12 stycznia
Pascal: Ja jest wstrętne.
A ja buntem się podpieram, kiedy nie staje miłości. To ja zamykam ogrody i czekam.
Usiłuję zrozumieć koncepcję psychologii poznawczej i chcę doszukać się w tym człowieka. Może nie dorosłam. Przemawia do mnie Dostojewski, którego teraz czytam tom po tomie, i chcę przetrzymać siebie na „wygnaniu” ze studiów.
15 stycznia
Napad dręczonego sumienia. Wtedy chce się wchłonąć samą siebie.
Rilke: Kto lepi dziecku śmierć z szarego chleba, który twardnieje, albo zostawia ją w ustach jak ziarnko po pięknym jabłku?… Morderców poznać nietrudno, lecz to: śmierć, całą śmierć, jeszcze przed życiem tak łagodnie nieść w sobie i bez gniewu – to niewyrażalne.
16 stycznia
Jaką zbrodnię popełniłam? Jaka kara mi sądzona?
Nie, nie, to nie tak. Dostojewski zgubił się, ja się odnajdę. W tej rzeczywistości.
19 stycznia
Akademie Medyczne rozpoczęły zajęcia.
Cezar rozkosznie mnie budzi. Rano otwiera sobie łapą drzwi i wskakuje na mnie z radosnym wyciem i czuję całe czterdzieści kilo. Poranna kuracja wstrząsowa. Dosypiamy razem w walce o poduszkę.
Może to pisanie pozwala mi przeżyć siebie na co dzień. Mobilizuję się wtedy i przelewam wszystko na papier. Wtedy mniej się spalam w wyczekiwaniu kolejnych zdarzeń i udaje mi się zapomnieć o morfinie. I pojąć nie mogę jej siły i słabości ludzkiego umysłu. Nigdy tak mocno nie pragnęłam przyjaciela, kochanka, miłości, jak jednego zastrzyku.
21 stycznia
Zaostrzono regulamin studiów, by mocniej nas kontrolować i traktować jak gówniarzy. Wezmą nas w żelazne obręcze, by tchu brakło.
Wymyślam ludzi i rozmawiam z nimi. Nie istnieję dla nikogo w tym mieście, chyba że powróciłabym na dno, gdzie pełno nowych straceńców. To nowa generacja ćpunów heroinowych, z większym głodem i potrzebujących błyskawicznej pomocy. I szybciej umierają.
24 stycznia
Czasami idę na spacer, zaglądam do księgarń, odwiedzam klasztor na Jasnej Górze i uciekam do domu.
Dom jest bardzo ważny, by wygrać z chorobą. Tylu ludzi w tych zwariowanych czasach nie ma domu, a jedynie zimne ściany, gdzie króluje osamotnienie, obojętność i brak bezpieczeństwa.
Takiemu domowi nie można zaufać. Dlatego tak łatwo z niego uciec, nawet w całkowite zgubienie.
28 stycznia
Wieczorami oswajam coraz to nowego zwierza w sobie. Chyba niewiele istnień ludzkich dopełnia się do końca. Dławi mnie serce, które staje się nowym wrogiem, a może to w gwiazdach zapisane.
Wiem, że jesteś na wyciągnięcie ręki i czekasz w rogu pokoju. Ta nić zerwie się delikatnie, jak pajęczyna małego pająka, a potrafi omotać muchę, czego mnie nie udało się zrobić z inną żywą istotą na tej ziemi. Nadal czekam, chociaż czasu nie stanie. Wyruszam na niebiańskie zawody. Spotkam tam wielu, którzy zbyt wcześnie szarżowali w ciemność, którzy nie chcieli wierzyć, że są śmiertelni. Moja wiara przedłużyła sprawy oczywiste. Teraz moja kolej, ale poczekaj jeszcze trochę. Nie dam się tobie utulić dzisiaj.
30 stycznia
Duszność minęła i znów jestem człowiekiem, a nie rybą wyrzuconą na brzeg przez złośliwy ocean.
Trzeba żyć ze sobą w zgodzie. Nadal rozkapryszona, gniewna, niekiedy pełna wrogości do tego najlepszego ze światów. Co za brak równowagi emocjonalnej! Wydaje mi się, że wiem, a to kolejny podstęp mojej duszy.
3 lutego
Ponownie śniłam swoje zwłoki w rozkładzie.
Czasami wszystko wydaje się do przetrzymania, a niekiedy świat rozbija się o drobne sprawy. Bezczynność jest zgubą. Różni ludzie mówią różne rzeczy w środkach masowego przekazu.
5 lutego
Nareszcie. Zaczynamy 8 lutego zajęcia na uczelni. Trzeba się przygotować do zwiększonej obrony przed nimi. Mimo wszystko nie umiem tego nazwać powrotem do prawdziwego życia.
Byłam na proszonej zabawie. Ludzie nie rozumieją, dlaczego nie tańczę. To takie proste – ja nie tańczę, mimo że mam dwadzieścia dwa lata.
7 lutego
Przyjechałam do akademika. Milicjanci zostawili bałagan, pokradli trochę różnych rzeczy.
Justyna przywiozła szampana i zrobiłyśmy sobie powitanie. Każdy student dostał specjalną przepustkę i przez dwie godziny opowiadano nam o naszych obowiązkach. Żadnych praw.
9 lutego
Nie uda im się nas zastraszyć. Ludzie trochę się zmienili, są bardziej rozdrażnieni, napięci. Nawet wykładowcy wybuchają.
Wszyscy jakby jeszcze na coś czekali. Tylko na co? Co można tutaj zmienić?
21 lutego
Znowu trenuję i to mnie trzyma przy życiu, chociaż zabiera zdrowie. Może już tak ma być, absurd na każdym zakręcie, ale inaczej nie potrafię, nie umiem się wyzwolić z wiecznego lęku.
Olśnienie na miarę kosmicznego odkrycia – kocham mój dom, kocham rodziców.
23 lutego
Cały dzień nad książkami i końca nie widać. Działamy jak półautomaty, o to im chyba chodzi. Ale nie uda im się. Mimo to dobrze, że boję się wysokości.
25 lutego
To proste połączenie, po każdym treningu nasilają się objawy niewydolności krążeniowo – oddechowej.
O Panie Boże, nie zabieraj mi tego, jeszcze nie teraz.
Chyba zaczynam żyć w innej epoce. Nie ma skali porównawczej, jak było przed rokiem 1980, bo trwałam w innej czasoprzestrzeni, lecz teraz jest coraz trudniej i trzeba zmarnować osiemdziesiąt procent czasu na zdobycie niezbędnych do życia rzeczy.
6 marca
Być spadającą gwiazdą w czyichś marzeniach i spełniać każde życzenie.
7 marca
Jestem jak ptak, który zagląda do karmnika w śnieżny poranek, wędrująca gwiazda, która nie spada w marzeniach z tajemnym życzeniem. Zatopiłam się na dnie oceanu.
Po walkach jestem poobijana. Gdybym miała zdrowe serce… ale nie mam. Dalej trenuje i udaję, że tamtego nie ma. Oszukuję lekarza. Zapłacę kiedyś za to.