Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

27 lipca

Stan bez zmian. Staram się utrzymywać dawki na mniej więcej tym samym poziomie. Zostałam tylko z Alfą. Filip musiał już iść na odtrucie. Miewał zapaści. Może się uratuje.

4 sierpnia

Coraz trudniej mi pisać. Dłonie się trzęsą. Alfa doradził mi, bym brała rolki. Wtedy nie będzie tak znać. I nie będę musiała lecieć w kanał. Mamy rolki na fałszywe bibuły. Więc to już tak wygląda.

29 sierpnia

Nie wiem, co mam robić. Filip już wrócił. I tak ciągle. Ktoś przychodzi, ktoś odchodzi, niekiedy na zawsze. Filip mnie prosi, bym się odtruła. To niemożliwe. Muszę iść do szkoły, do trzeciej klasy.

Anna pyta w liście, w jakim nastroju rozpoczynam nowy rok szkolny?

W fatalnym stanie, Anno. Jestem przećpaną 18 – letnią dziewczyną, która codziennie musi mieć swoją działkę, by dotrwać do następnego dnia.

3 września

Snuję się jak cień po szkole. Po tych dawnych korytarzach, po których kiedyś chodziłam. Mój były wychowawca stara się mnie nie zauważać, ja jego też. Schodzimy sobie z drogi. To dobrze. Nie chcę, by doszło do nowej sprzeczki. Wtedy go wyzwałam i nie chciałam przeprosić. Teraz nic do mnie nie ma.

Dziewczyny opowiadają wrażenia z wakacji. Są opalone, uśmiechnięte, takie wesołe i pełne życia. Pytają, co mi jest, mówię, że serce mnie boli. I jest to prawda. Coś się z nim dzieje niedobrego, przystaje albo gna jak szalone, do śmierci.

12 września

Bazuję w szkole na dawnej opinii dobrej uczennicy. Oczywiście staram się trochę uczyć. Ale jest to klęska. Nadal jestem w ciągu. Gdy zaczyna brakować ćpania, biorę prochy. Pomagają przetrwać najgorszy okres.

Filip już działa, organizuje. O nic nie pytam. Nie należy pytać. Żeby naprawdę o niczym nie wiedzieć na przesłuchaniach.

27 września

Jeszcze została mi Anna. Pisuję do niej. Nie o wszystkim. Wiem już, że Filip fałszuje recepty. Poza tym ma jakieś kontakty ze światem medycznym. Nie pyta o forsę. Nie wiem, co by to było, gdybym musiała płacić.

Gdy to się wyda, czeka nas chyba więzienie. Jak tam jest? Chyba jeszcze gorzej niż w psychiatryku. Wpadlibyśmy wszyscy. Przestajemy wierzyć sobie nawzajem.

6 października

Anna pyta, czy warto tak żyć? Oczywiście, że nie warto. Ale nie umiem już inaczej. Zresztą nie wiem, gdzie szukać pomocy i jak z niej korzystać.

Dziwne to wszystko. Zupełnie niepojęte. Jak mogłam doprowadzić się do takiego stanu? Sama już nie wiem. Marta jest w ciąży. Nawet chyba nie wie z kim. Opiekuje się nią teraz jakiś facet, który wyszedł z więzienia. Stara recydywa. Widziałam go u niej w samych spodenkach. Ma całe ciało w tatuażach. Ani jednego wolnego miejsca na całym ciele oprócz twarzy.

20 października

Stan bez zmian. Dawki różnie się kształtują. Teraz tylko to jedno się liczy. Zdobyć za wszelką cenę towar na następny strzał. Wszyscy tak lecimy, równo. Przychodzą jacyś nowi ludzie. Ja nie ostrzegam ich jak Iga. Wiem, że to nie ma sensu. Zresztą widzą, jak wyglądamy. Ale na początku jeszcze tego się nie rozumie. I nie wierzy się, że to spotka akurat mnie. Mnie to nie dotyczy. To zabawa. Kiedyś zrozumieją. Zawsze za późno. Taki już jest człowiek, że nie chce pewnych rzeczy pojąć, kiedy trzeba. Ja też, kiedyś…

2 listopada

Anna ostrzega i twierdzi, że mam jeszcze szansę. Gdybym tylko zechciała. Chcę, ale nie mam już woli. Pękam, gdy widzę pełną strzykawkę. Gdy jej nie mam – boję się. Tak bardzo się boję.

