Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

1 sierpnia

Ostatnio w Częstochowie panuje moda na napędowce. Też sobie coś kupiłam. I zaraz spróbowałam. A potem działo się ze mną wiele. Najpierw odczulam niesamowitą wesołkowatość. Szłam sobie ulicą i śmiałam się jak głupia do wszystkich i do wszystkiego. Najwięcej kłopotów miałam z językiem. Wywalał się na zewnątrz i nie potrafiłam tego powstrzymać. Ten niepohamowany śmiech i jęzor na wierzchu sprawiał, że wyglądałam chyba na trochę upośledzoną. Wracałam jak zwykle do domu tramwajem i przykrywałam usta ręką, ale nadal wszystko mnie bawiło. W domu usiłowałam coś zjeść, ale od razu było rigoletto. Byłam taka pełna i lekka zarazem. Odchorowałam wszystko w nocy. W ustach miałam metaliczny smak, nogi i żołądek jak z ołowiu. Męczyłam się okropnie, coś rwało mięśnie, czułam poszczególne włókna. Bałam się wziąć majkę na złagodzenie bólu. Nigdy więcej nie wezmę tego świństwa.

4 sierpnia

Przyjechała Beata. Wspominałyśmy wspólnych znajomych, kto ćpa, kto umarł. Cieszę się, że Beata jest ze mną. Tylko co z tego będzie. Nasze niespokojne duchy na pewno coś wymyślą.

Czy to przyjaźń, czy układ ćpalniczy? Sama nie wiem. Ale prowadzimy obie bardzo niebezpieczną grę. Prosta droga do śmierci. Tylko że Beata jeszcze tego nie czuje. Nie wierzy, że taki może być koniec.

8 sierpnia

Pod Szczytem zwinęła nas milicja. Byłyśmy obie czyste, nawet nie miałyśmy przy sobie sprzętu. Przesłuchiwali nas osobno, sprawdzali mi kanały. Taki jeden glina długo wpatrywał się w moją przepustkę z psychiatryka. Beaty nie chcieli wypuścić, bo jest nieletnia. W końcu udało nam się stamtąd wyjść.

Beata w domu płakała, ale ze złości. Wkurzało ją to, że każdy glina może ją zgarnąć na ulicy. Ja już do tego podchodzę spokojniej. Nie pierwszy to raz i zapewne nie ostatni tak się stało.

12 sierpnia

Znów się pokłóciłyśmy. Beata nie umie zaakceptować mojej inności. Stawia mi wymagania, o których nie chcę słyszeć. Nie umiem żyć tak jak Beata. Już nie fascynuje mnie ruch i hipy.

13 sierpnia

Byłyśmy na Szczycie. Hipy już przyjechały. Zajmują wielkie pole namiotowe. Jest to dziesiąty, jubileuszowy zlot hipów w Częstochowie. Chodzą obwieszeni rzemykami, koralikami, pacyfami. Niektórzy są przyćpani. Spotkałam kilku znajomych z tamtych lat. Ale wtedy było trochę inaczej. Teraz są to sezonowi hipisi. We wrześniu grzecznie wrócą do szkoły. Ale teraz dyskutują o wierze, człowieczeństwie, szukają nowych dróg życia i nowych wartości. Dosiadałam się do różnych grup i słuchałam, o czym rozmawiają. To już mnie naprawdę nie bierze. Przyjechało nawet pogotowie ratunkowe. Ktoś przedawkował, ale go nie zabrano.

15 sierpnia

Odbyła się msza dla hipów na polu namiotowym. Ksiądz mówił o miłości, o wzajemnym brataniu. Pod koniec wszyscy krzyczeli: „Nigdy nie zostaniemy sami”.

Wróciłam wcześniej do domu, nie chciałam martwić rodziców.

Beata została.

16 sierpnia

Beata wróciła wieczorem naćpana. Wpakowałam ją do łóżka.

Dokąd idziemy? Chyba bardzo daleko, tam, skąd nie ma powrotu.

