3 grudnia
Alfa wrócił na łono częstochowskiej komuny ćpalniczej. Utył i już się tak głupawo nie śmieje. Twierdzi, że teraz będzie ćpał kontrolując się. Idiota. Jeszcze w to wierzy. Bo ja już nie. A mimo to po tygodniu tego szalonego ćpania opamiętałam się i przestałam sama.
4 grudnia
Oczywiście ukochane imieniny. O Boże, za co pokarałeś nas imionami? Może zamiast imion byłyby numery? Wolałabym już przyjmować kondolencje niż życzenia.
Ufam, że zezwolisz zerwać z włosów kwiat
niebiański i podarować go Naiwnym.
Bywaj, Baska. Tocz się dalej, daleko. Wiesz przecież, co robisz. Tak ci wmawiają dorośli, A oni są bardzo mądrzy. W podzięce mogę im podarować kawałek mojego cierpienia.
1 stycznia 1977 roku
Święta minęły na szczęście spokojnie. To znaczy – żadna ze stron nie zrobiła większego numeru. Ja oczywiście przygrzana w sylwestrowy wieczór gadałam ze ścianą swego pokoju. Była to nawet interesująca rozmowa. Bardzo interesująca. Nagadałam sobie. Szkoda, że tak niewiele pamiętam. A dzisiaj dziwnie mnie trzęsie, choć nie jestem na głodzie. Tym bardziej mnie to martwi.
12 stycznia
Spotkałam się z Anną. Przyjechała do mnie z Warszawy. Rozmawiałyśmy cały dzień w kawiarni. Powiedziałam jej, że już nie biorę, że wszystko jest już w porządku. Dlaczego ją okłamałam? Dawno już straciłam zaufanie do ludzi. Opowiedziałam jej trochę o sobie. Jak na pierwsze spotkanie nawet dosyć dużo. Mam teraz taki zwyczaj, że nie przyznaję się do ćpania. To już taki odruch. Może jej napiszę, że jest inaczej.
1 lutego
Na półrocze wypadłam super. Dostałam nawet pochwałę od dyrektora. Śmieszni są ci pedagodzy. Fakt, nie wagaruję. Uczę się i trochę ćpam. Tylko jak długo to wszystko pociągnę? Bo na pewno kiedyś to wszystko się rozleci. Coraz bardziej chce mi się brać. Nieraz w nocy śni mi się, że robię sobie zastrzyk, i budzę się cała roztrzęsiona. Wtedy mam ochotę biec do chaty i natychmiast coś wziąć. Albo w nocy gotuję zupę w swoim pokoju. Nie jest to dobre, bo zaczynam podsypiać na lekcjach.
Do dupy to wszystko. Kiedyś pójdę na złoty strzał albo się powieszę. I zamkną moje marne zwłoki w białej trumience.
Dlaczego w białej?
20 lutego
Piszę do Anny o niczym. Nie mam jeszcze odwagi jej napisać, że jestem zwykłą ćpunką, a to wszystko na zewnątrz to maska. Dla nich. Dla tej idiotycznej wolności. Bo mogą mnie zamknąć w psychiatryku.
Alfa znowu świruje. Poleciał oczywiście na całego. Jak nie ma towaru, to nawet się klei. Ale Filip jest bardziej zniszczony. Tak jakby po cichu umierał. Nie skarży się, mówi niewiele. Ma wspaniałe oczy, bez źrenic. Szklana tafla, w której odbija się cała nędza ćpuna. Sine wargi, szara cera. Tylko jeszcze głos ten sam, tamtego Filipa, którego poznałam prawie cztery lata temu.
21 marca
Długo nie pisałam. Dzisiaj czwarta rocznica mego ćpania. Dużo czy mało? Sama nie wiem. Ale chyba o cztery lata za dużo. Nie odmówiłam sobie uczczenia tej rocznicy. Tylko że tym razem Filip nie robił mi zastrzyku. To ja mu robiłam. Już mu się tak trzęsą ręce, że nie może się wkłuć we własny kanał.
I to jest nasza wolność, którą mi wtedy obiecał. Mam ją. Jestem wolna od normalnego życia.
3 maja
Niedługo koniec drugiej klasy. Zaliczę ją spokojnie. Dziewczyny są fajne. Nie wtrącają się w moje życie. Są inne niż tamte. Nawet je lubię. I na przerwach często z nimi rozmawiam. Są takie zwyczajne. Niekiedy im zazdroszczę. Mają swoje problemy. Czy chciałabym się zamienić? Sama nie wiem. Chyba bym już nie umiała tak jak one. Dzieli nas kolosalna przepaść. Bez dna.
11 maja
Napisałam Annie, jak się sprawy mają. A mają się źle. To znaczy w szkole jestem nadal nie zagrożona. Ale biorę coraz częściej. I coraz więcej. Dawki skaczą. Gdy je zmniejszam, to mnie kurwica bierze i znowu muszę zwiększyć. Dotrwam do końca roku szkolnego. Ale co będzie dalej? Nie wiem.
Co tak mnie zraniło, że muszę zapomnieć?
6 czerwca
Anna pisze. Pisze ostro. Pyta: dlaczego chcę marnować swoje życie? Przez przypadek przegram życie.
Ja już je przegrałam, czuję to. Nawet gdy będę jeszcze długo żyła, to zawsze będę przegrana. Bo jestem nieuleczalnie chora, sama na siebie.
Biorę nadal. Trochę mniejsze dawki. Taka mała karuzela – dom – szkoła – chata – czasami Marta – dom. Wszystko na haju. Idę ulicą naćpana, myślę naćpana. Już nie umiem rozróżnić swoich stanów.
Cały świat jest naćpany.
20 czerwca
Rozdanie świadectw. Nawet świadectwo jest naćpane. Prawie same piątki i nagroda na akademii. Absolutny absurd. I wspaniała wiadomość: moje liceum rozwiązują i uczniów przenoszą do tego, z którego odeszłam. Czyli wrócę tam, mimo że tak bardzo mnie nie chcieli. Tyle że moja była klasa jest o rok wyżej. Cóż, trzeba będzie tam wrócić. Głupi układ.
25 czerwca
Jestem pełnoletnia. Wobec prawa. Wobec siebie jestem niczym. Jakiś tort, świeczki, prawie jak pogrzeb.
Filip coś bełkotał przez telefon. Nie mogłam go zrozumieć. Ale mimo wszystko pamiętał. Kim jesteś Filipie? Dlaczego zjawiłeś się w moim życiu?
30 czerwca
Rano idę do chaty i biorę swoją dawkę oraz zapas. A potem już nie muszę nic robić. Plączę się po ulicach, unikając trefnych miejsc. No, gdyby mnie teraz milicja dorwała. Ręce popuchnięte. Nie trzeba żadnych dowodów. Ślad na śladzie.
10 lipca
Filip z Alfą wyjeżdżają na kilka dni w pola i przywożą mleczko. Lecimy na czysto. Ja organizuję sprzęt, bo panuje żółtaczka wszczepienna
Idę ulicą – puste miejsca
Płaczę – puste słowa
Wierz – puste myśli
I na cmentarzu -
puste groby.
I we mnie jest taka pustka. I w nas wszystkich.
12 lipca
Dawki się zwiększają. Coraz trudniej się ukrywać przed rodzicami. Jestem w ciągu. Muszę brać codziennie. Kiedyś trzeba będzie się odtruć. Nie wyobrażam sobie tego. Nie myślę o tym. A o czym ja myślę?
Myślę, że chciałabym umrzeć bez bólu. Nie dusząc się, tylko tak spokojnie, jak zgasła Iga.