Литмир - Электронная Библиотека
A
A

— Wróg blisko. Stań i czekaj. Do ciebie biegnie dżigit.

— Lidka! — zawołał Janek w eter, pragnąc dowiedzieć się więcej, ale zmienił zamiar i przełączywszy na wewnętrzny telefon, począł wydawać komendy: — Mechanik w prawo, jeszcze. Działo odłamkowym ładuj...

Mechanik naprzód. W lewo. Stop.

Załoga czołgu posłusznie wykonała manewry. W chmurze białego kurzu wóz stanął przy drodze w szerokiej kępie bzów, dodatkowo opancerzony od czoła kawałkiem rozwalonego muru.

— Co jest? — korzystając z chwili przerwy spytał Gustlik. — Tam kolacja, a tobie się bitwa przyśniła?

— Może... — odpowiedział zaniepokojony Janek i wrócił do radiostacji.

— Lidka, ja „Rudy”...

Wysunąwszy głowę przez właz Jeleń zobaczył nadbiegających jednocześnie Tomasza i Grigorija z psem. Trącił w ramię Kosa, żeby mu ich pokazać, ale Janek powstrzymał go niecierpliwym gestem.

— „Rudy”, bądź ostrożny, w pałacu spadochroniarze! — ostrzegały słuchawki.

Ze szczytu wieży pałacowej w Schwarzer Forst, z wysokości piątego piętra widać doskonale całą okolicę i, co istotne, zarówno most kolejowy przez rzekę, którego strzegą polskie warty, jak i szosę wiodącą ze wschodu na zachód, równolegle do wybrzeża Bałtyku. Obserwator w zielonym drelichu i polówce z orzełkiem oznaczał kreską w odpowiedniej rubryce każdy przejeżdżający pojazd. To on ostrzegł w porę o nadjeżdżającej ciężarówce, a teraz uprzedził o czołgu, który niespodzianie skręcił z szosy.

Najprawdopodobniej po kury lub mleko, bo stanął we wsi w chmurze pyłu.

Piętro niżej przy silnej radiostacji dyżurował podoficer w panterce i słyszał teraz, jak w tamtym głośniku woła miękki dziewczęcy głos:

— „Rudy”, bądź ostrożny...

— Wer spricht hier in der Nähe? — zaciekawiony obserwator pochylił się nad otworem w podłodze. Kto tu gada tak blisko?

Przy antycznym niskim stoliku czterech spadochroniarzy przerwało na chwilę grę w karty.

— Ich weiss nicht. — Radiotelegrafista wzruszył ramionami. — Nie wiem, kto może gadać tak blisko. A co z czołgiem?

Ten z wyższego piętra podszedł z powrotem do okna, z lornetką przy oczach uważnie przepatrzył okolicę.

— Stoi pod jakąś chałupą, ale nie widać. Tak blisko może nadawać tylko on albo nasi jeńcy. Ten szofer i dziewczyna. O, ich hab’ nicht vergessen, sie hatte Nachrichten–Abzeichen auf dem linken Arm, miała odznakę łączności na lewym ramieniu.

Feldwebel przy radiostacji powziął to samo podejrzenie.

— Jeśli to oni, trzeba natychmiast zlikwidować, sofort liquidieren.

Rzucał słuchawki, zerwał się i chwyciwszy pistolet maszynowy popędził w dół wieży po krętych i stromych schodach. Karciarze patrzyli chwilę, jak mija kolejne piętra, a potem wrócili do gry.

Na parterze, we framudze niewielkiego pseudogotyckiego okienka, ukazującej solidną grubość muru, siedział czarny kot. Gdy podoficer przebiegał tuż obok niego, zjeżył się, obnażył zęby, a potem przez zakurzoną szybkę obserwował, co się dzieje w dużym hallu z podłużnym stołem pośrodku.

Okrzyk podoficera wywołał pochmurną parę Niemców przebranych w cywilne ubrania, którzy, prężąc się po wojskowemu, wysłuchali rozkazu.

Feldwebel chciał iść z nimi, ale kobieta wstrzymała go ruchem ręki — we dwoje doskonale dadzą sobie radę — i uderzyła kantem dłoni w drugą dłoń gestem odrąbywania. Podoficer kiwnął głową na znak zgody i ruszył z powrotem w stronę schodów.

Na półpiętrze przystanął, patrzył chwilę, jak w czerwieniejących promieniach zachodzącego słońca tamtych dwoje idzie na ukos przez podwórze.

Wewnątrz wozowni było cicho i prawie ciemno. Tym głośniejszy wydał się zgrzyt klucza, stuk otwieranej kłódki i odrzucanej sztaby.

Lidka zrozumiała, że to Niemcy, poczuła, jak krew uderza jej do głowy, lecz jednocześnie szepnęła sobie w duchu, że Janek na „Rudym” jest już o krok i nie pozwoli przecież, żeby...

