21 maja
I po maturze. Co czuję? Nic. Ustny zdawałam przy dyrze. Przy tym samym, który kiedyś wyrzucił mnie z tej szkoły. Ale wróciłam tutaj, by zdać maturę.
Więc mam to, co chciałam. Teraz mogę spokojnie ćpać. Rodzice chcą, żebym startowała na studia. Muszę coś z tym zrobić.
22 maja
Pojechałam do Warszawy, do Marzeny. Pracuje jako opiekunka do dziecka i mieszka razem z tymi ludźmi. Bierze. I produkuje kompot. Zaćpałyśmy razem tym jej kompotem. Jest bardzo mocny. Jest lepszy od morfiny. I fajniej się po nim czuję.
Odwiedziłam panią Marię. W końcu przyznałam się do ćpania. Doszła do wniosku, że to już koniec. Eksperyment z Basią nie udał się. Bywa i tak. Rozmawiałam z Kotanem przez telefon. Zmartwił się moim ćpaniem, pytał, czy nic chcę przyjść do MONARU. Odmówiłam. To była bardzo smutna rozmowa.
23 maja
Pojechałam na oddział odwiedzić Beatę. Bez Kotana robi się tu powoli mały psychiatryk. Lekarze pytali mnie, po co mi piątki na maturze, skoro i tak ćpam. Nie bardzo chcieli ze mną rozmawiać. Kolejna ich przegrana? Nie. Kolejne przegrane życie.
Wróciłam do Marzeny. Dalej ćpałyśmy jej kompot. Ja mam jeszcze gdzie wracać. Marzena już nie, ona już nie ma domu. Rodzice wyrzekli się jej bardzo wcześnie, według mnie – zbyt wcześnie.
24 maja
Chciałam spotkać się z Anną, ale gdzieś wyjechała. Szkoda. Tak bardzo potrzebna mi była teraz ta rozmowa z nią. Jestem w złym stanie psychicznym. Zrozumiałam, że już mnie nic nie czeka. Skończyłam szkołę i teraz zostały mi tylko narkotyki. Coś się urwało.
Pożegnałam się z Marzeną.
3 czerwca
Wygrałam to z rodzicami. Nie zdaję w tym roku na studia. Musiałabym się wziąć za mordę, a to nie jest teraz możliwe. Chociaż podobno wszystko jest możliwe. Dowiedziałam się o kilku nowych zgonach. Stara gwardia wykrusza się. Za dużo jest ćpania, a w szpitalach nie ma miejsc dla ćpunów. Ale przecież nie o to chodzi. Przyczyna jest zupełnie inna. Chyba zawsze zaczyna się od syfa w domu. Chyba tak to jest.
14 czerwca
Jak nie wierzyć w pechową trzynastkę. Zadzwoniła do mnie wczoraj taka jedna narkomanka, właściwie to mało się znałyśmy. Błagała, żebym do niej przyszła i zrobiła jej zastrzyk, nie mogła się wkłuć.
Poszłam do niej, absolutna ruina. Sama się namęczyłam, żeby jej zrobić ten cholerny zastrzyk. Była w domu sama. Dzisiaj się dowiedziałam, że nie żyje. A więc to ja ją zabiłam.
Nie, to niemożliwe. Ona umarła, bo już nie mogła dłużej ćpać. Była skończona. To był po prostu jej ostatni strzał.
Nie mogę sobie znaleźć miejsca. Chce mi się wyć.
Anna pisze, że nie chce stracić ze mną kontaktu. Dlaczego ona tak walczy o mnie? Tylko ona jeszcze wierzy. To jest bez sensu. Wszystko jest bez sensu. Anno, zabiłam człowieka. Ilu ludzi zabiłam? Moje życie to moja sprawa, innych nie mam prawa zabijać. Ile zastrzyków zrobiłam moim koleżankom? Każdy mógł być śmiertelny.
25 czerwca
Znów dzień urodzin. Tym razem skończyłam dwadzieścia lat. Anna uważa, że popełniłam kolejne przestępstwo. Jest na mnie bardzo zła. Tak jak zwykle ma rację. Wszyscy wokół mnie mają rację. Jestem niesprawiedliwa. Anna nadal chce mnie ratować.
