22 kwietnia
Miłości mi trzeba od zaraz. Spotkałam się z Anną w Warszawie.
Byłam na kontrolnym badaniu u Profesora. Znowu zmiana leków. Profesor ma nadzieję, że tym razem wytrwam. Jestem zupełnie kimś innym w środku. Wolność i odpowiedzialność, jak to pogodzić? Twój świat, Basiu, jest nadal pełen grozy.
Na to teraz nie ma leku.
8 maja
Czasami wynurzam się ze szklanej kuli, by złapać oddech, ale polewają mnie środkiem dezynfekcyjnym. Nie potrafią mnie oswoić i powoli staje się lisem.
Majowy czas samobójców, wielu pacjentów jest na rewersach. Codzienne doświadczenie obłędu. Wyczuwają, że jestem z nimi, ale wiedzą, że nie mam władzy.
13 maja
Maj w Lublińcu wygląda twórczo, w lesie tyle soczystej zieleni, wszystko budzi się do nowego życia.
Starzy schizofrenicy umierają w pokorze, prawie z ulgą, w niebezpiecznym spokoju, jakby za życia poznali tajemnice. Przyglądam się temu zjawisku, na ich twarze powraca uśmiech po latach noszenia maski.
18 maja
Nie pamiętam nazwisk znajomych przypadkowo poznanych, to taka uroda mojej pamięci, nigdy ich nie pamiętałam. A tutaj znam stu dziesięciu schizofreników i nigdy ich nie pomylę.
Nie dla mnie taką rzeczywistość. Zatracanie się w drobiazgach, zdobywanie żywności, gromadzenie rzeczy. Nie potrafię. Nie pojmuję. Nie daję rady. Nie chcę. Pogoń, nieustanna gonitwa na okulałym koniu, bez pojęcia, bez oddechu, na oślep, byle szybciej, byle dalej, więcej. Nie, nie, nie!
30 maja
Kuzyn Paweł czekał na mnie na Centralnym z bukietem żółtych gerber. Za dużo we mnie burzliwych myśli narosło, kiedy z nim obcowałam. Trzeba dać im popłynąć i ułożyć się w całość. Ma wspaniałe wyczucie i niczego mi nie narzuca. To wielka sztuka – dać drugiemu człowiekowi wolny wybór.
4 czerwca
Oddział psychiatryczny w Częstochowie zostaje zredukowany. To jakaś polityka. Szkoda, że nie mogliśmy się wtedy porozumieć. Dla mnie to tylko kolejna przeszłość.
6 czerwca
– Wszystko straciło barwę – powiedziała młoda schizofreniczka. Pogoda deszczowa, angielska mgła króluje na ulicach i w lesie. Jak oni wspaniale wyczuwają nastrój chwili.
Działają leki przepisane przez Profesora. To chyba jakaś szansa dla mnie. Jakie wizje tworzy mój mózg, które przeżywa na jawie? Co tak gna do niepokoju? To my jesteśmy pierwszą przyczyną naszego losu.
20 czerwca
Minęło dziesięć miesięcy pracy na psychiatrii.
Mój Mały Przyjaciel skończył siedem lat.
Badam zabójcę żony. Tak ją kochał, że system urojonych zazdrości doprowadził go do całkowitego jej unicestwienia. Osierociła dwoje małych dzieci. Dlaczego człowiek zabija?
25 czerwca
Data nowej śmierci zapisana w notesie Boga. Utraciłam barwę dzieciństwa, świeże kolory radości. Psychiczna ślepota. Nawet na pełną śmierć trzeba sobie zasłużyć.
Pić wódkę to mały grzech. Rzygać po wódce to bardzo duży grzech. Tak mawia ksiądz na spowiedzi góralom. Może coś w tym jest.
Nie wolno mi brać narkotyków.
Nie wolno mi pić alkoholu.
Nie wolno mi palić papierosów.
Wolno mi uprawiać miłość, czyli seks. Specjalne zalecenie lekarka.
Mój uśmiech zastyga, kiedy maszeruję przez miasteczko w pełnej gotowości do obrony.
28 czerwca
Badam pacjentów na innych oddziałach, jesteśmy nieustannie deficytowi. Oni przypominają okaleczone ptaki, zamknięte w starych klatkach, żywione ochłapami, by nikt nikomu nie zarzucił braku opieki.
Niekiedy jakieś wspomnienie boleśnie mnie ukłuje albo zdławi mnie smutna obręcz. To tamto sprzed lat powraca. Tylko ja mogłam pójść na coś tak absurdalnego; powrócić tu i wprzęgnąć się w patologiczne mechanizmy systemu zniewalania człowieka. Nadal tu trwam i jakbym wierzyła w zmianę. Tak bardzo chciałabym inaczej widzieć człowieka w tym systemie.
4 lipca
Wielu pacjentom się pogorszyło. Ubezwłasnowolnieni w pasach, kaftanach, zastrzykami, bez lęku znoszą swój los, choć z przekleństwem na ustach dla personelu i miłosnym posłaniem dla bogów. Płakali, krzyczeli i śmiali się, wierząc w zbawienie. To chyba przez kosmiczne upały.
6 lipca
Kiedy powracam do Lublińca, czuję, że staję się małym zwierzątkiem, wystawionym na urazy świata.
Przyjmuję lęk z większym spokojem, w zależności od jego siły. Zdarza się, że tratuje pokłady mego ja i pozornie zwycięża, lecz rano rodzę się z nowymi siłami niczym kolejna głowa smoka.
To nie obłęd, chociaż dla niektórych tak to wygląda. To niepowtarzalny twór, niepoznawalny dla nikogo, a mimo to ludzie, obcując ze mną, mają poczucie bezpieczeństwa, które wynika z odpowiedzialności za własne szaleństwo.
10 lipca
Odwiedził mnie Paweł. Dlaczego wzbudza we mnie tyle emocji? Stale myślę O TYCH NAJWIĘKSZYCH CIERPIĄCYCH.
Dlaczego w psychozie nie można być pokornie dumnym? Czuwają nad tym ludzie z personelu.
18 lipca
Nie czuję lata, pierwszy raz w życiu o tej porze pracuję. Muszę wkładać w poruszanie się po świecie więcej trudu, układ krążenia nie radzi sobie z tym obciążeniem. W takich chwilach obiecuję, że będę żyć jak roślina delikatnie podlewana przez rodziców i chroniona przed wiatrami ścianami mego Królestwa, kiedy jednak poczułam głębszy oddech w płucach, zapomniałam o obietnicach składanych na pograniczu życia i umierania.
24 lipca
Noc halucynacji, iluzji i koszmarów. Przedmioty ze snów stawały się realne i na jawie odwiedzały mnie, czułam je dotykiem, węchem, który musiał być złudzeniem, bo nie ma takich zapachów na jawie. Była burza i gdy uderzył piorun, złapałam go w dłoń i uziemiłam własnym ciałem.
W ciągu dnia pracuję, słucham zagubionych dusz, ja pocieszycielka, i nie wiadomo, kto kogo przywraca rzeczywistości.
2 sierpnia
Czytam jedną książkę dziennie i wierzę, że to mnie uratuje. To oczywiste, że przychodzi Czas Narkotyku i nie ma innej rzeczywistości i nawet wizja AIDS nie ukoi nagromadzonej w podświadomości tęsknoty. Jednak powstrzymuję się i wiem, że nastąpiło wyzwolenie. Oddycham z ulgą i zaskoczeniem, że dokonałam Absolutnie Niemożliwego.