Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

4 października

Nasza grupa jest na szóstce męskiej. Większość pacjentów to schizofrenicy, teraz z defektem są niczym wygasłe wulkany, lecz może się zdarzyć, że ponownie zaleją lawą otoczenie. Karmieni przez dziesięciolecia tonami leków mają w sobie ukrytą siłę, której nie sposób rozpoznać, zmierzyć, osaczyć.

Staram się mocniej stąpać po realnym świecie, by tutejszy mnie nie przywalił. Wyczuwam w nich dążenie do zerwania niewidzialnej klamry, spinającej ich wewnętrzny świat, która zabrania im otwarcia się na zewnątrz.

5 października

Mamy wczuwać się w ich przytłumiony świat. Są z nami bez szans. My ze swoją świadomością, a oni spacyfikowani biologicznym pancerzem.

Mój pierwszy schizofrenik. dwadzieścia trzy lata, opowiada o swoim urojonym świecie. Słucham go innymi falami, jakby we mnie otwierały się nowe możliwości przeżywania świata. I uśmiecham się do siebie. Wieczorem chodzimy do klubu.

Mieszkańcy tego ośrodka, głównie aktyw organizacji młodzieżowych, zdrowo popijają i awanturują się. Świat po alkoholu jest pełen agresji.

Mury szpitalne dławią mnie. Tamto wspomnienie jest bardzo silne, zniewalające. Wzdrygam się na przejawy wszelkiej przemocy personelu wobec pacjentów.

Czy wystarczy pokochać jednego człowieka, by zapełnić poczucie pustki i osamotnienia, pozbyć się niepokoju, lęku? Czy wtedy można przetrzymać siebie? Czy wystarczy tylko miłość?

Wieczorem spotykamy się z naszym opiekunem i rozmawiamy o naszych odczuciach. Zapytałam o granice ingerencji psychologa w życie człowieka, nawet chorego psychicznie.

6 października

Do pracy na psychiatrii potrzeba LUDZI, i to o różnych specjalnościach. Wtedy chorzy wychodzą, wyczołgują się ze swego świata, niewidzialnymi kanałami i usiłują zaistnieć bez przemocy, decydują sami o sobie.

Heniek, mój schizofrenik, przywiązał się do mnie. Dużo razem przebywamy. Oswoiłam go, a niedługo będę musiała odejść.

Będąc z ludźmi, czuję, jak błyski wspomnień ranią mnie, lecz szybko się opanowuję i udaję, że wszystko jest w porządku.

7 października

Niedziele spędzam w domu, nie potrafiłabym tam pozostać.

Zadzwoniłam do wydawnictwa, książkę będzie recenzował Kotański.

Układ sił w naturze zaskakuje. Stany ekstazy i totalnego dołowania muszą się równoważyć. Ale mogłabym żyć o kilka tonów niżej, spokojniej, bez tej szarpaniny, która zabiera część sił i uniemożliwia lepsze poznanie siebie i innych.

10 października

Henio niekiedy bywa nieobecny. Nie chce mówić o swojej rodzinie. Szuka mnie, gdy rozmawiam z innym pacjentem, przystaje blisko, przysłuchuje się rozmowie. Stwierdził, że potrafię odnaleźć łącza schizofrenii i będę dobrym psychologiem. O Heniu, a może ja zawsze byłam na tych połączeniach?

12 października

Henio narysował mi swój dom, szary i pusty. Za dwa dni kończymy praktykę. Zostaną w swoim czasie, w swojej wegetacji, z dziwnym personelem, który często nadaje się jedynie do nadzoru policyjnego i nic więcej.

Poszliśmy w nocy na spacer do lasu. Otaczała nas kosmiczna cisza z Wielkim Wozem na niebie i połączyła nas w szczególny sposób wspólna przygoda na psychiatrycznych ścieżkach.

14 października

Moja dusza pozostała na tamtym brzegu. Nie dało się tego ukryć. Żegnaj Heniu.

17 października

Zaistniałam na psychiatrii w miarę spokojnie, bez uprzedzeń, skoncentrowana na pacjentach i na ludziach z roku, z którymi zaczęłam zupełnie inaczej rozmawiać.

Ile energii musiałam zużyć na codzienne „kołowanie” towaru? To praca Tytana, nieustanna myślowa, skąd wziąć na następną działkę, jak zdobyć forsę, jak uniknąć wpadki. W tym samym czasie można by dokonać kilku odkryć naukowych, wybudować dom lub uratować wiele istnień. Niepojęta jest siła nałogu.

Czuję, że zaistniałam w pisaniu, jedni może nazwą to talentem, inni twórczością lub grafomaństwem. To ja się budzę. Ja, wędrowiec obcych miast, nowych cieni, bicia serca urojonym rytmem.

20 października

Piszę pracę magisterską u Docenta. O schizofrenii. Mam nadzieję, że będzie teraz mniej pił.

Zmieniłyśmy akademik, mieszkamy na Tysiącleciu i jeździmy na wydział inną trasą. Trzeba rano przechodzić przez „park zboczeńców”. Stoją z obnażonymi penisami, pełni radosnego podniecenia w spoconych dłoniach z lubością się onanizują. Przemykamy szybko, by żaden nas nie zaczepił, ale na szczęście zadowala ich jedynie nasza obecność. Samczy popęd bywa niekiedy przerażający.

25 października

Choroby nie da się oszukać i śmierci także. To trwa godzinami przy zachowaniu całej świadomości. Napad duszności zaczął się w nocy i na niczym innym nie potrafiłam się skoncentrować, jak tylko na myśli, kiedy będę mogła przez chwilę złapać oddech. Żaden lek nie skutkuje. Wtedy krzyk nieznanego zwierzęcia budzi się we mnie nocami. Czym jest jego wołanie w moim Królestwie Cieni?

Tylko śmiercią, niczym więcej.

28 października

Będę pisała o syntonii u schizofreników. Czuję ten temat Przypominam sobie wiele sytuacji z psychiatryka. Ci ludzie są zupełnie inni, niż widzi ich psychologia. Jest to nowy rodzaj ontologii i metafizyki.

Anno, chyba nie jestem taka zła, tylko wszystko mi się pogmatwało. Rano jestem pewna, że wytrwam, wieczorem coś się we mnie łamie. Cykl dnia i nocy, spokoju i niepokoju, narodzin i umierania.

Zdarza się, że dopada mnie tamten czas. Wirus narkomanii zdaje się być tylko uśpiony i żaden lek nie jest w stanie go zniszczyć. Wiem, że to niemożliwe, ale już mnie nie pokona. Wydzielam przeciwciała, które są skuteczną obroną. To miłość, umiłowanie życia. Jest bezbronny wobec takiej tarczy.

3 listopada

Treningi karate odbywają się teraz na naszym wydziale. Omijam salę gimnastyczną. Utraciłam moją pasję, musiałam ją utracić, ale mam wiarę, która oddala mnie od śmierci.

Czuję, że jestem w stanie depresji niebezpiecznej, bo potajemnej, cichej i mocniej uderzającej od wewnątrz. Zdaje mi się, że jestem sobą, należę do siebie, ale moja całość nie zadowala mnie. Nie można być niczyim, nawet dzikie zwierzę należy do stada, lasu lub swego przeznaczenia.

56
{"b":"100484","o":1}