20 lipca
Przyjechałam do Warszawy. Marzena pisała, że jest z nią źle. Leci na dużych dawkach. Dostała żółtaczki. Odwiozłam ją do szpitala, ale wcześniej razem przygrzałyśmy i to z jednego sprzętu. Mam nadzieję, że nie dostanę żółtaczki.
Odwiedziłam Annę. Nie namawiała mnie już na leczenie. Mówiła, że chciałaby mnie przekonać, że warto żyć. Gdybym tylko zechciała żyć. Pojechałam do Beaty. Znów jest na wolności. Znów wspomnienia. Prawie nikt nie wyszedł z ćpania. Beata chyba już wie, że weszła w to wszystko bez reszty.
21 lipca
Pojechałam do MONARU sama. Beata nie chciała. W MONARZE zmienili regulamin. Już nie ma powrotów po pół roku. Leczy się tylko raz. Przedtem ludzie ciągle wracali, ciągle ci sami.
Kotan nieźle się trzyma, jak zwykle pełen optymizmu. Ale był zły na mnie za moje ćpanie. Czułam to, wierzył we mnie bardzo. Wyszłam przecież jako pierwsza wyleczona.
4 sierpnia
Wpadliśmy. Nie wiem dokładnie, o ilu aptekach wiedzą, ale Alfa jest już aresztowany, dwóch ćpunów z nim. O mnie jeszcze nie wiedzą, ale to kwestia kilku dni. Alfa bez ćpania zacznie sypać. I to wszystko, co tylko będą chcieli.
W końcu musiało się to stać. Wyniosłam z domu, co się dało, wszystko, co mogło mnie obciążyć. Teraz każdy będzie bronił swojej skóry.
Obrzydliwość.
15 sierpnia
Przyszli po mnie kilka dni temu. Spokojnie zrobili rewizję. Rodzice… Nie umiałam się z nimi pożegnać.
Teraz siedzę w areszcie śledczym. Adwokat załatwił mi pozwolenie na pisanie pamiętnika.
Cela malutka, pryczę dwupiętrowe, kibel i okno wielkości pięści. Bez krat, nic się przez nie nie prześlizgnie, może szczur. Jakoś się trzymam, nie byłam jeszcze w ciągu. W celi jestem najmłodsza. Siedzą ze mną trzy kobiety, jedna za zabójstwo męża, druga prostytutka, a trzecia złodziejka. Doborowe towarzystwo. Anno, miałaś rację, tutaj może skończyć się człowieczeństwo. W śledczym nic się nie robi, klawisze mają spokój i są chyba mniej agresywni.
16 sierpnia
Budzę się rano na więziennej pryczy. Dziwne to wszystko. Nawet znoszę to dosyć spokojnie. Siedzimy wszystkie cztery wpatrzone w siebie albo w ścianę. Klawisz co jakiś czas nas sprawdza. Dają nam jeść 3 razy dziennie i wegetujemy sobie. Nie myślę o niczym. Ani o przeszłości, ani o tym, co będzie. Nie myślę nawet o tym, co teraz. Chyba nie dociera do mnie, że mnie zamknęli. Tylko czasami chwyta mnie straszny lęk, boję się panicznie, tylko nie wiem czego. Wtedy wydaje mi się, że zaraz umrę albo zwariuję. Rzeczywistość jest bańką mydlaną. Gdy mocniej odetchnę, wszystko zniknie. Prawdziwą zmorą jest brudna, pokrwawiona strzykawka. To, co po nas zostaje. I jakiś żal w sercach najbliższych. Po wielkiej pustce, jaką im stworzyliśmy.
17 sierpnia
Dowieźli mnie na kolejne przesłuchanie. Alfa wyśpiewał wszystko. Długo nie chciałam zeznawać. W końcu adwokat powiedział mi, że muszę się przyznać. Będzie się starał o wyciągnięcie mnie z aresztu ze względu na stan zdrowia.
