27 lipca
Mimo że jestem tak daleko od Ciebie, czerpię z tej miłości niespodziewane dary przeżyć, ekstazy i tęsknot. Nie mogę jej nazwać niespełnioną, bo dokonuje się we mnie w każdy czas, w każde drgnienie serca. I pozwala obdarzyć innych czystym uczuciem.
Wiem, że mój czas się odlicza, kruszeje. Może zbyt szybko, lecz te chwile, które mi zostały, są piękne.
Dzisiaj, przeglądając i porządkując papiery, zniszczyłam wiele notatek i starych wierszy. Wyrzuciłam sporo listów. Zrobiłam to świadomie, ze spokojem, w dziwnym zamyśleniu.
28 lipca
Badam chorych na SM, jeszcze chodzą, śmieją się, wypełniają testy. Oswajają się, czytają. Budują w sobie zgodę na chorobę, na kalectwo…
30 lipca
Po spacerze wśród łąk przychodzi dobry sen z polnym wiatrem w uszach, śpiewem traw i szeptem owadów.
To upalne lato jest pełne tajemniczego niepokoju, który mnie obejmuje nowymi pragnieniami i miotam się w pokoju jak na nieznanej ziemi, gdzie od początku muszę szukać ścieżek prowadzących do domu i oswajać się z nimi, by przechadzać się po nich bez obaw.
2 sierpnia
Nie można umierać samotnie. To najbardziej przeraża. Nie śmierć, nie to, co przed nią i poza, tylko pojedynczość w najważniejszym momencie, kiedy leżysz zupełnie sam. Wielu tak właśnie odchodzi. Nasze szpitale potęgują tę grozę.
Zawładnąłeś mą duszą, zmysłami, uczuciem, ciałem, myślami. Jesteś we mnie, lecz gdy mnie zostawiasz, ogarnia mnie smutek kwiatu zerwanego przypadkowo, który szybko więdnie. Uważaj, bywam niepoczytalna i spalam się, kiedy trzeba dać z siebie wszystko. Możesz nie utrzymać ciężaru mojej miłości.
Bycie kochanym to wielka odpowiedzialność za tego, którego się kocha. Za każde słowo, gest, nie wypowiedziane myśli, za rękoczyny: każde przytulenie, dotknięcie spontaniczne – nie można tego wyważać, dozować, trzeba w tym zaistnieć w całości, nie cofać się w obronnym geście, uciekać w fałszywe wyobrażenia…
Nie kochaj mojej postaci z Twojej wyobraźni. Kochaj mnie taką, jaka jestem, a będę stawać się lepsza.
3 sierpnia
Piszę tak wiele nowych wierszy. Odkryłam, że moje ciało jest stworzone do miłości, mam aksamitną skórę, gładkie uda i kilka innych cennych drobiazgów. Uczę się swego i Twojego ciała.
4 sierpnia
Czuję, że to blisko, bardzo blisko. We wrześniu pojadę na obóz higieny psychicznej i coś się wydarzy!!! Noszę to w sobie i tam się dokona moje przetworzenie, transformacja w nowe życie, a teraz jest sierpniowa, duszna noc, kiedy upijam się na smutno, samotnie.
O Boże, już wiem, dlaczego mógł tak gwałtownie odejść Wojaczek, tak powoli Ratoń, tak niespodziewanie Bursa. Czuję to teraz bardzo wyraźnie.
W fazie całkowitej dezintegracji, przemieszania wartości, podlewania alkoholem, tęsknoty. To wtedy takie oczywiste, że się odchodzi. Idzie się pod topór swego JA.
Ja zostaję.
Chociaż to teraz takie okrutne.
Świta, trzeba się położyć.
Ranek przyniesie ulgę i kaca.
Czy aby na pewno?
