30 maja
Noc. Czy warto było wydawać Pamiętnik? Wiele spraw zrozumiałam, zobaczyłam inaczej, prawdziwi przyjaciele pozostali i sprawdzili się, a jednak męczy mnie to wszystko.
Czasami nie potrafię pogodzić tego w sobie.
2 czerwca
Wiem, że jestem kimś innym. Pragnę pisać inaczej, czuję to. A jednak codziennie chodzę do pracy i tam znowu jestem kimś innym. Kiedy myślę o mojej miłości, znowu jestem kimś innym, pełna poczucia bezpieczeństwa i spokoju, wtulona w jego mocne ramiona.
I tak się zdarza, że pragnę żyć na bezludnej wyspie, zespolić się ze zdradliwą ciszą drzew, tęsknym krzykiem ptaków i wtulić się w ziarenka piasku na tajemniczej plaży. Uspokoić się, a jednak zaistnieć. I być taką całością jak świat, który mnie otacza, mimo ze buntuję się nieustannie.
To JA rozrasta się we mnie i nie nadąża za rozwojem. Wtedy następuje wybuch. Wiele razy przekraczałam własną śmierć, trudniej to uczynić z życiem, choć jest to możliwe i wciąga jak narkotyk. Takie życie twórcze jest wielkie i wspaniałe, przerażające i pokorne. Dlatego nie sposób zatrzymać się na tej drodze.
Uwielbiam to niesłychane podniecenie, kiedy pochłania mnie słowo poezji i prozy. Jestem. Tak realnie, a jednak poza ziemskie wymiary.
6 czerwca
Kiedy tworzę, mniej się buntuję na zewnątrz i z większym spokojem przyjmuję cierpienie pacjentów. Oszalałe morze niepokoju.
Paweł uważa, że trzeba by mnie zjeść na surowo, żeby poznać.
7 czerwca
Zawsze byłam melancholijna i w zdumienie wprawiają mnie dłuższe chwile zachwytu. Kiedy mam depresję, wszystko wokół staje się oczywiste i normalne.
Dobry obłęd nie jest zły, kiedy jest twórczy i spokojny i nie da się zniewolić schematom życia. Kiedy jest dobry dla drugiego człowieka, przyjazny światu, uciekający w samotność bez zranienia przyjaciela. Dobry obłęd nie zabija nigdy.
Chciałabym tylko pisać. Czy mam być dalej psychologiem? Czuję, że teraz nie mogę pomagać ludziom.
8 czerwca
A we mnie jest ciepły wiatr, słońce. Rozgrzane pola pachną wszystkim, co kwitnie i pragnie wolności. Kiedy się tobie wymykam, zaczynam cię więcej kochać. Nie mogę już patrzeć na umieranie moich pacjentów.
Co robię w tych miejscach, w których przebywam? Taka już moja śmiertelna uroda, świadomość nieustannej katastrofy.
9 czerwca
Gram silną, by w ryzach utrzymać swe szaleństwo. Co wieczór przychodzi zwątpienie. Nie, pytanie: czy mam być na dwóch torach jednocześnie i czy biegną w tym samym kierunku?
10 czerwca
Pink Floyd. Tamto lato po czwartym roku studiów. Ściana. Chciałam odejść, bo zrozumiałam, że nie dam rady, że mogę się jeszcze wycofać. Powrót ściany po czterech latach… Tak, panie Profesorze, lepiej jest ze mną, ale nie może być inaczej.
14 czerwca
Chciałabym stworzyć Jeszcze Mniejszą Księżniczkę, by Mały Książę nie był osamotniony w Kosmosie.
Poezja to znikający punkt. To, co czujesz teraz, za chwilę jest dalej lub w innej płaszczyźnie. To coś zmienia się w środku mnie.
Podążanie wzbudza niepokój. Nie mogę chodzić do pracy. Niepokój codziennie rozbija się o skały.
11 czerwca
Coraz więcej skazanych na moim oddziale. Przerzuty to kwestia miesiąca. Są jak drzewa rodzące zakazane owoce.
25 czerwca
Skończyłam ostatnie dwadzieścia… plus dziewięć. Za rok pierwszy balzakowski, podobno najlepszy okres dla kobiety. Tak, Basiu, starzejesz się. Rozwijasz się, rozbudzasz się. Stałaś się w pełni kobietą.
30 czerwca
Miasto zostało wciśnięte w próżnię upału. Nawet lato może być nie do przetrzymania. Nadal nie oswoiłam się z tą śmiercią. Szukam go po mieszkaniu, sądząc, że się gdzieś ukrył, by przyjść na moje wołanie.
1 lipca
Dobrze, że jesteś, Przyjacielu. Ta świadomość mi wystarcza, po prostu jesteś, daleko czy blisko. W taki czas mogę do ciebie napisać, zadedykować ci wiersz lub uśmiechnąć się do swojej gwiazdy. Zawsze mnie oczekujesz i ja tęsknię do ciebie. Śmierć jak alter ego.
Mówię innym, by nie rozdrapywali ran, a sama wyciągnęłam kimono. Utracona świętość. Życie wystawia rachunek, lecz jaka jest cena śmierci?
2 lipca
Wyjechałam w samotność i pijam wody zdrojowe, by znowu nazbierać sił. Karmię wróble w Parku Zdrojowym i przyglądam się ludziom.
6 lipca
Dlaczego ludzie rozdeptują ślimaki?
11 lipca
Ścigają mnie znajomi i przyjaciele, a ja im umykam w pół słowa, w pół życia, w pół śmierci i zamykam się w Królestwie, gdzie piszę, czytam, nasłuchuję, wyczekuję skojarzeń, znowu piszę. Nie rozumiem dźwięku telefonu, nie rozumiem ich poszukiwań.
Czas choroby to czas tworzenia. A że śmierć nadchodzi? Wszyscyśmy w miarę śmiertelni, w miarę wolni, w miarę samotni. Wyjdę stąd, wyjdę, gdy skończę to i owo. A jeżeli nawet nie wyjdę, to co?
Przyjdzie czas spalenia dzienników, bo tej tajemnicy nie mogę nikomu, nawet jednemu człowiekowi na świecie powierzyć. Tajemnicy jednego życia, ba, żeby jednego: wielu ludzi przemknęło, przeskoczyło, napatoczyło się, wysłuchało zwierzeń, zaistniało tu. Tego nie mogę sobie i innym uczynić. Kiedy już mocno poczuję zbliżającą się śmierć, zbiorę ostatnie siły i spłoniemy. Książki pozostaną.
14 lipca
Znowu wygrałam walkę z cieniem. W domu stos listów. Powróciłam w dławiący zapach amoniaku. Nie znajduję sensu w procy.
25 lipca
Ponownie jestem w klinice w Katowicach na stażu z neurologii. Katowice nie zmieniły się przez te lata, może smog bardziej dusi. Mieszkam niedaleko kliniki, otoczona ochronnym lasem i upały tak nie przytłaczają. Nikt nie zna mego adresu, nikt nie wie, gdzie jestem.