Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

13 lutego

Rodzice chyba się niczego nie domyślają. Rozmawiają ze mną spokojnie, snują plany na przyszłość. Chce mi się płakać, krzyczeć, nie wiem co jeszcze. Ale wierzę w nich, wierzę, że mnie nie opuszczą, bo wtedy dopiero byłby koniec ze mną. To, że teraz muszę ich oszukiwać, najbardziej boli.

Mama pyta ciągle, kiedy wrócę. Mama chyba przeczuwa, że coś się stanie, że mogę nie wrócić.

Nie mogę się teraz rozkleić. Pojadę tam i wyjdę z ćpania. Już raz rodzice mi zaufali. Nie byłam kontrolowana, robiłam to, co chciałam. Uważali, że już jestem rozsądna. Wszystko zniszczyłam.

22 lutego

Jestem na odwyku od 16 lutego. Szybko zostałam przyjęta, bez żadnych kłopotów. Jestem na Białej Sali. Już po wszystkim, po najgorszych chwilach na głodzie fizycznym. Pierwszy etap odtrucia minął. Bardzo źle to znosiłam. Koszmarne bóle mięśni i stawów, krwotoki z nosa, drżenie ciała, ciągłe pocenie się, bezsenność. Rozdrażnienie i wielka chęć ucieczki. I jedno marzenie, żeby załadować sobie w kanał chociaż malutką działkę, żeby to wszystko przeszło chociaż na kilka godzin. I w końcu organizm uspokoił się. Jestem wyczerpana, ale już nic nie czuję.

Jestem na sali razem z Beatą. Beata ma 16 lat i jest zafascynowana ruchem i ćpaniem. Przywiozła ją tutaj matka. Beata nie chce się leczyć, chce ćpać. Jeszcze nie czuje tego, jaki koniec ją czeka. Do mnie przedtem też to nie docierało. Ja wiedziałam najlepiej.

23 lutego

Przyjęto dwóch braci z Gdańska. Stare ćpuny. Źle znoszą odtrucie, są pod kroplówkami, chcą się wypisać. Nie umieją już tego znieść. Lecieli cały czas na kompocie. Ja rzadko brałam kompot, zawsze wolałam swoją morfinę. Ale hera jest lepsza, tylko gorzej można się wpieprzyć. Tak jak oni. Gdy na nich patrzę, wszystko wydaje mi się beznadziejne. Nie wiem, co będzie dalej. Rodzice chyba już wszystko wiedzą. Jest mi bardzo smutno. Dobrze, że chociaż personel jest w porządku. Nie taki jak w zwykłym psychiatryku, gdzie mają cię za szmatę. Tutaj jest inaczej, traktują nas jak młodych ludzi, którzy się trochę zagubili i trzeba im pomóc odnaleźć właściwą drogę.

Ciągle rozmawiam z Beatą. Patrzę na ten jej entuzjazm. Ona naprawdę jeszcze nie wie, w jakie bagno wchodzi. Imponują jej stare ćpuny, włóczęgi, wspólne ćpanie. Kocha hipów. Kiedyś jej to przejdzie, ale chyba będzie za późno.

25 lutego

Dostałam kartkę od rodziców. Piszą, że już wiedzą o wszystkim, pani Maria wszystko im opowiedziała. Wybaczają mi i wierzą, że wszystko się zmieni. Płakałam nad tą kartką. Tak, ja, Basia, płakałam. Dziwne. A może nie jest jeszcze ze mną tak źle?

Lekarka wzięła mnie na rozmowę. Powinnam znosić już to spokojnie. Ale nie, zawsze mnie to denerwuje, gdy tak wszystko chcą o mnie wiedzieć. Cholerni psychiatrzy.

Nie powiedziałam jej wszystkiego.

Najbardziej ją interesowały sprawy seksualne, układy w domu i to, dlaczego zaczęłam ćpać. Opowiadałam, bo co miałam robić. Chcę tu zostać i zrobić coś ze sobą.

27 lutego

Przeszłam dzisiaj do drugiej grupy. Tutaj można chodzić we własnych ubraniach i wychodzić na zewnątrz z wychowawcami. Jest jeszcze trzecia grupa – oni mają już wolne wyjścia.

Przyjechał tata. Rozmawiał z lekarzami. Wyglądał tak, jakby się z tym wszystkim pogodził. Tata nie został na psychoterapii. Poznałam Kotana *, głównego szefa terapii. Sądzę, że on tutaj wszystko trzyma, inaczej byłby to też zwyczajny psychiatryk. Kotan atakował mnie, ale niezbyt mocno. Czuję, że to dopiero początek jego dziwnej terapii.