Wszyscy się boją. Gdy zbieramy się w chacie, zaczyna się wielkie oczekiwanie. I mam wrażenie, że zaraz to wszystko wybuchnie. Jakby ktoś podłożył bombę zegarową na określoną godzinę. A tą godziną jest towar. Od niego teraz wszystko zalety. Czy będzie i czy starczy dla wszystkich. Już nic innego się nie liczy.

15 listopada

Basia to ja. Tak mi się przynajmniej wydaje. Chyba ja. Ale która ja? Gdzie jest tamta? Tamta chyba dawno umarła. Gdy była małym, szczęśliwym dzieckiem.

Wieczorem słucham muzyki i kiwam się. Tak jak kiedyś Iga. W takt muzyki?

Czasami pet wypadnie z ust i poparzy. Ale nie czuję tego. Niekiedy usypiam nad moim dziennikiem. O czym śnię? Nie pamiętam. Niewiele rzeczy pamiętam, chociaż jeszcze i tak za dużo.

2 grudnia

Muszę chodzić do szkoły. Muszę zacząć się uśmiechać. Trzeba z kimś porozmawiać. Nie bać się zagrożenia.

Czasami, gdy jestem trochę trzeźwiejsza, płaczę. Nie wiem dlaczego? Po prostu płaczę.

Może gdy drgnie ta

wielka siła, co nie we mnie już,

lecz ponad waszą niemożliwość -

wtedy odejdę na zawsze.

15 grudnia

Zatrułam się czymś i nie muszę jeść. I tak bym nie mogła. Jedzenie nie jest mi potrzebne, by żyć.

Kupiłam książkę pani Marii Co macie na swoja, obronę? Był tam adres i prośba, żeby napisać. Napisałam. Pani Maria chce mi konkretnie pomóc. Chce mi załatwić leczenie w ośrodku dla narkomanów ze szkołą. Nie straciłabym znowu roku. Może jest to jakieś wyjście? Może to akurat jedyny ratunek dla mnie? Mam tylko zaliczyć ten semestr tutaj. Czy wytrwam?

20 grudnia 1977 roku

Jestem narkomanką. Nawet przed sobą muszę się w końcu do tego przyznać. Tak, teraz wiem, jak to naprawdę wygląda. A przecież zaczęło się od zabawy, głupiej, dziecinnej ciekawości.

Mam 18 lat. Cztery lata temu pierwszy raz zrobiono mi zastrzyk. I wszystko się zaczęło. Dwa latu temu zawieziono mnie na pierwszy odwyk, później na drugi. A teraz? Ostatnio trochę chorowałam. Leżałam sobie w łóżku i mogłam spokojnie ćpać, moje dawki trochę się zwiększyły. O obecnym ćpaniu nikt nie wie. Rodzice sądzą, że ich koszmar minął. Chodzę grzecznie do szkoły i nawet nie zbieram dwój. I to podobno ma być dowód, że wszystko jest w porządku. Śmieszne.

Zawsze chciałam być wolnym człowiekiem, a stałam się niewolnikiem pełnej strzykawki. Osiągam swoje złudne zadowolenie. I to jest wszystko, co mam. Czy naprawdę nie mam już woli, jak mi to wmawia milicja? Czy naprawdę nie potrafię jeszcze powalczyć o siebie? Chyba nie umiem sobie pomóc, nie umiem też korzystać z pomocy innych. Tyle przesiedziałam w psychiatryku i gdy stamtąd wychodziłam, już w pierwszym dniu byłam zaćpana. Chyba nie wierzę w to, że mogę się jeszcze wyleczyć.

17
{"b":"100484","o":1}