19 sierpnia

Beata wyjechała do Lublina na dalszą wędrówkę. W końcu ciągle się kłóciłyśmy. Obie nie umiemy się odnaleźć i ciągle jesteśmy rozdrażnione, niespokojne. Prześladuje nas ciągła myśl o ćpaniu. Dostałam list od Marzeny. Pisze, żebym wracała na oddział. Na oddziale podobno odchodzi wielkie ćpanie, bo Kotan jest na urlopie. I ludzie ładują prawie bezkarnie.

20 sierpnia

Dowiedziałam się, że w naszym ukochanym mieście pojawiło się LSD. Podobno prezent aż z Amsterdamu. Mam ochotę na to. Nigdy nie interesowałam się halucynogenami, nawet pasty nie próbowałam. Ale LSD to co innego.

Kończy mi się przepustka i mam wrócić na oddział. Zasmakowałam trochę w wolności i nie chce mi się tam wracać. Chcę tylko działkę morfiny, jestem skończoną ćpunką, wpieprzyłam się w najgorszy narkotyk.

Po co mam zaczynać od nowa to bezsensowne odtruwanie się, skoro marzy mi się wielkie ćpanie? Ale robię to dla rodziców. Bo dla siebie… Muszę się chociaż trochę polubić.

25 sierpnia

Wróciłam do sanatorium. Od razu poszłam do Synanonu. Właściwie to nieźle się trzymałam na tej przepustce. Marzena uciekła, ale podobno ma wrócić. Część ludzi ćpa. Ciągle wracają na Białą.

27 sierpnia

Byłam na przepustce w Warszawie i odwiedziłam panią Marię. Nie mogła zrozumieć, dlaczego po tak długim okresie abstynencji uciekłam z oddziału i ćpałam. Przecież to proste, miałam takiego chcica, że nic nie mogło mnie powstrzymać.

Marzenę przywieziono z Torunia. Chyba będzie miała sprawę za zbiorówkę. Jest na psychiatrycznym. Następna osoba spisana na straty.

Czy mają prawo tak sądzić?

Chyba tak.

W Synanonie jest 12 osób. Ciągle się organizujemy, wiele rzeczy trzeba dopracować.

Kotan wprowadził nową formę terapii – grę. Każdy mówi to, co chce i nikt się o to nie obraża.

29 sierpnia

Dzień w Synanonie zaczyna się od porannej gimnastyki, potem sprzątanie i nauka. Po południu mamy czas dla siebie. Czytamy, malujemy. Atmosfera byłaby sielankowa, gdyby nie to, że mamy jeszcze pracować, żeby nauczyć się normalnie żyć. Czy można normalnie żyć z taką przeszłością, jaką ma każdy z nas? Nie wiem. To zależy, jak się do tej przeszłości podchodzi.

1 września

Na Białej jest bardzo dużo osób. Kończy się Sezon, ćpuny się odtruwają. Sami starzy znajomi. Wrócili wszyscy. Nikt się nie wyleczył.

Atmosfera jest napięta, jest dużo ludzi i trudno się zorientować, co jest grane.

Zaczęła się szkoła. Jestem już w maturalnej klasie. Mam tylko rok do tylu, więc nie jest jeszcze tak źle.

5 września

Chcę się wypisać. Naprawdę nie mogę już dłużej. Chcę spróbować normalnego życia. Powiedziałam o tym Kotanowi. Zgodził się ze mną. Powiedział mi, że wierzy we mnie. Kotan rozmawiał przez telefon z mamą, powiedział jej, że mogę wrócić do domu.

Zrobili mi na koniec terapię. Mówili, że mam szansę. Bali się tylko, jak poradzę sobie ze stanami depresyjnymi. Jutro wyjeżdżam. Trochę żal mi tego wszystkiego. W sumie pobyt tutaj dużo mi dał, ale w końcu muszę odciąć się od psychiatryka w jakiejkolwiek formie i zacząć naprawdę normalnie żyć. Gdy już tak się stanie, to wspomnienie oddziału nie będzie bolesne. Był dobrą szkolą życia, okrutną, ale takie jest życie ćpuna.

25
{"b":"100484","o":1}