Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

8 marca

Nikt dzisiaj nie wręczył mi kwiatów, nie pocałował w rękę, składając lekki ukłon, nie objął ramieniem, nie przytulił, nie wyszeptał marzeń.

Na Boga, wcześniej nie miałam takich pragnień.

15 marca

Uciekam przed siebie: albo w tłum, albo w las, albo w nicość. Bronię się w tajemnych sekundach, odliczanych przez skradzione zegary. Pożyczam od Boga dni. Wydaje mi się, że całe moje życie to czek bez pokrycia.

Zaliczamy coś, czego niby się uczymy, a to potajemna walka o przetrwanie tego wszystkiego, co przypominają dewiacyjne zarządzenia.

4 kwietnia

Rozmawiałam z Kotanem przez telefon. Teraz dopiero zrozumiałam jego siłę, kiedy musiał zaczynać co tydzień wszystko od nowa: w każdy poniedziałek, kiedy wracał po niedzieli na oddział i wiedział, że wszyscy olewali leczenie, zaćpali albo uciekli. I on się zbierał i zaczynał dokładnie wszystko od początku, wierząc od nowa w nasze kłamliwe obietnice, przyrzeczenia, przysięgi, zaklinania, że to był ostami raz.

I tak mijały miesiące i lata. Kto jest w stanie udźwignąć takie życie, te wszystkie śmierci, porażki, zagubienia.

Myśmy nie kłamali. Ćpun wierzy w to, co mówi, tylko za minutę myśli już całkiem coś innego, bo osaczało go pragnienie narkotyku, które wszystko niweczy.

9 kwietnia

Tak dawno nie pisałam. Kiedy przerywam, wtedy czuję, że znikam jak kawałki roztopionego metalu. Dziennik ochładza mnie z wielu namiętności, nieprzespanych nocy i śniętych dni.

17 kwietnia

Uczę się do dwóch idiotycznych egzaminów. Jestem wyczerpana szarpaniną i codziennością. W pół jawie, w pół śnie wydaje mi się, że znowu jestem w domu obłąkanych. I słyszę nowe wycia w akademiku i wiem, że nie tylko mnie ogarnia szaleństwo.

24 kwietnia.

Zdołam to wszystko, bo innego wyboru teraz nie ma. To na pewno nie jest studiowanie, ale prawie wszystko w naszej rzeczywistości okazuje się skandalem.

Oddycham przegapioną wiosną. Chce się wędrować po łąkach z kimś za rękę.

27 kwietnia

Tym razem straszą pochodem pierwszomajowym.

Ogarnia mnie wielka tęsknota za życiem, miłością, tańcem słońca i wolnym wiatrem.

Nie będzie oddechu, od razu zaczynamy następny semestr.

Nie potrafię tak po prostu porozmawiać o niczym z drugim człowiekiem, czuję się wtedy znudzona jak uśpiony lew w klatce. Nie pojmuję moralności świata.

5 maja

Na treningach zatapiam się w ciszę, w siebie. Jestem wtedy bardzo namacalna. Słyszę, jak serce pompuje krew, ogrzewa ciało. Tam wstępują we mnie nie znane siły, staję się całością. Walcząc jestem bardzo łagodna i nie odczuwam żadnej agresji. Ten spokój towarzyszy mi jeszcze długo i oswajam go w sobie jak rozkwitający kwiat.

8 maja

Tamto powraca i nie da się oszukać, siebie i czasu, Bronię się jak roślinka na skalistym brzegu przed wiatrem, który wygina ją w jedną stronę, w przepaść.

10 maja

Nadal jest niespokojnie w kraju. Na uczelni tylko nas straszą, inaczej nie potrafią z nami rozmawiać.

Miotam się jak źdźbło trawy na spalonej łące. I sensu w tym nie widzę. Istnienie – czym ono jest? Tyle razy umierałam i nie chcieli mnie nawet TAM, jakbym Bogu nie była potrzebna… Ileż w jednej klatce trzeba pomieścić światów urojonych, wizji i samotnych marzeń…

18 maja

Czy można mnie oswoić? Justyna trwa ze mną. Iwona odeszła, inni są obok. Czasami szukam pomocy u nie znanych ludzi, odkrywając przed nimi cząstkę mego życiorysu, wycinek czasu, którego nie potrafię do niczego dopasować i błądzimy razem z tym zwiększonym ciężarem po ślepych uliczkach. Słyszę, jak ściany szepczą nocami.

22 maja

Boże, ratuj mnie, kiedy nie stanie człowieka we mnie ani żadnej innej siły, która powstrzymałaby pęd ku zagładzie.

24 maja

Po szaleństwach jednej nocy padłam na polu walki, zawieziono mnie do kliniki i już nikt się tam nie dziwił, że trzeba od nowa mnie ratować. Rano odłączyłam się od kroplówki i uciekłam przy pomocy Justyny, która przyniosła mi ubranie.

Jestem przedziurawioną łodzią podwodną. Nie wypłynę.

25 maja

Zataczam się po świecie odratowana, nie wiem po co, przez młodych lekarzy, którzy jeszcze ratują szaleńców z takim samym uporem, z jakim ja odchodzę. Dzięki wam za to.

26 maja

Basiu, zastanów się, co naprawdę chcesz uczynić. Szkoda czasu i poświecenia innych dla ciebie. Wybierz w końcu…

Jeszcze nie jestem gotowa. Za mało wiem, i kiedy gna mnie do śmierci, nie potrafię się powstrzymać.

30 maja

Usiłuję ustać na nogach po ostatnim umieraniu. Ludzie omijają moje obłąkanie.

Czas, przeszywany ciągłą świadomością bólu, wydaje się stracony.

Rozprasza, rozpala na drobne iskierki, które ulatują. Przytulić się, by tak nie bolało. Milczenie zamyka mnie tajemnym kluczem.

18 czerwca

Kręcimy się wokoło.

Ustąp, a zwyciężysz.

Z pokorą wobec życia wchodź w życie, Basiu.

Piszę codzienne umieranie i podnoszenie się jak zakazaną modlitwę.

25 czerwca

Skończyłam dwadzieścia trzy lata. Odśpiewano mi sto lat na zajęciach z metodologii.

W jakim punkcie czasoprzestrzeni jest moje Królestwo?

3 lipca

Zdałam egzaminy i zaliczyłam drugi rok studiów. Drugi rok innej samotności. Po siedmiu latach tamtej, po czternastu latach tej pierwszej. Wcześniej cały kosmos samotności. Moja rodzina ma we krwi samotne przeżywanie świata.

Przekreślić tomy dzienników. Co wtedy?

Dokąd jeszcze można odejść?

Już tylko TAM.

48
{"b":"100484","o":1}