Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Czy spotyka się egzemplarze młodzieńcze busierców? - rzucił Drubbaal, przechadzając się. Wyglądało, że powtarza wywód z poprzedniej narady. Czy on sam się wahał?

– Obserwowano przemianę Stwora Ciemności w Czarnego, jednak nie schwytano wylęgłego osobnika. Nikt go nie zmierzył, nikt też nie określił jego płci. Ja sam takiej przemiany nigdy nie widziałem. Nie jest niemożliwe, że młode busierce są wielkości gaber, To przypuszczenie?

– Tak, to tylko przypuszczenie.

– Takie przypuszczenia nie wystarczą do zmiany naszej decyzji – powiedział Drubbaal do oficerów.

Nagle Sykenu nabrał głęboko w piersi powietrza. Jednym skurczem potężnych mięśni rozerwał krępujące go rzemienie.

– Engilu! Padnij! – wrzasnął, odbił się od podłogi i jednym susem skoczył do gardła Drubbaala.

Adams posłusznie wykonał rozkaz swojego dowódcy, waląc gnatami o wyszorowane, białe deski.

Sykenu energicznym szarpnięciem przyciągnął do siebie dowódcę, obrócił twarzą do strażników, jednocześnie kryjąc się za nim przy ścianie. W tej samej chwili w serce Drubbaala wbiły się dwa celne bełty z kusz pretorian, a głęboko w oczodół zagłębił sztylet rzucony błyskawicznym ruchem przez korpuśnego Croyna. To było ponad ludzką miarę. Tylko dzięki nieprawdopodobnej szybkości ruchów Sykenu, która zmyliła wyćwiczonych żołnierzy, wszystkie te pociski nie uwięzły w jego ciele.

Obaj pretorianie, ignorując leżącego Adamsa, sprawnie napięli cięciwy. Kilka sekund później mierzyli w Sykenu kryjącego się za trupem.

– Poddaj się, decymusie - powiedział spokojnie Reutel. – Jednym rozkazem ściągnę tu drugi korpus. Tamci użyją obrzynów.

– Widziałeś moją siłę i szybkość – odpowiedział Sykenu. – Zanim nadejdą następni twoi żołnierze, zdążę zabić tych tutaj, a was wszystkich wziąć do niewoli.

„Oczywiście blefuje, ryzykant”, pomyślał Adams.

– Musisz odpowiedzieć za zamordowanie Drubbaala. To nie pretorianie go zabili, lecz ty.

– Nie jestem przekonany – odezwał się stary Quirinu. Reutel uniósł brwi.

– Pretorianie wykonali rozkaz – powiedział. Tu nie ma wątpliwości – stary mówił z wysiłkiem, oczy mu błyszczały. – Jest zgoda wszystkich. Ja chcę wrócić do naszej dyskusji. Pamiętasz moje zdanie. Decyzja Drubbaala była błędna, teraz dodam, że była jego osobistą zemstą na Krawcu. Pachoma też chciał się pozbyć. Dla nikogo z nas nie jest tajemnicą, że po ostatnich klęskach sotnik zdałby dowództwo. Na emeryturę przydałoby się mu wtedy dobre gospodarstwo w Krum. Na przykład to zarekwirowane od zdrajcy Hrabbana, którego syn przeszedł na stronę Czarnych.

– Rozważ to, decymusie, zanim ściągniesz tu swoich strzelców, którzy zmienią Pachoma w krwawą miazgę – włączył się ciemnoskóry Hugge.

– Przecież ty mocno popierałeś Drubbaala…!

Hugge przetarł spocone czoło. Błysnął białkami oczu.

– To prawda. Popierałem, zanim ujrzałem zwiadowców – powiedział. – Żaden Czarny nie potrafiłby mówić tak składnie. – Wskazał palcem na Sykenu i Adamsa: – To są nasi ludzie. Nie mam wątpliwości.

– Nawet jeśli przemienili się w Czarne?

„Skąd on to wie?”, Adams się skrzywił.

– Stare zapisy mogły być niedokładne. Tamte zwiady mogły odbywać się w innych warunkach.

Reutel spojrzał po oficerach. Coś w myślach ważył, czegoś się obawiał.

– Dobrze – powiedział wreszcie. – Wyjdź zza osłony, decymusie. Stań przed nami i złóż raport.

– Wcześniej twoi pretorianie złożą przede mną swoje kusze. Chciałbym też, żeby tam położono sztylety.

– Masz moje słowo. – Reutel pokręcił głową. Sykenu złożył na ziemi zwłoki Drubbaala.

– Rozwiążcie Krawca – powiedział.

