7 marca
Byłam w poradni u pani doktor. Zaproponowała mi leczenie na oddziale psychiatrycznym w Częstochowie. Tu jest podobno zupełnie inaczej niż w Lublińcu. Powiedziałam, że się zastanowię i przyjdę od razu na oddział.
W domu dają mi spokój. Rodzice pogodzili się, że rok szkolny stracony.
12 marca
Szłam ulicą i chciałam rzucić się pod samochód, ale kierowca zdążył zahamować. Wezwali milicję. Milicjant powiedział, że mnie zna i że jestem umysłowo chora. Puścili mnie. Poszłam na oddział. Przyjęto mnie od razu. Już tam na mnie czekali. Jakby wiedzieli, że taka pacjentka zostanie przyjęta. Zrobili wyjątek. To oddział dla dorosłych, a ja nie mam jeszcze skończonych 17 lat.
Dostaję leki trzy razy dziennie. Są tu dwa odcinki – kobiecy i męski. Sale są małe. Jest zupełnie inaczej niż w tamtym kombinacie.
Po lekach jestem spokojna i łagodna. Moja agresja zniknęła. Czy byłam kiedyś agresywna?
20 marca
Tu też zrobili mi punkcję, ale czułam się lepiej. Niepotrzebnie mnie męczą. Czego oni we mnie szukają? Nie ma nic do znalezienia. Jest pustka.
27 marca
Powoli przyzwyczajam się do życia oddziałowego. Rano robimy sobie herbatkę. Ja, Kasia i jeszcze dwie panie. One się mną opiekują. Już nie jestem taka senna po lekach, tylko czasami wydaje mi się, że jestem gdzie indziej albo że ja to nie ja.
5 kwietnia
Mam już własne ubranie i wolne wyjścia. Czasami rozmawiam z panią doktor. Mówię jej tylko, że czuję się tutaj bezpieczna i nic więcej.
Chodzę po całym szpitalu podziemnymi korytarzami. Czasami zabieram ze sobą Kasię. Wypalamy tu papierosa i idziemy dalej.
Kasia ma nerwicę. Ja nie wiem, co mam. Ale ze mną nikt na ten temat nie rozmawia.
11 kwietnia
Dostałam przepustkę i poszłam do chaty. Filip bardzo się ucieszył. Mówił, że chciał mnie odwiedzić w szpitalu, ale bał się. Miał tylko kodę.
Wzięłam za dużo i w szpitalu zorientowali się, że jestem zaćpana. Ordynator zrobił mi płukanie żołądka. Wstrzymano mi przepustki. Ale Filip ma czekać na mnie w podziemiach szpitala. Nie mogę tylko zabrać ze sobą Kasi.
A Kasia nie rozstaje się ze mną.
17 kwietnia
Spotkałam się z Filipem w podziemiach. Przyniósł mi dużo prochów. Wzięłam wszystko. Nie wiem, dlaczego tak zrobiłam i film mi się urwał na dwa dni. Nic nie pamiętam. Kasia mówi, że normalnie z nimi rozmawiałam, a ja niczego nie pamiętam. Trochę to mnie przestraszyło, taka pustka w życiorysie. Niczego nie zarejestrowałam w chorej głowie.
23 kwietnia
Przyglądam się chorym psychicznie. Żyją we własnym świecie, rozmawiają sami ze sobą. I chyba jest im tam dobrze. Niektórzy jednak cierpią, bo niekiedy bardzo krzyczą. Wtedy wiążą ich w pasy. Bywają takie dni, że cały oddział jest niespokojny i to się udziela.
Rozpaliłam ognisko w takiej wielkiej popielniczce. Ugaszono to od razu i pani doktor wzięła mnie na rozmowę. Bardzo się na mnie gniewała. Zrobiło mi się bardzo smutno. Nie chcę, żeby się na mnie gniewała.
7 maja
Tym razem Filip przyszedł z morfiną i sam zrobił mi zastrzyk, żeby nie było żadnych komplikacji. Wygląda bardzo źle. Alfa też jest w szpitalu, musiał się odtruć, ale jest w Lubiążu. Tam podobno inaczej leczą ćpunów. Tomek zniknął. O innych nie pytam, prawie ich nie znam.
I co będzie dalej, Filipie? Przynosisz mi ćpanie, odchodzisz i nawet nie jestem pewna, czy naprawdę byłeś. Tylko ślad na żyle pozostał.
12 maja
Dostałam przepustkę i zamiast do domu poszłam do Kasi. I zostałam na noc.
Pani doktor wypisała Kasię. Nie wiem dlaczego. Nie rozumiem. Smutno jest bez Kasi na oddziale.
Wychodzimy z psychologiem na dwór i opalamy się. Czuję się jak na wczasach i wcale nie tęsknię za domem.
20 maja
Codziennie na wizycie ordynator pyta mnie, jak się czuję. Czasami mu odpowiadam. Chętniej rozmawiam z pacjentami i palę dużo papierosów.
Kasia w domu popodcinała sobie żyły. Ale nie przyjęto jej na oddział.
Najchętniej rozmawiam z panią Zosią, która ma schizofrenię i ciągle przebywa w szpitalu. Opowiada mi o swoich halucynacjach i wróży z kart. Pani Zosia jest na stałe. Przywieziono ją z Lublińca.
27 maja
Filip powiedział mi, że Tomek nie żyje. Ćpał gdzieś z jakimiś ludźmi. Miał zapaść i tamci się wystraszyli. Nie wezwali pogotowia, tylko wynieśli go na ławkę i tam umarł. A mogli go odratować. Wróciłam na oddział roztrzęsiona. Zaczęłam szaleć, krzyczeć. Związali mnie pasami i dali zastrzyk. Długo nie mogłam się uspokoić. Waliłam głową o ścianę i krzyczałam. Rozwiązałam się sama, znowu mnie związali i tak ciągle. W końcu usnęłam.
2 czerwca
Nie wolno mi nigdzie wychodzić. Jestem zamknięta na oddziale. Pogorszyło mi się. Siedzę skulona na łóżku i patrzę, nic nie widząc. Nie słyszę, nie mówię. Przestałam jeść. Pani doktor straszy mnie, że będę karmiona sondą. Tylko jeszcze piszę. Dobrze, że oni o tym nie wiedzą. Zabraliby mi i to.
…którzy trzęśli się w bieliźnie w nieopalanych pokojach,
paląc w koszach na śmieci swe pieniądze
i nasłuchując Terroru za ścianą.
A. G.
11 czerwca
Zmuszam się do jedzenia, żeby oni mnie do tego nie zmuszali. Odpowiadam na pytania i mówię, że dobrze się czuję. I żyję sobie na oddziale, wędrując od ściany do ściany, od okna do okna, mijając chore dusze, które chodzą po innej wyznaczonej prostej.
25 czerwca
Nie puszczono mnie do domu na siedemnaste urodziny, żebym nie zapiła, nie zaćpała, nie zniknęła.
A i tak zaćpałam, bo gdy pożegnałam rodzinę, zeszłam do podziemi i tam czekał Filip z zupą. I mogli mi nagwizdać ci wszyscy psychiatrzy, psycholodzy i cały średni personel medyczny. Bo nikt się nie zorientował.
30 czerwca
Nie puszczą mnie na wakacje. Będę tu siedzieć do rozpoczęcia roku szkolnego. Wiem już, do którego liceum pójdę. OK. Może być. Jest mi to obojętne. Dotrwam do matury. I nie będą mi wciskać żadnej choroby. Żadnej schizofrenii nie mam.