21 marca
Pierwsza rocznica mojego ćpania. Byłam w chacie. Alfa śmiał się, Filip zrobił mi zastrzyk z ziomków. Iga powiedziała, że mogę u niej zamieszkać, bo teraz milicja nie da mi już spokoju. Jestem notowana, Iga nie bierze zastrzyków, tylko prochy. Chodzi zawsze senna i uśmiechnięta. Straszny to uśmiech. Uśmiech zjawy. Odmówiłam jej. Nie mam powodu odchodzić z domu. Dopiero wtedy milicja zaczęłaby się czepiać. Może nawet chcieliby mnie oddać do zakładu.
Wróciłam nagrzana do domu. Tylko że moje powroty wyglądają już inaczej. Rodzice przyglądają mi się, patrzą na ręce, pytają, gdzie idę, co robię. A ja odpowiadam dla świętego spokoju, to znaczy kłamię perfidnie. Tutaj nie mogę milczeć.
2 kwietnia
Dostałam wezwanie na milicję. Przesłuchiwali mnie. Pytali o wszystko: co robię, jak się uczę, kogo znam? Powiedziałam, że nikogo nie znam. Chcą, żebym sypała. Naiwni. Mówili, że teraz często będę do nich przychodzić, że nie dadzą mi spokoju. A jak ktoś mnie sypnie, wyląduję w poprawczaku.
Uśmiechałam się do nich jak małe dziecko. Powiedziałam, że mi wcale nie przeszkadza pobyt u nich. Uznali mnie za stukniętą. To dobrze. Tak twierdzi Filip. Co to znaczy być stukniętą?
10 czerwca
Koniec szkoły podstawowej. Jestem uczennicą liceum. I to mnie cieszy, naprawdę cieszy. Dostałam piękne świadectwo. Rodzice są spokojniejsi. Wydaje im się, że teraz coś się zmieni. Może coś się zmieni. Nie wiem. Mam wakacje i bardzo dużo wolnego czasu. Przez ten czas uczyłam się i nie ćpałam. I milicja też mnie nie wzywała. Cały maj dziwnie spokojny. Tylko we mnie czaił się niepokój.
25 czerwca
Skończyłam 15 lat. Ładna liczba. Piętnastoletnia małolata z tak zwaną przeszłością. A z jaką przyszłością? To podobno zależy ode mnie. Nie wiem. Bywają takie chwile, że bardzo chciałabym, ale się po prostu nie da. I znowu sezon. Wiem, że rodzice nigdzie mnie nie puszczą. Gdy ucieknę, będzie mnie szukała milicja. Filip nalega, żeby teraz ruszyć z nimi w Polskę.
Sposób na przetrwanie – milczenie.
Sposób na życie – przetrwanie.
Sposób na milczenie – śmierć.
Zaczęłam zastanawiać się nad śmiercią. Czy się boję? Chyba tak. Kiedyś bardzo się bałam.
1 lipca
Spakowałam plecak i po prostu wyszłam z domu. Rodziców nie było. Zostawiłam im kartkę, że wrócę po wakacjach do szkoły. Kartka była mokra. Łzy?
Czekali już na mnie: Filip, Iga, Tomek i jeszcze kilka osób. Alfy nie było. Siedzi za pobicie milicjanta. Ucieszyło mnie to w pewien sposób. Boję się Alfy.
Pojechaliśmy stopem przed siebie. Pogoda wspaniała. Filip mówi, żebym tego nie opisywała, bo mój dziennik może dostać się w ręce milicji. Ale ja i tak będę pisała.
Wieczorem rozbiliśmy namioty w jakiejś wsi. Chłopcy rozpalili ognisko. Jutro ruszamy dalej na poszukiwanie pól makowych. Dopiero teraz zaczęłam się naprawdę bać, ale zostaję z nimi.
