Januszu,
dwa lata temu, kiedy bliski mi człowiek niespodziewanie stracił przytomność i wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazywały, że już się nie obudzi, a jeśli nawet to w charakterze roślinki, przypomniałam sobie jego słowa: „pamiętaj, żebyś nigdy nie dopuściła do tego, żebym wegetował, zanim umrę”. Mój ojczym jest lekarzem i doskonale wie, co oznacza taki stan. Stał się „cud” i po 48 godzinach obudził się i już wkrótce wrócił do pełnej formy. Gra w brydża, przyjmuje pacjentów, a cholesterol ma jak osiemnastolatek. Jednak nieraz zastanawiałam się nad tym, co by było, gdyby cała historia skończyła się inaczej. Gdyby mój mądry ojczym miał być roślinką… Wiem jedno, gdyby eutanazja była u nas dozwolona i gdybym w pewnym momencie musiała nacisnąć czerwony guziczek z napisem „wegetacja” albo ten zielony z napisem „śmierć”, to najpierw pocałowałabym mego ojczyma w rękę, a potem nacisnęłabym ten zielony Gdyby było inaczej, czy miałabym odwagę patrzeć mu prosto w oczy i przekonywać, że tak jest dla niego lepiej. Bo chociaż już nie wyzdrowieje, to sobie jeszcze pożyje. Dla nas? W uszach z pewnością dźwięczałyby mi jego słowa: „ale po co?”.
Pozdrawiam,
Małgosia