Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

1 września

Pojechałam na badanie do kliniki, zrobiono mi ECHO. Tak, wiem już wszystko. Naukowo potwierdzone – bezwzględny zakaz fizycznych wysiłków. Oszczędny tryb życia itd.

Prosto z kliniki pojechałam na obóz karate do Wisły. Czy jestem normalna? Jestem. Tylko nie jestem przygotowana na utratę karate.

3 września

Treningi są trzy razy dziennie. Otrzymujemy bardzo odżywcze posiłki. Czysty wyczyn. Pomiędzy treningami czytam Fromma. Życie bez karate. Karate dało mi życie, trochę spokoju i karate może mi życie odebrać. Pogodzić się, to znaczy przegrać? To moja wieczna tęsknota, która się spełniła. Czy czeka mnie inna śmierć, gdy to utracę? Wyrzec się karate to tak, jakby Iwona musiała wyrzec się Boga. Bluźnisz, Rosiek.

1. Będziemy ćwiczyć nasze serca i ciała dla osiągnięcia pewnego, niewzruszonego ducha.

2. Będziemy wierni naszym ideałom i nigdy nie zapomnimy o cnocie pokory.

5 września

Po siłowni bolą mnie wszystkie mięsnie. Serce za tym nie nadąża.

Przetrzymać siebie…

6 września

Walczę. O siebie? O życie? O inne umieranie? W Dojo udaje mi się zaistnieć. Wtedy czuję ciało inaczej, tutaj nie jestem małym, zastraszonym zwierzątkiem, tutaj jestem sobą.

7 września

Fromm: Im bardziej pęd ku życiu zostaje zablokowany, tym silniejszy jest pęd ku zniszczeniu.

Uczę się kopnięć z wyskoku w obrotach. Nie ma cudowniejszej rzeczy od zawładnięcia swoim ciałem.

Kiedy powraca ból serca, Dojo oddala się jak sen, który chce się zatrzymać.

11 września

Powrót do Nich, z nową tęsknota… Nadal nakładam nowe szaleństwa na każdą świeżą myśl. Nasłuchuję świata z głową położoną na torach.

By zobaczyć swoją przyszłość, trzeba wyzbyć się zła. Jeszcze nie czas na analizę przyczyn. Jeszcze nie czas na wypalanie otwartych ran. Tamto stało się niemym krzykiem, nic teraz nie mogę zrobić z przeszłością, z teraźniejszością pogodzić się trzeba.

Żyję z wygaszonymi lampami w ciemnej uliczce. Z przymusem życia i ciągnięcia spraw, które mogły we mnie nigdy nie zaistnieć. Jak wchłonąć w siebie obce ciało, kiedy szklana kula jest zagrożona żelaznymi kleszczami?

13 września

Przetrzymałam obóz i czuję się teraz lekka, serce znosi większe wysiłki, nie buntuje się przy zwykłym, codziennym wędrowaniu.

Całe ciało nabrało innej sprawności, jest elastyczne, skórą wygładziła się pod naporem mięśni. To już nie jest workowate ciało ćpuna. Z tego może być nawet kiedyś kobieta.

Czy dane mi będzie kiedyś zostać matką? Ogromne pytanie i jeszcze większy bezmiar odpowiedzi.

Nigdy nie modliłam się o zdrowe dziecko. Teraz wiem, czym to jest, być może największym dobrem w życiu.

18 września

Inaczej chodzę po swoim mieście, mam pewniejszy krok i nie lękam się każdego zaułka. Patrole MO już mnie nie zatrzymują, aby wylegitymować, sprawdzić, czy nie mam świeżych śladów po wkłuciach. Uśmiecham się do obcych ludzi, nawet do tych, którzy się na mnie złoszczą z niewiadomych przyczyn.

Narkotyk powoduje drażliwość, ale dlaczego trzeźwi ludzie bywają tak agresywni?

23 września

Do pogotowia przyszła młoda ćpunka, chciała wyłudzić relanium. Mówiłam jej, że teraz można się leczyć. Nie słuchała mnie zupełnie owładnięta głodem. Brudna, śmierdząca, wychudzona. Jakie są granice samotności? W wielu wymiarach przeżywania czasu i tęsknoty…

24 września

Odcinałam powieszonego samobójcę. Cały granatowy, w plamach opadowych. Nie wytrzymał uzależnienia alkoholowego. Nie nadaję się do tego, ale dokończę tę pracę. Pozwoliła mi przeżyć wakacje.

26 września

W nocy prześladuje mnie widok wisielca.

Przeżywam samotność stepowego wilka. Omijając stada zdobywam wiedzę o życiu. Niekiedy odczuwam „bóle fantomowe”, które są podczas głodu fizycznego. Jak długo to jeszcze będzie trwać? Wtedy wytwarza się odruch, potrzeba zniesienia dolegliwości, wzięcia narkotyku. Gdzie jest bariera wytrzymałości psychicznej? W którym śnie wyjdę poza to pragnienie?

27 września

Znowu pojechałam do wisielca, ale leżał już odcięty i mogłam go ratować. Przeżył. I powieszenie, i moje ratowanie. Odwieziono go na psychiatrię. Może uda się uratować jego duszę. Nie przypominał nadgniłej śliwki jak tamten umarły.

2 października

Mieszkam z Justyną w tym samym pokoju. Usiłuję wejść w rytm zajęć. Wydaje mi się, że we wszystkim uczestniczę pozornie, niczym ekran odbijający rzeczywistość, który sam pozostaje szklisty i niemy.

Budzi się we mnie tyle emocji nie znanych wcześniej, które trzeba oswajać w różnych konfiguracjach i które zderzają się ze sobą jak nieobliczalne cząstki atomu. Tysiące nieprzewidzianych eksplozji o różnej sile.

14 października

Ludzie chcą się ze mną porozumieć, a ja tkwię w swojej szklanej kuli jak skazaniec.

Czy wolność to samotność?

Czy milczenie to zgoda?

Kiedy przemówię?

Czy będzie miało to sens?

Znowu zadaję pytanie, na które nie znam odpowiedzi.

20 października

Justyna opowiedziała mi swoja historię. Zrozumiałam. Los musi połączyć pewnych ludzi, by mogli się w sobie odnaleźć i wspierać, kiedy będzie trzeba.

24 października

Zaczyna się powolne mijanie codzienności. Wróciłam do trenowania i tam nadal odkrywam nowe siły do życia, do innego życia.

Mam już za sobą tyle abstynencji, że boję się o tym głośniej pomyśleć. Ponad rok trzeźwości. To tak niewiele. To tak dużo. Ile można przez taki czas utracić. Jak wiele można odbudować.

29 października

Anna czeka na mój list i często o mnie myśli.

Nieustannie odkrywam w sobie coś nowego, teraz mogę, to robić, jestem trzeźwa. To czas wielkich pytań i wątpliwości.

Znowu mam zapalenie pluć.

Są to strome schody do nieba, wąskie i bez oparcia. Możesz iść prosto w górę, nie oglądając się za siebie. Kiedy utracisz równowagę, zranisz się boleśnie lecąc w dół. I zaczynasz wędrować od nowa, jeżeli masz jeszcze siły. Nie możesz się zatrzymać – nie da się żyć ani ustać na żadnej krawędzi, trzeba kroczyć lub spadać. I tak do końca życia.

45
{"b":"100484","o":1}