Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

10 grudnia

Pojechałam do sanatorium. Pielęgniarka sprawdziła mi kanały i nic nie znalazła. Nie sprawdzała mi nóg i to był jej błąd. Oczywiście nie przyznałam się, że biorę. Wychowawca tylko spytał, czy nie jestem w ciągu. A więc nie bardzo wierzą w moje zapewnienia. Beata ucieszyła się z mego przyjazdu.

Znów sami znajomi. Beata czuje się tu dobrze, ma swoich narkomanów i swoje narkomańskie życie.

A wieczorem kojko, muzyką, rozmowy o ćpaniu – czyli normalny rozpierdzielnik, jakby powiedział Kotan. Beata żałowała, że jej nic nie przywiozłam do ćpania. Ja nie daje nic ludziom, którzy się leczą. Zasady narkomańskie? Można to i tak nazwać. I nigdy nie dałam towaru człowiekowi, który nie ćpa.

Nie mogłabym już tutaj zostać. To raczej niemożliwe. Źle się tutaj czuję.

11 grudnia

Przyjechał Kotan i zabrał mnie do MONARU, do Marzeny. Marzena uczy się, trochę pracuje, ale nie jest w najlepszym nastroju. Chyba długo tutaj nie wytrzyma. Myśli o ćpaniu, psychicznie nie daje rady.

W MONARZE jest kilka nowych osób, których nic znam. Jest kilka małżeństw z dziećmi. Kotan zabrał ze sobą najlepszych ludzi. Cieszy się, że nie biorę. Jestem szmatą. Nie mam odwagi się przyznać.

12 grudnia

W domu zastałam list od Anny. Pisze, że dużo zależy ode mnie i to, że ćpam, to jest mój wybór. Jeżeli niszczę siebie świadomie, to nikt na siłę nie jest w stanie mi pomóc. Tak, wiele zależy ode mnie. Sama siebie mogę zniszczyć. Czy to nie jest wspaniałe? Mój świat jest taki, jaki sobie stworzyłam. Często działam destrukcyjnie i przeżywam coraz silniejsze wstrząsy po kolejnym upadku. Wtedy moje ciało bywa dostosowane do rzeczywistości, przestrzega pewnych form współżycia z ludźmi. Żyje życiem biologicznym. W ciele tym powoli zaczynam dojrzewać JA. Dojrzewam w wielkim cierpieniu poszukiwania nowego, może sensu, może uczuć? To narasta, dochodzi do punktu kulminacyjnego i… widzę wokół siebie wielką pustkę. Tę pustkę czasami wypełnia ból. Tak nie można żyć. Ale czy potrafię inaczej, czy umiem zmienić swoje życie?

Chciałabym tego sama dokonać. Nie chcę być znowu ciekawym przypadkiem, beznadziejnym przypadkiem rokującym poprawę, przypadkiem w ogóle. Nie chcę być czubkiem, psychotropkiem, stukniętą wariatką. I nie chcę być normalną w waszym nienormalnym świecie. Więc mam odejść?

Nie, jeszcze nie teraz.

15 grudnia

Straciłam przytomność w szkole. Zabrało mnie pogotowie. Gdy mnie odratowali, od razu się wypisałam. Nie chcę, by rodzice się dowiedzieli, że znów ćpam. To chyba była zapaść. Od kilku dni biorę majkę i dzisiaj rano za dużo wzięłam. Lekarzy uprosiłam, by nie zgłaszali tego glinom. I tak już mam dosyć kłopotów. Powiedziałam im, że to dopiero początek, że skończę z tym. Chyba uwierzyli.

17 grudnia

Nie mogę pozbierać się do kupy po tej zapaści. Ręce mi się trzęsą, boję się więcej wziąć, żeby znowu nie przedawkować. Moje ciało samo się broni. Kiedy przychodzi powolne, narkomańskie umieranie? To chyba jeszcze kilka lat.

Wyglądam upiornie, twarz – maska. Zaczynam trochę chudnąć. Mam odruch wymiotny na widok jedzenia i siebie w lustrze. Jest mi coraz trudniej kryć się z tym wszystkim. Oj, Baśka, marnie żyjesz i marnie skończysz! Już tylko gadasz ze sobą, nie chcesz widzieć ludzi i świat też cię nie chce takiej, jaką jesteś teraz.