7 sierpnia
Las wokół kliniki jest w oparach białej mgły po letniej burzy. Szalone noce? Nie, bliskie spotkania w ramionach innego zwierza, który jest człowiekiem. Kochamy się w jednostce określonego czasu, którego tak niewiele, i rano nie potrafię porozumieć się z pacjentami, myśląc o Tobie i czując Cię stale. Nic do mnie nie dociera. Wszędzie Cię widzę.
9 sierpnia
No, no, no. Never. Bezwietrzna noc, zawieszenie oddechu w próżni. Zrobiłam sobie drinka – koniak z coca – colą. Piję drugą noc i piszę. Nigdy nie miałam problemu z alkoholem i nie będę miała. Moim problemem były narkotyki, te z najtwardszych, i one spowodowały uzależnienie od razu, od pierwszego zastrzyku. Od razu utopiłam się w tym gównie. Nigdy nie podniecały mnie prochy. Wmuszano je we mnie we wszystkich szpitalach, w bezsenności, we wszystkich chorobach, które były mi dane, tak długo walczyłam z leczeniem mnie i trzeba było się poddać. Czy teraz mam się godzić na operację serca? Na pewno nie rozwiążę tego problemu po pijanemu. Drugi drink. Osacza mnie ten pokój. Jest azylem w betonowej pustyni, ale chroni przed upałem i dusznością jak trumna. Nawet noc nie daje ochłody.
Piszę nowy wiersz. Całą mnogość wierszy, jakby w ostatni czas coś się we mnie otworzyło, jakieś przepełnienie. Ciepło rozchodzi się od środka.
Nie wolno mi pić. Inaczej umrę, amen. Ten sierpień oszalał. Czekam.
11 sierpnia
Nadrabiam stracony czas. Kiedy mnie dotykasz, zapadam się, ginę i wynurzam się z Ciebie w innej formie.
13 sierpnia
Dlaczego upieram się przy życiu, zamiast poddać się operacji i spokojnie umrzeć pod skalpelem kardiochirurgów? Zawsze byłam uparta. Najpierw na śmierć, a później na życie. Odwrócenie porządku rzeczy.
Śmierć mi wtedy nie wyszła. Nie pojmuję, wzięłam dużą dawkę heroiny, lecz chyba źle przeliczyłam wskaźnik tolerancji. Odratowano mnie. Kolejna niemożliwość w moim życiu. Bałam się wtedy wyjść z mieszkania, by mnie za szybko nie znaleziono na ulicy. Oni wrócili wcześniej z pasażu, bo tego dnia było mało towaru do rozprowadzenia. Wyczuli mnie. Miałam to wypisane na twarzy – złoty strzał. To się wyczuwa, tak jak teraz widzę śmierć na twarzach moich pacjentów. Czekali. Nie mogli mnie powstrzymać, ale mogli wezwać pomoc. Dlaczego teraz nachodzą mnie tamte wspomnienia? Dlatego, że słabnę jak pył rzucany wiatrem, z dławicą świadomości, że niewiele można uczynić, trzeba pogodzić się i dalej walczyć.
Jeżeli istnieje Raj, a w nim wieczna szczęśliwość, to musi być tam przeraźliwie nudno.
14 sierpnia
W Częstochowie tłumy wiernych i strudzonych pielgrzymów oplatają miasto poświatą modlitwy. Ludzkość cierpi na najstraszliwszą chorobę – wieczny niedosyt miłości: kochania i bycia kochanym.
24 sierpnia
Halucynacje – płynęłam w powietrzu po starożytnym mieście, ogromnym mieczem ścinając głowy skamieniałym ludziom. Tak, tak, panie Freud, znam pana lubieżne skojarzenia.
Powstało trochę nowych wierszy o życiu, mniej o umieraniu, więcej o miłości.
Pięć tygodni minęło tak szybko. Zanurzyłam się w Tobie zbyt mocno, zbyt niebezpiecznie. Dopaliłam w upale, smogu, namiętnościach poezji.
A może trzeba dopalić się do pewnego strasznego momentu, by powstać od nowa. Wierzę w to, chyba od dawna. Już to poczułam.