W chwilę potem Adams rozcierał nieznośnie mrowiące ramiona. Nie mógł ściągnąć hełmu, bo czucie w palcach jeszcze nie wróciło. Poprosił o kubek destylatu. Siedział na podłodze, co chwilę skręcając się z bólu. Czucie wracało powoli, coraz bliżej bezwładnych palców.

Sykenu zrelacjonował przebieg zwiadu. Nie pomijał szczegółów. Jego doświadczenia nie różniły się wiele od obserwacji Adamsa. Historia żołnierza, który spłonął wierny swojemu dowódcy, wstrząsnęła oficerami. Nawet twardy Reutel rzucił okiem na strażników, obojętnie dzierżących naładowane kusze.

– Jak się zwał tamten żołnierz? – spytał.

– Wentzel, simpel z korpusu Bethmanna. Reutel pokiwał głową. Słuchał dalej.

Jedyną rzeczą opuszczoną w relacji Sykenu była Złota Gabera. Poza tym opisał nawet swoją transformację. Nie było sensu kłamać. Zresztą nie zrobiło to na nich wielkiego wrażenia. Oficerowie już wcześniej wiedzieli o zmianach zachodzących w zwiadowcach przebywających głęboko po Stronie Trupa.

Potem przesłuchano Adamsa. Hjalmir pilnie notował. Wypytywał ze szczególnym zainteresowaniem o Grietę. Nie wierzył, by ktoś mógł wchodzić w płomienie i stamtąd bezkarnie wracać. Na dodatek, żeby temu komuś wolno było chodzić wśród Golców w odzieży. W swojej relacji również Adams zataił spotkanie Złotej Gabery.

– Usiądź, decymusie - powiedział wreszcie Reutel. – Dokonałeś rzeczy niebywałej. Nikt jeszcze nie powrócił spoza Płomienistych Wrót. Nikczemnością byłoby ukarać twoje bohaterstwo.

Do ręki Sykenu trafił puchar z winem. Adams też usiadł na ławie. Hełm położył obok.

– Trzeba wybrać sotnika - powiedział Quirinu. Zapanowało krótkie milczenie.

– Powinien nim zostać Reutel – przerwał je Hugge. – Jest tu najlepszym dowódcą. – Rozejrzał się po oficerach. – Myślę, że nie obraziłem tym nikogo.

Pierwszeństwo należało do Izabbaala, dowódcy garnizonu w Krum, jednak było tradycją, że sotnikiem zostawał decymus pretorii. Tak stało się przecież w przypadku Drubbaala. Jednakże nie było wątpliwości, że Hugge miał na myśli ich seniora.

– Reutel jest najlepszym dowódcą – powiedział Quirinu. – Ja jestem zbyt chory.

Oficerowie spojrzeli teraz na prefektusa. Ten odpowiedział poważnym spojrzeniem.

– Odmawiam przyjęcia dowództwa – powiedział. Ruchem ręki uciszył szum na sali. – To jest przemyślana decyzja. Wyszkoliłem się w taktyce działań zbrojnych, to prawda. Jednak do dowodzenia legionem potrzeba stratega wiedzącego więcej od innych. Drubbaal był takim dowódcą.

Izabbaal taki nie jest – rzucił Hugge.

Oczywiście. Obermacajbaba ani razu nie był na Linii. Oddziały liniowe i garnizon strzegący zaplecza darzyły się nie skrywaną niechęcią. Na żołnierzy garnizonu mówiono pogardliwie macajbaby, oni z kolei nazywali liniowych szczury.

– Jest jednak kandydat – powiedział Reutel, a Quirinu uśmiechnął się nieznacznie. – To młody Pachom. Wie więcej niż każdy z oficerów. Jest bohaterem, który już wielokrotnie wcześniej udowodnił swoje umiejętności taktyczne. Poza tym ma do pomocy nas, którzy wesprą go swym doświadczeniem. – Prefektus rozejrzał się po dowódcach.

Zapanowało milczenie, zgromadzeni ważyli ryzyko tej decyzji. A jeśli Pachom przemienił się całkowicie w Czarnego? A jeśli nawet częściowo przemieniony okaże się zdrajcą? Nikt jednak nie wypowiedział tych wątpliwości na głos.

– Przyjmij tę godność, Pachomie! – powiedział senior Quirinu. – Bądź mądrym dowódcą!

Pachom powstał.

– Tak – powiedział chrapliwym głosem. Pod ciężkimi powiekami czarnej bestii zakręciły się łzy.

Adams pierwszy uścisnął mu prawicę.

101
{"b":"100661","o":1}