Jak długo jeszcze można oszukiwać rodziców?

Ale czy mam prawo już teraz odbierać im nadzieję?

31 grudnia

Koniec roku. Bilans okrutny. Jestem bliżej dna niż kiedykolwiek. Bo kiedyś to jeszcze wierzyłam, że mam jakąś szansę. A teraz już nie. Wzięłam morfinę od Filipa. Ma ją z włamu do apteki. A więc zrobili aptekę. Niewesoło. Milicja zacznie teraz szaleć.

2 stycznia 1979 roku

Filip nie żyje. Popełnił samobójstwo. Poleciał na złotą strzałę. A więc dokonał wyboru. Nie mógł już tego znieść. Dowiedziałam się o tym od Alfy. Alfa zaproponował mi wspólne włamanie.

Zgodziłam się. Nie mam pieniędzy na kupowanie majki. To ma być już jutro. Chyba chcieli wziąć Filipa. I ja idę za niego. Miał 26 lat, osiem lat ćpania. Teraz jest już naprawdę wolny, od wszystkiego. Żegnaj, Filipie.

3 stycznia

Już po wszystkim. Nie sądziłam, że to tak łatwo pójdzie, bałam się bardzo. Była to apteka w jakiejś małej miejscowości. Weszliśmy od tyłu. Alfa rozbił zamki. Ja też byłam w środku. Zbierałam puszki z kodą. Alfa szukał majki, doroty i gumy, a inni pilnowali, czy ktoś czasem nie idzie. Alfa musiał wcześniej wiedzieć, gdzie jest towar. Doskonale się orientował w tej aptece. Każdy dostał trochę towaru i rozstaliśmy się. Resztę zabrał Alfa. Ma nam dać później, gdy gliny się trochę uspokoją.

Po powrocie do domu napisałam list do Anny. Musiałam to zrobić. To straszne. Zaczynam popełniać przestępstwa.

4 stycznia

Biorę morfinę i nie myślę o tym, co zrobiłam, bo gdy mija jej działanie, to jest koszmar.

Wkroczyłam na drogę przestępstwa. Tak, ja popełniam przestępstwa. Ukochane, jedyne dziecko swoich rodziców, wychowywane w miłości i do wielkich celów. A teraz co? Witajcie, być może, mury więzienne. Nie chcę przecież tam iść, nie chcę tak bardzo, jak bardzo chcę ćpać.

Co jeszcze zrobię w swoim życiu, co takiego zrobię, że nawet nie będę czuła do siebie nienawiści? Będę tylko potrafiła siebie zabić. A może i nawet tego nie?

Mam zachowywać się spokojnie, jakby nic się nie stało, tak powiedział Alfa. Więc spokojnie biorę pompkę, rozwalam szkło i naciągam centymetry. I wierzę, że mnie nie wsadzą.

5 stycznia

W szkole chodzę ciągle przygrzana. Ale jeszcze kontaktuję. Chcę zdać maturę. Nie wiem po co, ale chcę. Na razie cisza. Nikt nas nie chce przesłuchiwać. Do mnie mogą trafić tylko wtedy, gdy ktoś sypnie. Jestem wolnym strzelcem, ćpam sama i nie utrzymuję prawie żadnych kontaktów. Jest to dosyć bezpieczne, ale brakuje mi czasami innych ludzi. Nawet ćpunów. Oni przynajmniej mnie nie potępiają.

10 stycznia

Anna odpisała na mój list. Sądzi, że w końcu wpadniemy. Nie chce, bym trafiła do więzienia. Uważa, że powinnam wrócić do sanatorium i tam skończyć szkołę. Pisze, że jeszcze nie jest za późno. Chce przyjechać, by ze mną porozmawiać.

Byłam u lekarza, przyznałam się do ćpania. Mam powiększoną wątrobę i jeszcze coś z sercem. Przepisał mi jakieś leki wzmacniające. Widziałam, że był bezradny.

Marzena napisała mi, że powinnam przyjąć się na oddział. Kotan chce, żebym wróciła się ratować. Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że jest za późno. I trzyma mnie ćpanie, mam teraz tyle towaru za darmo. Pisze, że kilka osób wykończyło się herą. Marzena chce zostać do maja i wypisać się na Sezon. Może spotkamy się na jakimś polu makowym.

28
{"b":"100484","o":1}