3 lipca
Śpimy do południa, ja z Igą w jednym namiocie, chłopcy w drugim. Iga była zawsze na prochach, a teraz leci w kanał. Nie pytam, dlaczego? Przecież takie pytanie jest absurdalne. Chłopcy organizują jedzenie i ćpanie. Wyruszają o zmierzchu na pole i zbierają. Potem to przyrządzamy, i w kanał. Jest mało sprzętu i robimy jedną pompką. Iga mówi, że to niezbyt bezpieczne, bo można złapać żółtaczkę. Nie wiedziałam. Ale gdy widzę pompkę z towarem, nie myślę o tym. Później leżymy i nawet nie chce się rozmawiać. Nawet jeść się nie chce. Tak że niewiele nas to kosztuje.
7 lipca
Dni są do siebie takie podobne. Bierzemy codziennie. Opalamy się, a raczej snujemy z kąta w kąt. Iga niewiele mówi o sobie. Jest starsza o trzy lata. Czasami tak na mnie patrzy, jakby chciała mi coś ważnego powiedzieć. Czekam, ale ona rezygnuje. Iga czasami w nocy płacze. Już nie mogę tego słuchać.
15 lipca
Średnio co drugi dzień jedziemy dalej w Polskę. Podobno tak bezpieczniej. Kierowcy nawet nas zabierają, chociaż na pewno nasz wygląd ich dziwi.
Coś zaczyna się dziać. Ludzie są rozdrażnieni, sprzeczki wybuchają o drobiazgi. Wiem, co to jest. To ćpanie nas tak zmienia. Robi z nami, co chce.
Moje serce jakoś wytrzymuje to codzienne grzanie. Czasami przeszywa mnie krótki, ostry ból. Ale nie mówię o tym nikomu.
Z dnia na dzień wzrasta zapotrzebowanie na ćpanie. Obie z Igą też chodzimy na pole zbierać. Mam popuchnięte całe ręce. Trudno mi się wkłuć w kanał.
Gdy zaczynam trzeźwieć, przychodzi straszny lęk. Nie wiem, co się ze mną dzieje, i czekam na kolejny strzał, żeby to minęło. Nie ćpam już dla przyjemności, ćpam, żeby nie czuć. Filip powiedział, że to początek ciągu. Ale, o Boże, co będzie dalej?
20 lipca
Może wrócić do domu? Mam takie koszmarne sny. Ciągle śnią mi się rodzice. Stoją nad moim grobem i płaczą. Powiedziałam o tym Idze. Mówi, że to początek końca. Jakiego końca? Skończą się wakacje, wrócę do szkoły i nie będzie żadnego końca. A może ma rację? Może przerwać ten Sezon?
Wielu ludzi nosi w sobie ukrytego potwora, chorobą, który wysysa im krew, który ich pożera, rozpacz, która gnieździ się w ich nocy. Oto człowiek, który nie różni się od innych, chodzi, porusza się, i nikt nie wie, że ma w sobie straszliwego pasożyta – boleść stuzębną, która żyje w tym nieszczęśniku i zabija go. Nikt nie wie, że ten człowiek to topiel. Jest spokojny, ale bez dna. Od czasu do czasu niezrozumiałe drżenie przebiega po powierzchni; pojawia się jakaś zmarszczka, znika, pojawia się znowu, tworzy się pęcherzyk powietrza, pęka. Niby to nic, w istocie to rzecz straszliwa: oddech nieznanej bestii.
Wiktor Hugo
Wieczorem Iga odczytała mi ten fragment z Nędzników i powiedziała: Ratuj się, masz jeszcze szansę. Bo potem będzie za późno. Zrozumiałam fragment książki, ale nie potrafiłam tego odnieść do siebie. I zrozumiałam Igę. Ale zostałam.
26 lipca
W nocy zaczęło mną telepać. Zaczęłam krzyczeć. Nie potrafiłam się uspokoić. Chłopcy obudzili się i przyszli do naszego namiotu. Filip nic nie powiedział, tylko poszedł na pole. Wrócił z działką i zrobił mi zastrzyk.
– Jesteś w ciągu – powiedział i rozpłakał się. Oni też byli. W tak krótkim czasie wszyscy byliśmy już wpieprzeni.
Rano mdlałam. Filip spakował moje rzeczy i zawiózł mnie do jakiegoś miasteczka, w którym był szpital. Nie wszedł ze mną na izbę przyjęć. Kazał mi się ratować. I nic więcej.