmy wydoskonalili naukę o destylacji i wrzeniu… – Ibn Khaldouni wychylił duszkiem swoją kawę.

Zapowiadała się obszerna analiza porównawcza Rzymu i Lewantu.

23.

Schrymp ponownie zaprosił do siebie Adamsa. Znowu ciasny stół. Nieoczekiwanie znalazł się tam też Bieleń.

– Przyjaźnimy się od lat – wyjaśnił gospodarz.

– Świat jest mały – powiedział z uśmiechem Bieleń. – Ja rozpoznałem pana na podstawie relacji Bedela. Tylko palenie się nie zgadzało.

„Wypaliłem przy nim papierosa, więc skąd Bieleń wie, że nie palę?”, pomyślał Adams. „To jednak sen: ja jestem tu centrum świata”.

Schrympa przyprowadziła nowy nabytek, którym gospodarz chciał się pochwalić: pawia z dwiema głowami i trzema ogonami. Imponująco piękne zwierzę nieustannie skrzeczało, a głowy dziobały się nawzajem.

– Musisz uważać – zauważył Bieleń. – Z wydziobanymi oczami nie przedstawia żadnej wartości.

– Sporo kosztował? – zapytał Adams.

– O, tak. To rzadkość. Zwiększają prawdopodobieństwo, nasycając jajko różnymi chemikaliami, ale nigdy nie wiadomo, co się wykluje.

– Można kupić kapturki zasłaniające oczy. Wtedy głowy przestają się dziobać.

Logika snu wymaga, aby goście twojego mózgu znali twe myśli, wiedzieli więcej, niż im powiedziałeś. W drugą stronę tak nie jest: sami zaskakują cię swoimi uwagami. Ich za to można śmiało pytać.

– Dlaczego przyszedłeś sam? – Schrymp szedł śladem myśli Adamsa. – Myślałem, że ta blondynka to twoja druga żona.

– Chciałbym, żeby nią była. Liliane odfrunęła, nie wiem, co się z nią dzieje.

– Liliane kto? – włączył się Bieleń.

– Nie wiem. Po prostu Liliane.

– Nie powinno się pozwalać kobietom na coś takiego.

– Trudno jej było zabronić. Odfrunęła.

– W przenośni. – Bieleń uśmiechnął się.

– Nie. Dosłownie.

– Pan żartuje, ludzie nie fruwają.

– Rozłożyła ręce jak skrzydła i odleciała niczym ptak.

– Powiedziała coś?

– Tak. Ale niezrozumiałego.

– Ach, tak.

– Może jest rodzaj ludzi, którzy umieją latać?

– Ach, to też…!? – Bieleń spojrzał na niego badawczo.

– Potrafisz sugestywnie fantazjować – zauważył Schrymp.

– Tak czy owak, bardzo chciałbym z nią porozmawiać – Adams zignorował jego uwagę. – Widzisz, rozstaliśmy się podczas niepotrzebnej sprzeczki. Myślę, że chciała zostać moją drugą żoną, ale ja tego nie zrozumiałem w porę.

– Jeśli pozwoliłeś jej odejść, to wróci tylko wtedy, kiedy sama będzie miała na to ochotę.

– Może nie wracać, jeśli nie chce, ale chętnie bym z nią porozmawiał. Chociaż telefonicznie.

– Numery telefoniczne obywateli są ich prywatną tajemnicą – powiedział Bieleń. – Musiałbyś dotrzeć do samego Człekousta. On mógłby uchylić ten zakaz.

– Dałoby się to załatwić?

– O, cha, cha, cha… – Bieleń roześmiał się w głos. – Sam bym tego chciał. Ten tu Schrymp latami kupuje osobliwości, tworzy dzieła sztuki anatomicznej, w nadziei, że zostanie kiedyś wyróżniony zaproszeniem.

– Nie obraź się, Adams, ale jesteś naukowcem, który w dodatku stracił pracę – powiedział Bedel. – A nie jest tajemnicą, że Człekoust nie przepada za naukowcami. On pasjonuje się sztuką.

20
{"b":"100661","o":1}