Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Kiedy znowu uda się tak szybko zarobić? Gdyby można przewidzieć wizyty Pana z Morza – powiedziała Raachill.

– Terofim zawsze powie prawdę – podsunął Adams.

– W tym domu nie ma terofim - powiedziała z naciskiem Raachill. Rzuciła mu jedynie surowe spojrzenie szarych oczu, choć mogła kazać mu wyjść albo jednym słowem rozkazać, by go oćwiczono. Symmachs czekał na takie polecenie.

Zapadło niezręczne milczenie. Adala nalała ojcu z dzbanka. Obeszła wszystkich, uzupełniając mężczyznom wódkę w kubkach. Rozmowa zeszła na inny temat.

– Nigdy nie próbuj pytać terofim - szepnęła Renata. – To jest złe – siedziała obok niego, ale dotąd milczała.

– Dlaczego nie pochwalasz terofim? Widziałem, jak terofim przepowiada przyszłość.

– Jasne, że przepowiada. W terofim jest człowiek. Dlatego przepowiada.

– Był człowiek. To spreparowana główka niemowlęcia.

– Zarówno w terofim, jak i w manu siedzi kobuk, dusza uwięziona. Dusza właśnie tego dziecka, którego to była głowa albo ręka. Nie wiesz tego?

– Nie.

– Siedzi i cierpi. Cierpi, kiedy manu się zgina, bo kobuk musi się zgiąć z nią. Kiedy usta terofim się otwierają, kobuk musi w sobie zrobić otwór. Kobuk męczy się, gdyż zmuszony jest ujawniać przyszłość, a tego mu nie wolno.

– Nie dość, że zamordowany przez ojca, to jeszcze uwięziony w przedmiocie. Podły los syna pierworodnego.

– Kobuk marzy, żeby pójść Drogą Trupa.

– Marne marzenia.

– Byle uciec, byle przestać tkwić w przedmiocie.

– Trzeba to rozłamać, żeby go wypuścić? Potrzaskać na kawałki?

– Ach nie, wtedy rozerwiesz, potrzaskasz na kawałki jego duszę. To ból stokroć większy, niż gdyby ciało szarpano na strzępy.

– To jak mu pomóc? Zostawić?

– Obracając się w pył, też będzie cierpiał. Cząstki jego duszy zaczną się odrywać, unoszone wiatrem.

– Nie ma dla niego pomocy?

– Spalić. Ogień oczyszcza, uwalnia. Będzie cierpiał, płonąc, ale to krótka męka, nie wieki ani lata, ani nawet miesiące.

– A truchoł, a byngoro, a myłoro?

Symmachs z Lotta wymienili spojrzenia.

– To nic przy terofim - Renata machnęła ręką. – Jaką duszę może mieć kura czy ryba?

– A włosy?

– Co włosy? Jak się strzygę, to duszy mi nie ubywa – nadąsała się. Pomyślała, że z niej żartuje.

Dziś nawet Kuczerowi pozwolono się napić. Ponuro spojrzał na gliniany kubek, z którym przyszło mu się uporać, a następnie wychylił go jednym haustem. Wydał przy tym wstrętny dźwięk, coś pośredniego między skrzekiem i sykiem. Wytarł usta rękawem i popił samogon wodą. Powiódł wokół mętnym wzrokiem. Jeden kubek wystarczył, by go upić.

– Chcesz drugi? – Żartowniś Marcupij szybko dolał mu repetę.

Dostrzegła to Renata. Jak furia zerwała się z miejsca i jednym ruchem wytrąciła mu kubek z ręki. Hara chlusnęła po ścianie. Skorupa łupnęła o deski podłogi.

– Dosyć! Jeden kubek wystarczy! Kuczer! Do stajni! Spać! – Jej oczy miotały błyskawice.

„Cóż ją ugryzło…?”, pomyślał Adams.

65.

Eluwa chorował od paru dni. Zranił rękę w Mehz Khinnom, a potem pomagał przerzucać martwinę. Przyplątało się zakażenie. Dzieciak miał gorączkę, bredził w malignie. Rokka chłodziła jego rozpalone czoło zimnymi kompresami. Adams przekonywał gospodarzy, że należy sprowadzić do niego lekarza.

– Wodogłów, przestań się wreszcie mądrzyć! – warknął Symmachs i wymierzył Adamsowi cios na odlew. Ten już umiał tak się uchylać, aby zminimalizować ból. Oczywiście, teatralnie jęknął. Nie do pomyślenia było, aby niewolnik oddał panu. Nawet panu niższej kategorii, jakim był ten syn właściciela.

