12 września
Ogarnęła mnie wieczna tęsknota za domem. Spakowałam plecak. Wieczorem w Częstochowie byłam zaćpana.
13 września
Kiedy uwierzyłam, że jestem śmiertelna? Jakiś lęk zatoczył się nad zmysłami jak pijany i oczywiste stało się obcowanie ze śmiercią.
Pytam o tyle rzeczy, a on ściga mnie po łąkach i polach, i w pokojach innych umarłych, i blisko, ciało przy ciele, szukamy ujścia do krainy wolności i trzeba pogodzić się z własną niedoskonałością.
17 września
Nic nie da się uratować. Topię się we własnej nieświadomości. Topię się w morfinie, heroinie. Jak rozbity okręt na oszalałym morzu. Ty wstrętna ćpunko! OHYDA!
18 września
Ćpam.
19 września
W środku zapaliły się wszystkie czerwone lampki, ale i to nie jest w stanie mnie odstraszyć.
Siedzę na brzegu wielkiego dołu i przebieram nad nim nogami. Wystarczy jeden niewielki ruch i będę wchłonięta. Za każdym razem, gdy robię sobie zastrzyk, zgadzam się na to i łudzę, że to przeżyję.
20 września
Pojechałam do Warszawy, nie mogłam już ćpać w Częstochowie. Milicja mogła mnie w końcu namierzyć, takie wieści teraz rozchodzą się szybciej. Odnowiłam stary kontakt. Tutaj nikt niczemu się nie dziwi. Dwie stówy za cent kompotu. Trzeba będzie dołączyć do produkcji. Snuję się po Starym Mieście i szukam cieni.
22 września
Na chacie umierał chłopak. Bladosina twarz w obliczu śmierci, wyostrzone rysy. Wezwałam pogotowie, a sama robiłam mu sztuczne oddychanie. Przydała się praktyka z pogotowia. Złapał oddech i oddałam go w ręce lekarza. Tym razem jeszcze z tego wyjdzie.
23 września
To było mi potrzebne, wybacz, konający ćpunie, lecz pomogłeś mi swoim umieraniem. Wróciłam do domu. Milczę. Jestem blada i wychudzona.
Rodzice nadal mi ufają lub udają, że wszystko jest okay. Są bardzo mądrzy, jeden odruch niechęci teraz i utraciliby mnie, a tak znowu mamy szansę.
KONIEC. Z ćpaniem oczywiście.
24 września
To tak jakbym była, a teraz mnie nie ma, a może odwrotnie. Nie było mnie, a teraz jestem. Jestem, bo zrozumiałam, czym byłam. To było ostatnie ostrzeżenie od życia lub Boga.
Nie wychodzę z domu. Już hieny na mnie polują, bo się rozeszło, że weszłam do interesu, i teraz ćpuny nie dadzą mi przez pewien czas spokoju. Trzeba stąd odejść na trochę, aż zapomną. Chcę odbudować to, co utraciłam.
Stachura: Pomóż sobie, bo tylko jedynie wtedy pomożesz sobie w tym sensie, że będziesz w stanie nie potrzebować pomocy, tylko jedynie wtedy będziesz zarazem w stanie móc pomóc innym ludziom. Bądź w swoim świecie, bo żaden inny dla ciebie nie istnieje, bądź naprawdę sobą, nie uciekaj od siebie, nie oszukuj się, nie udawaj przed sobą i przed innymi, że jesteś kimś innym niż ten, którym jesteś. Bądź sobą, bo tylko tak możesz siebie poznać.
26 września
Jestem roztrzęsiona smakiem narkotyku. Ile mnie będzie kosztowało ponowne wyciszenie się, uratowanie siebie? By nie płakać nad sobą, nie rozczulać się, nie rozdzierać jak przegniła szmata, tylko stanąć przed lustrem codziennie i twardo na siebie spojrzeć.
30 września
Powróciłam na uczelnię i cieszę się z każdego drobiazgu. Nadal mieszkam z Justyną i tak jest dobrze. Nawet nie wie, że mogła mnie już nigdy nie zobaczyć, i nie powiem jej tego, bo ta tajemnica należy do Przeszłości…
2 października
Odnowiłam w sobie wieczną tęsknotę i ponownie nie potrafię poruszać się po mieście bez lęku. Nocne zmagania z obłędem. Dlaczego wszystko nasila się z narastaniem zmroku? Wyolbrzymia, zmienia kształt? Iluzje, zwielokrotnienie wyobraźni, potęgowanie lęku. Boję się swego cienia.
6 października
Dużo zajęć w tym roku, ale tak lepiej, bo nie zostanę zniewolona przez czas.
Jestem chora, wiem o tym. Ale mogę wyciszyć objawy. Mogę tego dokonać. Będzie to praca Tytana, lecz czy inną wykonuję na treningach, zmuszając serce do pracy w takim tempie i z takim obciążeniem?
8 października
Niech mi się nie zdaje, że studentka trzeciego roku psychologii to jest już coś. Mogłam to przekreślić jednym strzałem w jedne wakacje.
Znowu zdradziłam siebie. Znowu nikt nie zna tej tajemnicy.
12 października
Zrobiliśmy sobie powitalne przyjęcie, biało – czerwone szampany i hymn odśpiewany pod prysznicem. Zaczynam rozumieć, na czym polega wycie w akademiku. Rano nie wstałam na angielski. Justyna również.
15 października
Codzienne wędrowanie, dreptanie z zajęć na zajęcia. Przemykam się, jak ktoś poszukiwany listami gończymi. Mam uczucie, że znowu piszę tylko krótki scenariusz do jednoaktówki i koniec nastąpi szybko.
Uśmiecham się jednak częściej do ludzi, by nie zauważyli, że prześladuje mnie przeszłe lato i nie mam nic do opowiadania – jak było tu i ówdzie, i z kim, i po co.
Niekiedy w nocy krzykiem budzę wystraszoną Justynę.
19 października
Zaczęły się wykłady z psychiatrii. Przenoszę jakieś perfidne uczucia. Tamto jeszcze jest we mnie, nie przykryte zdrowymi myślami.
Każdy weekend spędzam w domu. Jest to ryzykowne, ale wyciszam się z moim Małym Przyjacielem, kiedy nad rzeką polujemy na zające. Po trzech susach jesteśmy wykiwani.
27 października
Przychodzi taki czas w życiu, kiedy niczego nie można być pewnym. To, co się wiedziało wcześniej, wydaje się błędne lub niezrozumiałe. To wszystko wali się, całe moje jestestwo, bycie, kruszy się, rozpada i nie można pozbierać kawałków. Następnego dnia trzeba wstać z łóżka jako względna całość i funkcjonować, by nie odwieziono do psychiatryka.
28 października
Oczyszczam się od nowa, uwalniam z niewoli. Czy jest możliwe zapomnienie o tej tęsknocie?
Sama wychodzę na zajęcia i sama powracam. Jesteśmy z Justyną w różnych grupach. Przyzwyczaiłam się do samotnego wędrowania po miastach bez trzymania za rękę jakiejś bliskiej osoby (czytaj: zwariowanego faceta, który wyzna mi miłość z zaskoczenia).