Opowiadam glinom o kolejnych włamach. Pytają o inne. Zaraz by chcieli nas wrobić we wszystkie apteki. Ciągle to samo, daty, co kto robił.
A więc zeznaję. Pierwszy raz w życiu milicji udało się nakłonić mnie do sypania.
Gliniarze rozmawiają ze mną spokojnie. Prokurator ich pilnuje.
– Zmarnowałaś sobie życie, dziewczyno – mówią do mnie.
– Po co ci to było?
Co oni mogą o tym wiedzieć? Ich obchodzą tylko statystyki wykrytych przestępstw.
20 sierpnia
Dowiedziałam się grypsem, że Alfa powiesił się w więziennym szpitalu. Nie wytrzymał tego. Ta wiadomość pogłębia moją depresję. To wszystko jest zbyt okrutne.
21 sierpnia
Wciąż myślę o śmierci Alfy. Odszedł sam, ale właściwie nie miał większego wyboru. Bał się więcej niż ja. Bał się już wszystkiego. Tylko ta okrutna narkomańska siła pchnęła go jeszcze do robienia włamań i teraz do śmierci.
A może oni właśnie wszyscy czekają na naszą śmierć? Nie, to absurd. Tylko tak naprawdę, to czego oni od nas chcą? Od wszystkich narkomanów. Można u nas być skończonym alkoholasem, tylko nie wolno być narkomanem.
Klawisz krzyczał na mnie, że nie umiem ścielić pryczy. Powiedziałam mu, żeby się odwalił i dostałam mocno po pysku. Za godzinę przyszedł mi robić okłady, bo spuchłam, a mam przecież jeździć na przesłuchania. Ale i tak bił słabo.
28 sierpnia
Prokurator zalecił obserwację na oddziale psychiatrycznym. Klawisze przenieśli mnie na podsądówkę. W kajdankach. Dziwne to uczucie, kajdanki na rękach. Ale wolę to niż siedzenie w więzieniu: apel, sprzątanie celi, posiłek, rozmowy o wolności, posiłek, apel, sprzątanie. Można dostać obłędu. I klawisze patrzą na ciebie jak na zbrodniarza. I jeszcze do tego rozmowy tych kobiet.
Zabójczyni ciągle wmawiała nam, że jest niewinna. Prostytutka płakała za dziećmi. Tylko ja i złodziejka byłyśmy w miarę spokojne. One wiedziały, jaki mogą mieć wyrok. U mnie mogło się zdarzyć jeszcze wszystko.
30 sierpnia
Nadal jestem na podsądówce. Normalny oddział psychiatryczny, tylko wszędzie kraty. Codziennie mam badania u psychologa. Wypełniam testy, pełno testów. I rozmowy. Dlaczego, jak, co myślę, co chciałabym. Tysiące pytań.
1 września
Między badaniami nie robię właściwie nic. Do południa zganiają nas w jedno miejsce, żeby mieć wszystkich na oku. Jedzenie jest niezłe, o wiele lepsze niż w kiciu. I pozwalają oglądać telewizję. Więc oglądam, bo dawno tego nie robiłam. Nigdy mnie to specjalnie nie interesowało, a tutaj to jest jedyna rozrywka tych pań. Tutaj nikt nikogo o nic nie pyta i każdy jest oczywiście niewinny. Wieczorem szybko nas kładą. Sanitariusz w nocy chodzi po sali z latarką i sprawdza, czy przypadkiem ktoś nie targa się na własne lub cudze życie. To mnie ciągle budzi, zawsze miałam kiepski sen. Nie wiem, co u rodziców. Kontaktuje się ze mną tylko adwokat. Podobno w śledztwie nie ma żadnych widzeń. Jest tylko pytanie, czy rodzice skorzystaliby z tej możliwości.
4 września
Teraz bada mnie psychiatra. Pyta o choroby, uszkodzenia mózgu. I to ich ciągłe „dlaczego”. Nie wiem dlaczego, już nic nie wiem.