Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

7 lipca

Znowu mam wolne wyjścia. Siostra oddziałowa widziała mnie na mieście, jak rozmawiałam z milicją i oglądałam ich motocykl. Poinformowała o tym panią doktor. Powiedziałam jej, że przeprowadzałam kontrolę. Stwierdziła, że chyba jednak jestem chora.

Nie wiem, na jakiej podstawie tak twierdzi, że dziwnie się zachowuję? Zawsze zachowywałam się inaczej. Czegoś tutaj nie rozumiem.

18 lipca

Pogoda wspaniała, a ja wegetuję w psychiatryku. Filip czasem przychodzi, ale jestem tylko bardziej rozdrażniona. Przestałam zupełnie czytać. Łykam prochy, zaćpam i to wszystko. Prawie z nikim nie rozmawiam. Kasia mnie nie odwiedza. Pacjenci się zmieniają, tylko ja tu rezyduję, no i pani Zosia. Ale pani Zosia to stały punkt programu tego oddziału.

27 lipca

Nic się nie zmienia. Nawet do domu nie chce mi się chodzić na przepustki. Nic mi się nie chce. Może się obudzę w nowej szkole. Robią nam jakieś terapie, ćwiczenia, rozmowy. Inni nawet dobrze się bawią. Mnie już nic nie bawi.

2 sierpnia

Zmniejszają mi dawki leków i starają się częściej ze mną rozmawiać. Tylko nie ma o czym. Nic przecież o mnie nie wiedzą. Tak naprawdę to nikomu nie opowiedziałam o sobie. Oni mnie tylko obserwują, mają wyniki testów, i to wszystko. Czyli nic.

15 sierpnia

Dostałam wypis ze szpitala. Nie mam rozpoznania schizofrenii. Ale nadal będą mnie obserwować w tym kierunku. Niech sobie obserwują. Już nie zgłoszę się do Poradni Zdrowia Psychicznego. Koniec z psychiatrami.

W domu czuję się nieswojo. Nie było mnie tu przez pół roku. Uczę się jakby od nowa normalnie żyć. W moim pokoju jest wielka cisza. Nikt nie krzyczy. Robię to, co chcę. Nikt mnie nie kontroluje.

Filip zadzwonił od razu. Powiedział, że mogę zawsze przyjść. Towaru jest dużo. A jak długo on pociągnie? Przecież on stale bierze. Nie wiem. Ale chyba kiedyś przyjdzie taki dzień, że i Filipa po prostu nie będzie.

23 sierpnia

Za tydzień szkolą. Znowu nowa klasa. Może teraz naprawdę coś się zmieni? Chciałabym bardzo.

Byłam na przesłuchaniu na komendzie. Ostrzegają, że teraz tak łatwo nie będzie. Że będą mnie kontrolować. Znowu pobrali mi odciski palców, zrobili nowe zdjęcia. Jestem fotogeniczna z tym numerkiem. Notowana za włóczęgostwo, narkotyki i zbiorowe ćpanie. Nie wiem, skąd wzięli tę zbiorówkę, przecież nigdy mnie nie nakryli.

1 września

To liceum jest bardzo śmieszne. Mieści się w starym budynku przyklasztornym. W mojej klasie same baby. Dyrektor wezwał mnie od razu do siebie i powiedział, że gdy będą ze mną jakieś kłopoty, to mnie wyrzuci. OK. Przyzwyczaiłam się już do tego, że nigdzie mnie nie chcą.

7 września

Dostałam wezwanie z Przychodni Zdrowia Psychicznego. Nie zgłoszę się, niech się wypchają. Ja robię swoje. Naprawdę. I nikt mi nie będzie przeszkadzał.

Uczę się. Naprawdę się uczę. I spokojnie chodzę do szkoły. Baby jak baby. Rozmowy o chłopakach, dyskotekach, modzie. Inny świat. Zwykłe życie nastolatek. A co ja?