Przez uchylone wrota wpadło ceglaste światło. Lidka, ukryta za kabiną szoferki, mocniej ścisnęła w dłoni młotek, jedyną broń, jaką zostawił jej Grigorij, i postanowiła, że odsiecz powinna zobaczyć ją w walce. Gdy spostrzegła rękę chwytającą za burtę, bez namysłu rąbnęła w nią z całej siły.

Bolesne wycie tylko o sekundę wyprzedziło jęk przerażenia Lidki, na którą z drugiej strony zwalił się spadochroniarz. Kopała na oślep, gryzła, ale po krótkiej walce w samochodowym pudle rzemiosło i siła wzięły górę nad rozpaczą — przygniótł jej ręce kolanami, siadł na piersi i począł dusić za gardło.

— Warte! Czekaj! — krzyknęła Niemka. — Der schöne Kopf gehört mir, ta piękna główka do mnie należy. — Wspierała słowa wyrazistym gestem i odgarnąwszy siano znalazła radiostację. — Hier ist das Funkgerät.

Oboje ściągnęli dziewczynę przez burtę na klepisko. Mężczyzna powtórnie skrępował jej ręce na plecach i koniec sznura oddał swej koleżance.

— Wo ist dein Kamerad? — spytał, nie żywiąc większej nadziei, że się czegoś dowie o sierżancie, który uciekł.

Lidka pokręciła głową i wzruszyła ramionami.

Niemiec zapalił stajenną lampę, przymknął wrota i wyciągnąwszy z kąta widły, raz przy razie począł kłuć siano w sąsieku.

— Du weisst nicht... — wycedziła przez zęby Niemka. — Nie wiesz...

Pociągnęła dziewczynę w stronę niskiego wejścia do kurnika, gdzie stał pieniek z wbitym tasakiem. Zagdakała kura, ukryta w jakimś zakamarku, zerwała się do lotu wystraszona światłem i ruchem.

W tej chwili z podkopu wyjrzała morda Szarika. Pies jednym szarpnięciem przedostał się do wnętrza. Cichy jak cień skoczył na pomoc Lidce, spadł na kark jej prześladowczym.

Niemiec spostrzegłszy, co się dzieje, uniósł widły do ciosu. Grzesiowi, który już do połowy przesunął ciało podkopem, udało się podbić mu nogę.

Spadochroniarz, padając, wypuścił widły, zwinął się w miejscu i korzystając z tego, że Gruzin ma jeszcze stopy uwięzione w otworze, przydusił go do ziemi, dobył zza pasa nóż i uderzył z góry.

Saakaszwili szarpnął się w bok. Rudo połyskujące ostrze o centymetr minęło pierś, wyłupało kawał szarej gliny z klepiska. Grigorij chwycił napastnika za kiść, rozkrzyżował ramiona. Twarze walczących dzieliła odległość dłoni. Ciężko dysząc szczerzyli zęby, gotowi kąsać.

Szarik obalił spadochroniarkę, stanął przednimi łapami na jej piersi, lecz miał do czynienia z doświadczonym przeciwnikiem — kobieta zgarnęła garść piachu, sypnęła nim psu w oczy. Korzystając z chwilowego oślepienia wilczura odepchnęła go, zerwała starą kapotę ze ściany kurnika, zarzuciła mu na łeb i nagłym ruchem wyrwała z pieńka tasak.

Lidka, nie mogąc unieść skrępowanych ramion, chwyciła zębami za rękaw wzniesionej do uderzenia ręki.

Zakotłowało się znowu, lecz już Grigorij wyszarpnął nogi i przez podkop dostał się do wnętrza Janek. Dwuręcznym ciosem w kark ogłuszył Niemca i skoczył na pomoc Lidce. Widząc wiejską kobietę, zlekceważył przeciwnika: chwycił za suknię, materiał pękł w szwach, a cios kolanem zwalił sierżanta z nóg.

Spadochroniarz leżący na ziemi otworzył oczy. Błyskawicznie ocenił sytuację i chwyciwszy widły chciał płaskim pchnięciem przebić Janka. W tym momencie brzęknęła rozbita szyba i z lufy wsuniętej przez zakratowane okienko padł pojedynczy strzał. Niemiec znieruchomiał.

Szarik wyzwolił się spod kapoty i rozgniewany skoczył do walki, zwalił z nóg swą przeciwniczkę, chwycił zębami za kark.

— Puść — przeszkodził psu Janek.

Dobywszy noża rozciął więzy Lidki i tym samym rzemieniem związał ręce Niemki powalonej przez wilczura na ziemię. Głupio mu było, że przez chwilę dał się zaskoczyć, a teraz, że krępuje kobietę.

— Auf! — rozkazał.

Niemka wstała. Kos zdjął z haka stajenną lampę, przyświecił, by lepiej ją widzieć. Na opinającym tors trykocie błysnął spod rozdartej sukni spadochroniarski znak: nurkujący orzeł w laurowym wieńcu.

— Ach so, gnädige Frau. Toś ty taka? — mruknął do siebie.

Długo chwilę wszyscy stali nieruchomo, bez słowa, odpoczywając po walce. Kura z wolna uspokoiła się również, siadła na grzędzie i ucichła.

77
{"b":"759768","o":1}