20 sierpnia
Już po wszystkim. Hipy wyjechały z Częstochowy, gonione przez milicję. A poza tym kochają wieczną, wspólną włóczęgę. Może i ja kiedyś z nimi wyruszę przed siebie. Tak bez celu, tylko dla samego podróżowania. Dzisiaj tu, jutro tam.
Za dziesięć dni szkoła. I to mnie przeraża. Mama zabrała mnie na zakupy. Zeszyty, książki i różne drobiazgi. Kiedyś to mnie cieszyło. Teraz nie chcę o tym myśleć.
Przestałam ćpać. Siedzę w domu. Już mogę iść do lekarza. Chyba niczego się nie domyśli.
24 sierpnia
Byłam u lekarza i załatwiłam sobie zwolnienie z w-fu do nowej szkoły. Powiedział mi, że szmery w sercu go niepokoją. Kazał mi zrobić badania, podejrzewa anemię. Wiem, z czego ona może być. Tylko z powodu ćpania. Więc wszystko się zgadza. Książki nie kłamały. Tylko co dalej?
1 września
Pierwszy dzień w nowej szkole. Idiotyczne uczucie. Czterdzieści osób patrzyło na mnie. Kto w ostatniej klasie zmienią szkołę?
Śmieszni są. Tacy zwykli, ludziki szkolne. Grzeczne dzieci. Nie mogą o niczym wiedzieć. Wiem już, że muszę milczeć.
6 września
Od trzech dni jestem w szpitalu na oddziale zakaźnym. Przywieziono mnie nieprzytomną po zatruciu alkoholem. Leżę sobie w separatce. Mam nic nie robić. Dostawałam kroplówkę. Upiłam się sama z okazji rozpoczęcia roku szkolnego. I przesadziłam.
Sytuacja jest co najmniej zabawna: rano odwiedza mnie lekarz, trzy razy dziennie dostaję witaminy i na tym koniec. Można zwariować. Mama przyniosła mi książki, ale nie wolno mnie odwiedzać.
Nie pamiętam, jak to się stało.
8 września
Dzisiaj na wizycie było kilku lekarzy. Badali mnie, obmacywali brzuch i patrzyli jak na zjawisko. Może są zaszokowani, że taka małolata potrafiła się tak zatruć szkocką whisky, którą wzięła z barku rodziców. Podobno wypiłam całą flaszkę i padłam.
Nudno tutaj, nie wolno kontaktować się z innymi pacjentami. Z okna widać budynki szpitalne. Mam być tutaj jeszcze tydzień na obserwacji. Już wolę chodzić do szkoły, niż miotać się po tej klatce z własną łazienką. To naprawdę klatka. Obserwują mnie przez szybę. Jakaś aparatka, pielęgniarka, gdy tylko mnie widzi, wybucha śmiechem.
Na piętrze leżą chorzy na żółtaczkę.
12 września
Wypuścili mnie trochę wcześniej, bo już nie mogłam wytrzymać. Nic mi nie jest. Rodzicom kazali mnie pilnować. O, na pewno długo nie będę piła. Tak się zaprawić. Bez sensu. Nawet nie wiem, dlaczego to zrobiłam. A jutro do szkoły. I dobrze.
13 września
Siedzę spokojnie na lekcjach i nie odzywam się do nikogo. Ci ludzie znają się ósmy rok. Ja jestem nowa. Wiedzą, że chorowałam, ale nie wiedzą dlaczego.
Przepisuję i uzupełniam zeszyty. To mnie zajmuje. Lubię się uczyć, poznawać nowe rzeczy. Tylko przestałam lubić szkolę i nauczycieli.
Ciekawe, co dzieje się z Filipem, z ludźmi. Czy już wrócili do miasta? Może jeszcze nie. Jest bardzo ciepło.
Rodzice nie mówią nic o moim wyczynie z alkoholem. Nie pytają, nie rozmawiamy. Jakby nic się nie stało.
