1S maja
Na oddział przyjechali goście z towarem. Byli u nas na trójce. Krzysiek zaćpał. Kotan zrobił psychoterapię do trzeciej rano. Nie mogłam na niej wysiedzieć. Gdy nie śpię w nocy, to dzieje się ze mną coś dziwnego. Mam jakieś wewnętrzne przekonanie, że się wyleczę. Właśnie teraz tak to czuję. Jestem tego prawie pewna.
18 maja
Kotan chodzi wściekły. Wyzywa nas od narkomanów – skurwysynów. Przejdzie mu. Takie rzeczy szybko mu mijają. Kotan tez niekiedy się załamuje. Tego, co tutaj się dzieje, nie da się przetrwać spokojnie. Kotan ma nowy plan, chce założyć Synanon, na wzór amerykańskiego ośrodka. Robi zebranie na trójce i chce nam przekazać swoją idee. Idea jest dobra, tylko co z niej wyniknie dla polskiego narkomana? Dostaliśmy nowe pomieszczenie, a właściwie cały nowy oddział na tworzenie Synanonu.
22 maja
Kotan na terapii czepiał się mnie, rozmawialiśmy o seksie. Mówił, że widzi, jaka jestem w stosunku do chłopców, że utrzymuję bardzo duży dystans, jestem chłodna uczuciowo. Chciał przełamać moją niechęć do mężczyzn. Te sprawy muszę uregulować sama. Do tej pory widziałam tylko układy narkomańskie. Tam nie było miłości. A ja tak nie chcę.
23 maja
Dostałam przepustkę i pojechałam na spotkanie z Anną. Anna jest psychologiem i pracuje w Warszawie. Opowiedziałam jej o swojej obecnej sytuacji. Właściwie to dopiero w czasie tej rozmowy wiele spraw sobie uświadomiłam. Stwierdziłam, że mam bardzo małe szanse na wyleczenie. Tak małe, że jest to prawie niemożliwe. Morfina daje zbyt duże uzależnienie psychiczne. Mam dwie drogi do wyboru, wyleczenie lub odtruwanie się co pół roku i szybka śmierć. Anna nie usiłowała mnie przekonać, że warto żyć, warto walczyć o siebie. Przyjęła do wiadomości oświadczenie człowieka świadomego swego życia i przyszłości. Potraktowała mnie jak dorosłą, dojrzałą osobę. A przecież dzisiaj daleko mi do dojrzałości. Moje życie to tylko wielki smutek. I dlatego tak to wszystko poważnie wygląda. Anna odwiedzi mnie w sanatorium.
Po południu pojechałam na Stare Miasto. Spotkałam wielu znajomych hipów i ćpunów. Jedliśmy lody i wygłupialiśmy się. Ale ciągle myślałam o mojej rozmowie z Anną. Czy naprawdę jestem stracona?
24 maja
Mamy nową pacjentkę. Piętnastka. Od razu przyszła na trójkę, bo leciała tylko na prochach. Ale chce ćpać prawdziwe narkotyki. Zrobiłam się bardzo agresywna. Wszystko mnie wkurza, przeklinam, kłócę się ze wszystkimi. Chce mi się ćpać – oto cała prawda. Marzy mi się jeden strzał majki. Mam ochotę przygrzać maksymalnie, aż do utraty świadomości. Jestem słaba, psychiczna szmata.
Ta huśtawka chyba już nigdy się nie skończy.
26 maja
Synanon zaczyna nabierać kształtów. Są już ogólne założenia. Nie będzie tam lekarzy, sami będziemy pracować, rządzić i pomagać innym. Bardzo to piękne, ale czy możliwe do zrealizowania?
Były narkoman ma pomagać narkomanowi. Chyba jest to niesamowita sprawa. Bardzo chcę, żeby Kotanowi to się udało.
31 maja
Pogorszyło mi się zupełnie. I jeszcze do tego ciągle boli mnie głowa. Przestałam rozmawiać z ludźmi, nic mi się nie chce. Niekiedy nie wiem, co się wokół mnie dzieje. Nastrój mam depresyjny. Czuję się zagrożona, mam lęki. Lekarze zauważyli, że coś mi jest. Ale nie mówię im o tym, co odczuwam. Przesypiam. To najlepsze wyjście z tej sytuacji.