28 lutego

Dużo tu nas, jeszcze mylą mi się imiona. Ludzie jak ludzie, trochę hipów, ale większość to narkomani z przekonania. Bez życia, zmarnowani, smutni. Rozmowy tylko o ćpaniu, wspomnienia. Rzadko się mówi o planach na przyszłość. Tutaj nie ma przyszłości. Trzeba przetrwać teraźniejszość na odwyku, by później znowu iść w Polskę i zatracić się w ćpaniu, w narkotycznym śnie.

Źle sypiam, krótko żyję bez narkotyków.

Kotan atakuje Beatę. Chce jej uświadomić, w co się wpieprza. Ona jeszcze w to nie chce wierzyć. Ma duże szanse, by z tego wyjść. Bierze krótko. Tylko że ona chce być narkomanką. I to jest najstraszniejsze.

Wśród ludzi są układy, układziki. Ja trzymam się raczej na uboczu. Zawsze byłam wielką samotnicą. Nie lubię tłumu. Zawsze byłam marzycielką, żyłam w swoim świecie.

Byliśmy na spacerze. Było to moje pierwsze wyjście. Topiliśmy Marzannę. Niósł ją Kotan. Ten facet zadziwia mnie coraz bardziej. Jest tak inny od tych wszystkich jajogłowych psychologów, których do tej pory poznałam. Po spacerze była „społeczność”. Kotan stwierdził, że na oddziale źle się dzieje, że to prowadzi tylko do rozmów o ćpaniu. Wprowadził rozkład zajęć, czas na naukę. Danka wkurzyła się, pokłóciła się z nim, spakowała rzeczy i chciała się wypisać. Kotan pogadał z nią na osobności i zmieniła zdanie. Kotan ma dziwny wpływ na ludzi.

Zajmuję pokój z Danką i Beatą. Danka ciągle milczy, nigdy się nie uśmiecha. Żyje jeszcze głębiej w swoim świecie i pewnie marzy o ćpaniu. Sądzę, że ona chce tylko tutaj przezimować i na wiosnę ruszyć stąd. Tak często bywa. Personel o tym chyba wie, ale przyjmuje te stracone dusze. Może oni myślą, że w końcu ktoś się wyleczy. Naiwni. Chyba nie mogę tak myśleć. Każdy z nas ma szansę z tego wyjść. Zaczynam przyzwyczajać się do pobytu tutaj. Jest to swoisty styl bycia. Raczej rodzaj komuny niż psychiatryk. Panuje tu swoista atmosfera obwarowana regulaminem szpitalnym.

Artur zaprosił mnie do swojego pokoju na herbatę. Rozmowa była oczywiście o ćpaniu. Hera, makiwara, koda, majka, co kto woli. W kanał lub po zębach. Po takich rozmowach ludzie wracają z przepustek często nawaleni. Idą wtedy na Białą Salę i wszystko zaczyna się od początku.

Po takiej rozmowie i mnie zamarzyła się działka majki. Każdy mówi o ćpaniu, bo każdy o nim myśli. W tym cała rzecz, żebym mogła o tym spokojnie myśleć i nie mieć ochoty przygrzać.

1 marca

Dzisiaj pierwszy raz poszłam do szkoły. To znaczy – nauczyciele do nas przyszli. To pocieszające, że będę mogła tutaj robić tę nieszczęsną trzecią klasę.

Lekcje na luzie, herbata, papieros, dyskusje na temat i o życiu. Po obiedzie zawitała do nas wycieczka studentek z pedagogiki. Oglądały nas jak dziwne okazy. Pytały, jak nam się tutaj żyje. Ludzie wpuszczali je w kanał, a one zupełnie się nie zorientowały. Nawet mnie to nie denerwowało, że one tak nas obserwują.

Przyjechał Kotan, zrobił „społeczność”. Sprawdził, czy wszystkie jego polecenia zostały wykonane. Połowę ludzi ukarał, kazał im chodzić w piżamach, wstrzymał spacery. Potem rozmawiał z nami W sumie jest bardzo opiekuńczy, tylko czasami musi wprowadzić rygor. Ćpun to takie stworzenie, że jak się go nie przypilnuje, to marna sprawa. Nie zrobi NIC. Robienie NIC to najlepsze zajęcie dla ćpuna. Kojkowanie, słuchanie muzyki, herbatka – to byłoby całe życie, gdyby nie Kotan.

вернуться

* Marek Kotański – Przewodniczący Zarządu Głównego Stowarzyszenia MONAR (Młodzieżowego Ruchu na Rzecz Przeciwdziałania Narkomanii). Przyp. red.

19
{"b":"100484","o":1}