14 września
Po szkole grzecznie wracam do domu, omijając z daleka chatę, i biorę się do nauki. Chyba dobrze zrobiła mi zmiana szkoły, ale w klasie jestem obca. Czuję to. Weszłam w ich środowisko, jakbym nagle spadła z księżyca. Wieczorami długo się nad tym wszystkim zastanawiam, oczywiście gdy jest spokój. Nie rozumiem tego wszystkiego, co mnie otacza, nawet siebie przestałam rozumieć. Coś się we mnie dziwnego dzieje, tylko co?
25 września
Filip twierdzi, że wszystko, co nas otacza, sieje zniszczenie. Cytuje jakiegoś amerykańskiego poetę. My mamy być inni. Co my możemy zrobić dla siebie samych? W narkotycznym transie ulepszać świat? Może. Nasze narkotyczno – nikotynowe, a także alkoholowe seanse mają nas wyzwolić. Tylko, na Boga, od czego?
Po szkole idę tam i patrzę. Czasami ćpam i wtedy jest mi wszystko jedno, a czasami tylko patrzę i chcę pytać. Ale pytać nie należy. Wolno mówić, co się chce. Mam wrażenie, że jest to bełkot zagubionych dusz. Powtarzają bezmyślnie jakieś słowa, nie wnikając w ich sens. Jak można coś rozumieć, będąc naćpanym?
Powrót do domu jest jakimś powrotem. Szkoda tylko, że nie do normalnego życia. Może wtedy nie chciałabym żeglować z nimi?
1 października
Zamiast do szkoły, poszłam na wagary, do sądu. Ostatnio zaczęłam interesować się prawem. Może kiedyś będę studiować właśnie prawo? Było kilka spraw, głównie o pobicia i kradzieże. Sędzia zapytał: czy na sali są nieletni? Wyglądam dosyć poważnie i nie zostałam wyrzucona. Przysłuchiwałam się mowie prokuratora, zeznaniom świadków, patrzyłam na oskarżonych. Siedzieli na oddzielnej ławie wśród milicjantów. W czasie przerw wyprowadzano ich w kajdankach do specjalnego pomieszczenia. W końcu odczytano wyrok. Więc tak to wszystko wygląda.
W domu nic nie mówię. Zapewne kiedyś się wyda, że byłam na wagarach. Sąd to dobre miejsce, by się ukryć przed łapaczami. Tutaj nie szukają wagarowiczów, tylko w kinach i kawiarniach.
6 października
Nadal chodzę do sądu. Przysłuchuję się sprawie o zabójstwo. Kupiłam Kodeks karny i odczytuję na drzwiach paragrafy. Wiem wtedy, o co będzie sprawa. W czasie przerw chodzę na herbatę do kawiarenki w budynku sądu i przyglądam się ludziom w togach. Jacy oni są? Ci, co bronią, i ci, co oskarżają. Na sali rozpraw występują jakby przeciwko sobie. W kawiarence rozmawiają swobodnie, żartują. Dziwne to wszystko.
Nie mogę chodzić na sprawy dla nieletnich, bo odbywają się przy drzwiach zamkniętych. Szkoda. Chciałabym wiedzieć, co takiego robią moi rówieśnicy.
Do domu staram się wracać mniej więcej o tej samej porze. Dlaczego tak ich okłamuję? Co się ze mną stało? A co się stało z nimi?
8 października
Spotkałam koleżankę z klasy. Wychowawczyni pyta się o mnie. Powiedziałam jej, że choruję. Muszę skombinować jakieś zaświadczenie lekarskie.
Wczoraj przyśnił mi się Nepal, byłam razem z hipisami, uprawiałam wolną miłość, jadłam LSD garściami. Po dywanie dym się snuje, lubię bawić się włosami, gdzie jest kosz z narkotykami, gdzie jest kosz z narkotykami?
Wolna miłość? Śmieszne.