Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

4 października

Dostałam susz od Filipa. Powiedział, że muszę zapłacić. Zapłaciłam. Tanio. Najtańszy towar w kraju. Gotuję sobie zupę i idę do szkoły lekko przygrzana. Tak, żeby kontaktować na lekcjach. Nawet stałam się rozmowniejsza. Tylko wychowawca nadal patrzy na mnie jakoś inaczej.

12 października

Dostałam wezwanie na MO. Poszłam tam lekko przygrzana. Kanały miałam czyste, więc niczego się nie obawiałam.

Pytali, czy ćpam, jak się uczę. Powiedzieli, że jeszcze przez jakiś czas będą mnie sprawdzać. Powiedziałam im, że mi to nie przeszkadza, że mi się u nich podoba. Pytali, czy znam tego i tego? Oczywiście nikogo nie znam. Dostałam zaświadczenie jako usprawiedliwienie do szkoły. Idioci, jak ja mam to pokazać wychowawcy?

18 października

Musiałam pokazać wychowawcy to zwolnienie z Komendy. Powiedziałam mu, że byłam świadkiem wypadku drogowego. Może uwierzył. To nieważne. Wszystko jest nieważne. Mam ćpanie.

Prawdziwy święty śmiech w rzece! Widzieli to wszystko! dzikie oczy! święte wycia! Żegnali! Skakali z dachu! w samotności! powiewając! niosąc kwiaty! Do rzeki! na ulicę!

A. G.

Jestem takim malutkim kwiatkiem, wyrwanym z obojętności i wsadzonym w skałę. Nie przyjmę się tutaj. Ale czeka mnie jeszcze słońce, deszcz i gradobicie. A może jakiś wspaniały ptak osłoni mnie swoim skrzydłem.

2 listopada

Filip radzi, żeby robić przerwy w ćpaniu, żeby nie wpaść w ciąg. A poza tym muszę się jakoś uczyć. Przecież chcę dotrwać do matury. Czujność rodziców jest uśpiona. Tylko na każdy odruch czułości z ich strony reaguję lękiem i muszę mocno trzymać się podłogi, by nie uciec.

Ja chyba nie jestem taka zła. Mimo wszystko, dlaczego miałabym być zła? Tylko boję się ludzi…

Czuję, że ostatnio bardzo się zmieniłam. Jest to dziwny rodzaj dojrzałości. Mimo ciągłego buntu pewne pogodzenie się… Pogodzenie się ze sobą… inaczej. Jestem zmęczona. W samotności pragnę samotności.

Piszę. Piszę – ludzie, nadzieja, smutek, śmierć. Nie piszę – wiara.

20 listopada

Iga umarła w chacie. Filip do mnie dzwonił i mówił, żebym teraz nie przychodziła. Podobno milicja szaleje. Iga usnęła po prochach i więcej się nie obudziła. Nawet nie wiedzieli, kiedy to się stało. Przyszła do chaty ze swoim codziennym uśmiechem na ustach. Była już nagrzana. W chacie nic nie brała.

Dopiero Alfa zorientował się, że coś jest nie tak. Wezwał pogotowie, ale było już po wszystkim. Zgarnęli Alfę i Tomka. Filipa tam wtedy nie było. Szukają go. To jego mieszkanie.

22 listopada

Jestem wstrząśnięta jej śmiercią. Nawet tego nie umiem wyrazić. Miała 18 lat. Była i nie ma jej. I to wszystko przez ćpanie.

Filip znowu dzwonił. Nie wie, co ma robić. Alfę i Tomka puścili, jego nadal szukają. Mówi, że chyba pójdzie na „złoty strzał”. Nie zrozumiałam go w pierwszej chwili. Dopiero później uświadomiłam sobie, że to narkomańskie samobójstwo. Nie zdążyłam krzyknąć do słuchawki: „Nie!”

27 listopada

Filip jest w szpitalu. Poszedł na „zloty strzał”, ale go odratowali. Milicja prowadzi śledztwo, ale chyba go wypuszczą. Mnie nikt nie wsypał.