Ludzie robią porządki w Synanonie. Ja nic nie robię. Była „społeczność”. Ustalono skład Synanonu, ja też tam miałam być, ale wycofałam się. Chcę zostać na trójce, nie czuję się na siłach, by tam przejść. Kotan to zrozumiał i dał mi przepustkę do domu, ale lekarz się sprzeciwił. Stwierdził, że w takim stanie nie mogę jechać do domu, że nie można się ze mną w ogóle porozumieć. Ale Kotan wierzy, że pobyt w domu dobrze mi zrobi.
1 czerwca
Jestem w domu, ale w fatalnym stanie. Udaję przed rodzicami, że jest okay. Poszłam do swojej szkoły, klasa ucieszyła się z moich odwiedzin, Ale nic nie jest w stanie zagłuszyć mego niepokoju. Co mnie tak przeraża?
Prześladują mnie myśli samobójcze.
3 czerwca
Powrót do Synanonu. Nic nie robię. Leżę w łóżku albo śpię. Nie rozmawiam. Dziwny to stan, ale już mnie tak nie przeraża jak na początku. Przyszedł do mnie Kotan. Zabrał mnie do gabinetu lekarskiego. Byli tam lekarze i wychowawcy. Kotan pytał mnie, czy słyszę głosy, czy coś widzę. Nic nie mówiłam. Zaprowadził mnie na Białą Salę. Mam ochotę stąd się wypisać, tylko nie wiem, dokąd mam pójść.
4 czerwca
Nadal tak trwam w zawieszeniu. Dużo śpię, unikam wszystkich. Dzisiaj przyszła na Białą Marzena. Marzena ma 16 lat i uważnie mi się przygląda. Nic do mnie nie mówi, tak jakby rozumiała, że teraz nie należy nic mówić. Milczymy obie.
Przyszła mnie odwiedzić pani ordynator. Nie chciałam z nią rozmawiać. Stwierdziła, że jak tak dalej ze mną będzie, to przejdę na oddział psychiatryczny. Pytają mnie znowu, czy słyszę głosy, czy coś widzę. Przeczę. Ale dają mi psychotropy. Łykam, by nie iść na psychiatryczny. Boję się tego oddziału. Zbyt dobrze pamiętam to, co oni tam robią z ludźmi.
6 czerwca
Przyjechała Anna. Była zaskoczona moim stanem. Mówiła mi dzisiaj o wartości życia, o mnie, o moich sprawach. A ja jej słuchałam. Chyba bardzo chciałam jej przekazać to, co się teraz ze mną dzieje, ale nie potrafiłam. Gdy odeszła, było mi bardzo smutno. Ludzie na Białej Sali sądzą, że mam pierdolca i chce mi się ćpać, inni myślą, że podłapałam psychozę, a inni nic nie sądzą. Lekarze nie wiedzą, co mi jest. Ja też tego nie wiem.
9 czerwca
Poszłam z Białej do szkoły. Niedługo rozdanie świadectw. Nie mogłam skoncentrować się na tym, o czym mówią.
Nauczyciele nie ruszali mnie.
Marzena już przeszła na dwójkę. Jestem w trochę lepszym nastroju. Ale życie oddziałowe w ogóle mnie nie rusza.
12 czerwca
Kotan zabrał mnie na terapię do Synanonu.
Stwierdził, że nie jest w stanie mi teraz pomóc, byłam bardzo pobudzona.
Byłam na EEG. Pytałam lekarza, kiedy wyjdę z Białej. Ale nie dowiedziałam się. Sami nie wiedzą. Boją się mnie wypuścić za wcześnie. Uważają, że znowu sobie coś wymyślę. Chyba słuszne są ich obawy. Mam wrażenie, że na wolności zrobiłabym sobie coś złego. Jestem dno wklęsłe. I nie ma kto zapukać od spodu. Leżę na łóżku i sufituję. I to jestem cała ja.