8 grudnia
To piękne słyszeć za życia dzwony i chóry anielskie. Jednak normalni są zubożeni jednowymiarowym spostrzeganiem rzeczywistości i poglądami pani Dulskiej.
Ech, Rosiek, niepoprawna marzycielko, gdyby rodzice nie dali ci jeść, byłabyś jak ta mucha, która pada od jednego klapnięcia.
17 grudnia
Mam dużo badań, wielu młodych ludzi z uszkodzeniami OUN, z zaburzeniami emocjonalnymi. Potrafię ich zdiagnozować, ale co dalej?
Przed nimi długa droga uczenia się życia z defektami psychicznymi. Na każdym kroku widać, jak to wszystko jest dezorganizowane.
21 grudnia
Pracuję na oddziale śmierci. Wynoszą kilka razy dziennie wymęczone, zmienione chorobą, rozpadające się przed śmiercią ciała. I przychodzą nowi, by dokonać żywota.
Pracuję z pacjentką z afazją amnestyczną. Jest jak dziecko, które uczy się mówić, i cieszymy się z każdego słowa.
Mózg to potęga, wystarczy niewielkie uszkodzenie i bywa strasznie albo wielkie uszkodzenie i nic się złego nie dzieje.
22 grudnia
Dzisiaj umarły dwie osoby.
Ćwiczymy pisanie i czytanie z pacjentką z agrafią. Z bohomazów powoli wyłania się sens. Nigdy nie należy tracić nadziei.
23 grudnia
Umarła jedna osoba.
Piszę nowy cykl wierszy. Zespoły histeryczne to poezja neurologii i psychiatrii.
24 grudnia
Zrobiło się rodzinnie, ale dla mnie i tak smutno. Tamto zawsze powraca.
Czy jestem na tyle zaleczona z narkomanii, żeby mieć dużo pewności? Nikt nigdy niczego nie jest pewnym. Nikt nie wie, kiedy spadnie w otchłań czy powiesi się, zacznie pić, zabije z zazdrości. Potem wszyscy wokoło się dziwią, że ktoś zawiódł niespodziewanie, popełnił zbrodnię lub samobójstwo.
Człowiek nie przewidzi swojej rozpaczy, która na niego czyha, codziennie mu się przypatruje, ocenia, czy już może nadejść.
29 grudnia
Dużo jest padaczek alkoholowych po świętach. To pełne zaskoczenie dla niektórych, że już nigdy nie będą mogli pić. To takie dla nich niepojęte, jakby im się zabraniało oddychać.
31 grudnia
Umarły trzy osoby w ciągu godziny.
Skierowałam dwóch pacjentów na psychiatrię z początkami delirium. Święta zbierają swoje żniwo.
Zatrzymałam się w ciszy i nie uczyniłam niczego, co mogło mnie znowu pochłonąć. To nadal bywa niezrozumiale, kiedy nadchodzi lęk i poczucie kruchości i małości wszystkiego wobec wszechświata. I pytanie: po co to wszystko?
7 stycznia 1988 roku
Przestałam spać i zaczynam analizować przyczyny. Jeżeli życie jest nam dane, nie można ciągle pytać o jego sens, tylko tak je przeżyć, by spełniało się codziennie.
10 stycznia
Obniża mi się nastrój. To takie coroczne popadanie w środek. Może tej nocy znajdę odpowiedź, dlaczego wtedy odeszłam z domu tak daleko?
Wina jest w nas wszystkich. A to, że nie potrafią się do niej przyznać, nie jest ich winą, więc wybaczyłam im i nic więcej.
11 stycznia
Pan Profesor stwierdził, że nie będzie żadnego leczenia. Dostałam nowy lek na noc, może sen powróci jak dar z niebios. Są inne zmiany w EEG.
Tak, panie Profesorze. Czasami nie da się inaczej, więc trzeba tak, jak jest.
Basiu, nie potrafisz znowu poskładać się, pozbierać wszystkich swoich twarzy i wziąć się za siebie, własne decyzje, za życie, zamiast pisać i spokojniej iść przed siebie.
Znowu nie chcę powracać.
Myślę zbyt wiele o śmierci.
Nie planuję żadnego samobójstwa.
13 stycznia
Ludzie potępiają samobójców, chorych psychicznie i „innych”. A taki los może dosięgnąć każdego. Silni są najczęściej słabi w pewnych okolicznościach.
Coraz częściej powraca duszność. Wydaje mi się, że jestem prawie gotowa, by przyjąć śmierć, ale kiedy tak mocno kocham, zdaje mi się, że ona chce mi przedwcześnie zabrać bezcenny skarb.
Powracam niepotrzebnie w niewłaściwe miejsca, do ludzi, którzy pamiętają mnie z tamtych lat. I tak jest w całej Częstochowie.
15 stycznia
Czuję w sobie narastające przemiany. Ten rok będzie dla mnie chyba bardzo ważny.
Bez lęku myślę o narkomanii, ćpunach i wszystkich sprawach z tym związanych. Oczywiście przeraża mnie wizja AIDS jako epidemii i plagi ludzkości naszego wieku, ale to jest inny rodzaj niepokoju. Martwię się o człowieka.
18 stycznia
Pisałam całą noc. Niedobrze, tak nie mogę, płaci za to moje serce. Ale nie mogłam się powstrzymać, odłożyć pióra, zamknąć w sobie tyle myśli i uczuć. Na koniec napisałam wiersz dla niego. Nie, wiem, czy mu go ofiaruję, lecz zaistniał i odczytuję go co chwilę.
Lecz zaraz zdaje mi się, że nie ma wiersza, nie ma nocy, snu, wschodu słońca, kolejnego dnia. Nawet mnie nie ma w tym, co stworzyłam.
19 stycznia
Młody chłopak z postacią móżdżkową SM walczy w fazie szoku i nie chce zrezygnować z aktywnego życia. Nie potrafię go przekonywać, że trzeba inaczej. Może jest w tym jakaś metoda oprócz tego, że szybciej zbliżamy się do własnej śmierci lub kalectwa.
25 stycznia
Zaczęłam „rozpadać się”, ale nie po to, by coś zniknęło, lecz czuje w sobie nowy, nieznany wcześniej wzrost potencjału, który umożliwi mi nowy rozwój.
28 stycznia
Wygłaszałam dla rodziców szesnastolatków pogadankę o potrzebach psychicznych, lecz oni niczego nie zrozumieli, jakbym opowiadała o uprawie nieznanej rośliny.
Wszyscy moi pacjenci z rozpoznanym guzem mózgu są skazani na śmierć.
31 stycznia
Dostałam się na studia doktoranckie do Warszawy, ale muszę z nich zrezygnować z powodów finansowych i zdrowotnych.
Należy tak rozłożyć siły, by życie mnie jeszcze nie opuszczało. Dotąd goniłam za wolnością, a stawałam się kolejno niewolnikiem nowych zdarzeń. Teraz już chyba umiem się przed tym bronić, lecz czy całe życie można się tylko bronić?
Dużo jest we mnie życia, postaci, pragnień i marzeń, które trzeba ciągle składać w całość. Czy prawdą jest to, co przeżyłam? To się wydarzyło, ale czy to możliwe?