– Chrzanisz bez sensu od paru dni – Symmachs nie ustawał. – Eluwa czymś się struł. To samo przechodzi. Jaki pożytek z tego pomiotu, skoro się wyleguje w łóżku!? Ty też weź się do roboty, w głowie ci tylko włóczenie się z Renatą.

„Więc o to chodzi. Ciężkie czasy już blisko…”, pomyślał Adams. „Pewnie podsłuchał rozmowę z Hrabbanem. Dość mu jednego Gorgonija. Przynajmniej nie uderzył kolejny raz”.

Symmachs wiedział, że Adams naprawdę ani nie oberwał, ani się go nie bał.

– Byłem z nią w Ciemnej Dolinie, by zawieźć Grację. I parę razy z zakupami… – Adams udał głupiego przed Symmachsem. Nie miało to sensu, ten umiał grać znacznie lepiej.

– Skończy ci się to łażenie. – Pokryta bliznami gęba wykrzywiła się w złośliwym uśmiechu. Bez wątpienia znał sto sposobów na obrzydzenie Adamsowi życia. Jednak teraz odszedł, zawieszając groźbę w powietrzu.

Renata obserwowała scenę, depcząc pedał kołowrotka. Na koniec posłała Adamsowi szelmowskie spojrzenie. Zaraz jednak spochmurniała, kiedy Raachill zaczęła ganić jakość jej roboty.

– Symmachs zazdrości cudzego – powiedziała później, kiedy przypadkiem minęli się wieczorem w korytarzu. Niosła dzbanek z piwem dla Hrabbana, który wcześniej niż zwykle pożegnał kolegów. – Nigdy nie będę należeć do tej małpy.

– A do Drubbaala? – wyrwało się Adamsowi.

– Ph…! – parsknęła gniewnie jak kot i zniknęła w drzwiach.

Następnego dnia opatrunek Eluwy cuchnął jak dar Pana z Morza. Całe przedramię miało szary kolor, rana nabrzmiała, sączyła się z niej ciecz.

– Wodogłów chyba ma rację – tylko Lotta mogła to powiedzieć bez urażania Symmachsa. – Dużo wody we łbie i dlatego tyle rozumu. – Roześmiała się.

Symmachs spojrzał niechętnie.

– A ty masz tam wino. Od wina się we łbie mąci, pomysły nie przychodzą.

– Wolę wino niż wodę. Niech kombinuje Wodogłów, ja nie muszę. Ale jak się pomyli, to go rąbnę siekierą przez gębę, żeby przestał bredzić.

Oboje zarechotali.

– Decyma Pachoma stacjonuje na Mrocznej Przełęczy. Mają dobrego chirurga. Można go zaprosić – podsunęła.

– Wysłać Wodogłowa po niego?

– Nie zna drogi, jeszcze się zgubi.

– Sam się przejdę. Illationa mogą nie posłuchać…

Lotta pokiwała głową; jej uśmiech przerodził się w nieprzyjemny, nieruchomy grymas.

Wezwanie wojskowego chirurga z linii frontu do mało wartego niewolnika nie było zwykłą rzeczą. Adams wzdrygnął się. Co ta para kombinuje…?

Następnego dnia Renata pełła pólko jęczmienia. Adams uporał się ze swoją robotą i przyszedł jej pomóc. Illation zwykle nie dręczył go dodatkowymi zajęciami.

– Symmachs poszedł po chirurga – powiedział.

Spojrzała na niego. Kosz z chwastami już był w połowie pełen.

– Dlaczego nalegał, żeby pójść osobiście…? Nie jest głupcem, za jakiego stara się uchodzić.

– Nie jest. Poszedł, żeby opowiedzieć o nas Drubbaalowi.

– Co powiedzieć?

– Ktoś musiał nas widzieć na plaży.

– Albo ja sam wygadałem przez sen.

– Sen to nie powód do zabijania.

– Śniłaś mi się w ziemiance. Hrabban powiedział, że mówiłem przez sen. Myślałem, że inni spali…

– Prawie wszyscy słyszeli, jak Hrabban zrobił cię nadzorcą. Symmachs na pewno też słyszał. Hrabban i tak późno zauważył, jak bardzo jesteś mądry.

– Co Symmachs myśli osiągnąć, mówiąc o nas?

– Pozbyć się ciebie. Ma nadzieję, że Drubbaal wścieknie się, przyjdzie sam i cię zabije.

– Co mam zrobić…?

– Ty?

Nie odpowiedział.

– Nic. A gdzie chcesz stąd uciec? – Schyliła się nad robotą, która z czasem pewnie pozbawi ją pięknej, wyprostowanej postawy.

55
{"b":"100661","o":1}