Chodzę jak ogłupiała. Chodzę do szkoły, patrzę na moje grzeczne koleżanki i czuję, że zaczynam nienawidzić. Nienawidzić siebie.

2 grudnia

Już po pogrzebie Igi. Robili jej sekcję. Filipa wypuścili. Nie wiem, czy coś dalej będzie się działo. Ale w chacie teraz pusto. Mieszka tam Filip i podobno grzeje bez opamiętania. Trzeba by go jakoż ratować. Tylko jak?

Spytałam o to Alfę. Wyśmiał mnie. Powiedział, że z tej drogi nie ma odwrotu. A poza tym u nas nie leczy się narkomanów. Bo my nie istniejemy. Nie ma nas. Jak to, nie ma nas?

4 grudnia

Te imieniny były dla mnie koszmarne. O Boże, przecież oni niczego nie rozumieją. O niczym nie wiedzą. A ja ciągle widzę Igę, jak czyta mi Nędzników.

Musiałam przyjąć tę ich grę w grzeczną córkę. Nie, to nie tak. Przecież naprawdę ich kocham. Tylko niczego nie mogę im powiedzieć.

Filipie, chociaż ty nie umieraj. Przecież to też jest bez sensu. To nie twoja wina, że Iga umarła akurat w twoim mieszkaniu. Mogło się to stać gdziekolwiek.

Chyba że to ty pierwszy raz podałeś jej narkotyk. Tak jak mnie.

23 grudnia

Przede mną koszmarne święta. Trzeba przetrzymać. Mam jeszcze słomę. Będę grzała. Bo nie wyobrażam sobie, jakby to było na trzeźwo.

Sprzątam, wykonuję wszystkie polecenia rodziców. Robię to w jakimś półśnie. Nie wiem, co będzie dalej? To, co zwykle.

1 stycznia 1975 roku

Przedawkowałam. Tym razem sama. W Sylwka ugotowałam sobie zupę i wypiłam w nocy. Nad ranem obudził mnie jakiś ciężar przygniatający klatkę piersiową. Nie mogłam złapać oddechu, dusiłam się. Bałam się wezwać pogotowie, bo wszystko by się wydało. Zapadałam co jakiś czas w ciemną otchłań. Gdy odzyskiwałam świadomość, czułam, że umieram. Więc to koniec, mówiłam do siebie i nie robiłam nic. Nie byłam zdolna do żadnego ruchu. Po kilku godzinach mogłam już ustać na nogach. Piłam gorzką herbatę, i rzygałam. I tak chyba przez dwie godziny. W końcu usnęłam.

Gdy rodzice wrócili do domu, wyglądałam już mniej więcej normalnie.

A więc tak się umiera.

11 stycznia

Filip jest w szpitalu psychiatrycznym. Odwieźli go tam milicjanci. Przyjechali po niego, żeby go przesłuchać, ale on był na wykończeniu. Przynajmniej uratowali mu życie. Powiedział mi o tym Tomek. I że nie należy go odwiedzać.

Ćpanie mi się skończyło, ale nie mam zamiaru brać. Przynajmniej na razie. Nadal mam zawroty głowy i boli mnie wątroba. Poszłam do lekarza. Wątroba jest powiększona. Przepisał mi jakieś prochy. Trzeba będzie się trochę podleczyć.

A poza tym muszę się uczyć. Odrzuca mnie od książek, ale kończy się okres. Nie ma rady.

23 stycznia

Filip nadal w szpitalu i chyba nieprędko z niego wyjdzie. Tomek mówi, że to dobrze dla niego. Nie zrobią mu sprawy o Igę. Niekiedy mam wrażenie, że przegrałam swoją walkę o życie, chociaż żyję. Nie ma dla mnie ratunku, bo pozostało mi tylko poczucie bezsensu trwania wśród żywych. I ból za tamtym wszystkim i przez to wszystko. Teraz będzie bolało nieustannie.

8
{"b":"100484","o":1}