10 września

Gdy bardzo chce mi się ćpać, piję alkohol. A nie chcę się w to wpieprzać od razu. Filip ciągle dzwoni. On się chyba we mnie zakochał. Albo jestem już jedyną jego starą znajomą. Bo Alfa wciąż na leczeniu.

1 października

Po lekcjach chodzę do chaty na godzinę, dwie. Stwarzam wszelkie pozory, że wszystko jest już w porządku. Ćpam sporadycznie. Częściej piję. Siedzę nad książkami. I zbieram w szkole same piątki. Jestem najlepszą uczennicą w klasie. Paranoja. Bawi mnie to nawet. Coś zaczęło mnie w tym życiu bawić. Ale jest to humor olewająco – wisielczy. Sama jestem tym przerażona.

11 października

Pokłóciłam się z rodzicami. Zrobiłam wielką awanturę. Byłam trochę nagrzana i szukałam pretekstu do rozładowania się. Przeklęte to wszystko, co we mnie siedzi.

Potem było mi tak głupio. Nie umiem się opanować. Coraz częściej jestem rozdrażniona. Jestem dzieckiem lęku. Jestem dzieckiem śmierci, którą noszę w sobie. Jestem swoją własną samozagładą. Ale jeszcze jestem. Czasami tylko przychodzi taka myśl, żeby sobie pożeglować bez powrotu. Na tamtą stronę tęczy.

A tu szaro i smutno. Mam na lewym przedramieniu wypalone piętno. Piętno śmierci.

20 października

Filip mówi, że mnie nie poznaje. Przychodzę do chaty w szkolnym mundurku, z tarczą na rękawie, śpieszę się do domu. Twierdzi, że zostałam zniewolona. Ja wiem, co robię. Mundurek szkolny to barwy ochronne. Punktualność i dobre stopnie to pewne zabezpieczenie, że mnie nie rozszyfrują. A milicja czuwa. Majkę walę w stopy, bo oni sprawdzają tylko kanały na rękach. Niewiele wie milicja o narkomanii. A o ćpunach jeszcze mniej. Dlatego możemy spokojnie egzystować i umierać.

2 listopada

Odwiedziłam Martę. Dziwna to melina. Ćpun i złodziej znajdzie tu nocleg. Marta żyje z powietrza. I z miłości. A ja u niej czasami gotuję zupę, gdy nie chcę iść do chaty. Marta pomaga wszystkim, tylko o sobie nie myśli. Czasami przychodzi tu milicja, ale jej nie ruszają. Marta nikomu nie przeszkadza. Nawet drzwi do jej domu są zawsze otwarte. Gdy mam pieniądze, zostawiam jej, bo ona czasami głoduje. Chodzi sobie po świecie taka istota ludzka i niczego nie oczekuje od życia. Marta jest o rok starsza ode mnie.

13 listopada

Nawiązałam kontakt z Anną. Kim jest Anna? Nie wiem. Jest psychologiem z Warszawy i będziemy ze sobą korespondować. Myślę, że to będzie niezłe. Pisanie o sobie do konkretnej osoby. Lubię pisać, zwłaszcza gdy jest mi bardzo źle.

Bo jaki ty jesteś, mój świecie? Niby wszystko takie proste, wszystko ma swoje określone miejsce. Tylko że ja nic z tego nie rozumiem albo rozumiem, kiedy jest już za późno.

A więc witaj, Anno! Może będziesz tą osobą, z którą potrafię się porozumieć. O, przepraszam, która będzie umiała porozumieć się ze mną.

25 listopada

Ćpałam cały tydzień nie trzeźwiejąc. Naszła mnie taka ćpalnicza otchłań, dołek, i musiałam sobie dołożyć. Teraz wszystko mnie boli, serce, wątroba, nerki. Mam kłopoty z moczem.

Po prostu nie mogę się wylać. Maszyna się psuje. Ręce się trzęsą. Ale do szkoły chodzę twardo. Trzeba zachować pozory.

15
{"b":"100484","o":1}