26 czerwca
Poszłam do Alfy. Odebrałam część swojego ćpania. Patrzył na mnie ironicznie, na ćpuna z maturą. On też kiedyś zrobił maturę, tylko chyba tego nie pamięta.
Był mocno przygrzany, coś bełkotał o Bogu i o szczęśliwej drodze. Na tej drodze to on chyba już jest, prosto do nieba. Bo narkomani mają piekło na ziemi, czyściec przechodzą w momencie śmierci, cała trucizna uwalnia się w ostatnim oddechu. I potem mają swoją wymarzoną, wyczekaną i wyćpaną szczęśliwość.
Zrobiłam sobie zastrzyk przy nim. Nagle drgnął mocniej, spojrzał dziwnie na mnie i zaczął płakać. Ale mnie to już nie ruszało. Wracając do domu, zaczęłam rzygać na ulicy, po bramach, gdzie się dało. Moje ciało trochę odzwyczaiło się od majki. Nie miałam już czym rzygać i męczyłam się bardzo. Za dużo sobie wzięłam. To przez Alfę. Rozklejony narkoman to najgorsze, co może być na świecie.
27 czerwca
Anna do mnie dzwoniła. Przyjeżdża pojutrze. W końcu porozmawiam z nią. Ćpam majkę. Ale chyba zacznę produkować. Zasmakowałam w kompocie. Nie ma to jak polska hera. To już chyba naprawdę początek końca. Ale przecież czekałaś na to, Baśka. Marzyło ci się wielkie ćpanie. Do zupełnego zatracenia się w wielkim śnie.
28 czerwca
Umówiłam się z pewnym kokainistą, że zrobimy podmiankę. Da mi majki, jeżeli skombinuję mu kokę. I wymyśliłam. Zgłosiłam się do szpitala na okulistykę. Wcześniej zatarłam sobie oko. Gdy siedziałam na fotelu, widziałam na tacy dwie butelki, które były mi potrzebne. Ale wyszłam stamtąd tylko z jedną. Zrobiliśmy wymianę, a potem dał mi spróbować koki. Cały dzień słuchałam muzyki, bo było mi właśnie tak muzycznie. Koka jest dobra, ale wolę swój towar.
Gdy wracałam od niego taka radosna, na luzie, spotkałam dawną znajomą. Leci na rolkach. Tak otępiałego ćpuna to jeszcze nigdy nie widziałam. Śmierdziało od niej okrutnie. Zaproponowałam jej leczenie w MONARZE i ofiarowałam się ją tam zawieźć, ale zupełnie to do niej nie dotarło. Chciała tylko, żebym jej dała kilka rolek.
29 czerwca
Cały dzień spędziłam z Anną. Trochę się rozkleiłam w czasie tej długiej rozmowy. Proponowała mi różne formy leczenia, ale w końcu zorientowała się, że nie można się ze mną dogadać. Ciągle mi mówiła, że jeszcze nadal wszystko zależy ode mnie, że mogę wygrać, jeżeli tylko naprawdę zechcę. Bała się, że może skończyć się to naprawdę tragicznie.
Anna odjechała bardzo smutna. Ja też byłam smutna, a może zła na siebie samą? Odrzuciłam kolejną pomoc, chociaż tak bardzo jej oczekiwałam.
Bardzo się zmieniłam. Czuję, że przekroczyłam jakąś dziwną barierę. Nie umiem już kontrolować swoich zachowań. Coraz bardziej zamykam się w sobie. Właściwie to już z nikim nie rozmawiam. Anna uważa, że nie daję sobie żadnej szansy, mszczę się systematycznie. Obsesja śmierci? Może. Nie umiem się już zatrzymać. Umarłam za życia, automat bez woli, uczuć. Zadanie nr 1 – zdobyć narkotyk, nr 2 – władować w kanał, nr 3…
Przegrałam. Chyba nigdy nie byłam na drodze do wygranej.